Trener Jose Pekerman nie zamierzał oszczędzać swoich strzelb i od początku postawił z przodu na eksportowe trio: Juan Cuadrado, James Rodriguez, Radamel Falcao. Na efekt współpracy dwóch ostatnich trzeba było czekać mniej niż 100 sekund. James dostał piłkę na lewej stronie, pozostawiony sam sobie 40 metrów od bramki wrzucił w stylu znanym ze spotkań Bayernu Monachium. Znalazł Falcao w polu karnym, a snajper Monaco uderzył głową tuż obok słupka.
I tak wyglądało całe spotkanie. Dopóki pozostali razem na placu (do przerwy), James i Cuadrado rotowali się na skrzydłach, Falcao czaił się w polu karnym. Akurat snajper Monaco nie znalazł się w idealnej sytuacji, ale kilka wrzutek spadło na jego głowę. Świetną okazję zmarnował Cuadrado, który miał przed sobą tylko Mohameda El Shenawy'ego i poniosła go fantazja, lob wylądował na górnej siatce. Najbliżej powodzenia był James. Mózg drużyny, elektron w drugiej linii, potwierdził, że jest wirtuozem stojącej piłki. Uderzył z wolnego, z 30. metrów, El Shenawy nic nie zaradził, ale piłka zatrzymała się na słupku.
Kolumbijczycy nie schodzili z połowy Faraonów. Większość akcji przeprowadzali skrzydłami. Jak nie James bądź Cuadrado, to boczni obrońcy - Santiago Arias i Frank Fabra. O ile defensorzy nieźle wyglądali z przodu, to kilka razy zachowali się bardzo beztrosko w destrukcji. Pozwolili Egipcjanom wyjść z kontrą i tylko przytomne wyjście Davida Ospiny uratowało przed stratą gola. Na lewej stronie łatwo dawał się ogrywać roztargniony Fabra. Pozwolił Ahmedowi Faty'emu - kapitanowi Faraonów - wedrzeć się w pole karne, a po chaotycznym wybiciu jednego ze stoperów Ospina ponownie musiał się wtrącić.
Najważniejsze wnioski po meczu? Bardzo groźny James Rodriguez. Każda jego wrzutka wprowadzała zamęt w egipskiej defensywie. Dowodził na całym boisku, rozdzielał piłki, przybijał znak jakości na każdej akcji. W roli rezerwowego obiecująco zaprezentowali się Jose Izquierdo i Carlos Bacca, wcześniej dużo jakości zapewnili Cuadrado i Falcao.
ZOBACZ WIDEO Pazdan zwrócił uwagę na ważny aspekt. "Ci piłkarze będą mieli łatwiej"
Niepojęte, że przy tak miażdżącej przewadze Kolumbijczykom nie udało się trafić do siatki. Szczególnie w drugiej części - już z wieloma zmiennikami - krążyli wokół pola karnego jak sępy. Nic jednak nie zdołali uszczknąć. Sam James mógł strzelić przynajmniej hat-tricka, przed Baccą i Izquierdo znikąd wyrastali obrońcy, między słupkami napocił się Essam El-Hadary. Pomimo braku zdobyczy, piłkarze z Ameryki Południowej potwierdzili wszystkie swoje atuty - szybkość, brawurowość i nieszablonowość.
O Egipcjanach można właściwie napisać tylko tyle, że dzielnie się bronili. Im dalej w las, tym bardziej rozpaczliwie. Bez kontuzjowanego Mohameda Salaha byli nijacy jak słabo przyprawiona shoarma. Jedyne okazje stworzyli po kiksach rywali.
Egipt - Kolumbia 0:0 (0:0)
Egipt: Mohamed El Shenawy (46' Essam El Hadary) - Ahmed Fathy, Ahmed Hegazi, Saad Samir, Mohamed Abdel Shafy, Tarek Hamed, Sam Morsy (67' Mahmoud Abdel Aziz), Ramadan Sobhi (66' Amr Warda), Abdallah Said (80' Shikabala), Mahmoud Ibraham Hassan "Trezeguet", Marwan Mohsen (63' Kahraba).
Kolumbia: David Ospina - Santiago Arias, Davinson Sanchez, Yerry Mina (46' Oscar Murillo), Frank Fabra (46' Johan Mojica), Carlos Sanchez, Mateus Uribe (63' Juan Quintero), Jefferson Lerma (81' Miguel Borja), James Rodriguez, Juan Cuadrado (46' Jose Izquierdo), Radamel Falcao (66' Carlos Bacca).