Polska żeby awansować do mistrzostw świata musi wygrać ostatnie trzy spotkania eliminacyjne i liczyć na korzystne wyniki w pozostałych spotkaniach swoich przeciwników. Po raz ostatni i jedyny z takiej opresji udało się wyjść kadrze prowadzonej przez Antoniego Piechniczka. Przed koniecznością realizacji takiego planu stoi obecnie kadra Leo Beenhakkera. Holender sam sobie zgotował ten los. Obserwatorzy ostatniego spotkania z Irlandią Północną zgodnie podkreślali, że przyjęta taktyka nie wskazywała na to, że walczymy o być albo nie być w mistrzostwach świata. Zbyt asekuracyjna gra i brak siły ofensywnej spowodowały, że Polacy dopiero w końcówce meczu zdołali strzelić bramkę wyrównującą. I choć okazji nie brakowało, to zwycięska bramka nie padła.
Wspomniany Piechniczek nie był zwolennikiem Beenhakkera. Dał temu wyraz w swoich wypowiedziach, które później niosły konieczność publicznego godzenia się zwaśnionych stron. Piechniczek uważa jednak, że niezależnie od wyniku spotkania ze Słowenią, Holender powinien poprowadzić reprezentację do końca eliminacji do mistrzostw świata. Jeżeli jednak Beenhakker zdecyduje się złożyć rezygnację po meczu ze Słowenią, to zostanie ona przyjęta. Piechniczek w rozmowie z Przeglądem Sportowym dodał, że nikt nie liczy na potknięcie Holendra. Dla działaczy liczy się tylko awans do mistrzostw świata.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.