Mundial 2018: Duma w Ipswich. Orzeł Białkowski wylądował na mistrzostwach świata

Getty Images / Stephen Pond / Na zdjęciu: Bartosz Białkowski
Getty Images / Stephen Pond / Na zdjęciu: Bartosz Białkowski

Jeszcze parę lat temu chipsy i alkohol, teraz zdrowy tryb żywienia i pomoc charytatywna. W kadrze Polski nie ma nikogo, kto przeszedłby tak długą drogę na mundial jak Bartosz Białkowski. I nie jest to jego ostatnie słowo. W Anglii duma.

Wojciech Szczęsny podczas jednej z konferencji prasowych opowiadał wprost: "poznałem Bartka 10 lat temu i wtedy wydawało mi się, że może być to bramkarz na lata dla reprezentacji". Tak wyglądały nawet nie plany, tylko najbardziej przewidywalny scenariusz kariery Bartosza Białkowskiego. Sam zawodnik z początku nie dorósł jednak do tej roli. I do 30. urodzin zgromadził tylko jeden mecz w dorosłej kadrze. Dlaczego? Wystarczy wspomnieć, że w 2004 roku zaspał na przedmeczowe zgrupowanie Górnika Zabrze przed debiutem w ekstraklasie.

Z Polski uciekał jako nastolatek. Wówczas prasa ujawniła aferę alkoholową młodzieżowych reprezentantów kraju właśnie z nim w roli głównej. Na jego stole leżała wtedy niemal gotowa do parafowania umowa z Interem Mediolan. Białkowski ją odrzucił, bo dostał zapewnienie od agencji International Management Group, iż czekają go testy w Arsenalu lub Manchesterze United. Młody chłopak uwierzył na słowo. W zamian, jak się później okazało, rzeczywiście otrzymał szansę pokazania się w Anglii. Zamiast wizyty na Old Trafford była jednak wizyta w ośrodku Wigan Athletic...

Bramkarz swoją naiwnością rozmieniał talent na drobne. Wydawało się już, że nigdy nie spełni pokładanych w nim nadziei. Na początku kariery w Anglii przytył ponad 15 kilogramów, bo szukał pociechy w chipsach oraz niezliczonych litrach coli. Jeśli więc powołanie na mistrzostwa świata ma mieć dla kogoś symboliczny wymiar, to Bartosz Białkowski wygrywa ten plebiscyt w cuglach.

- Dlaczego tak się stało? - pytamy Andy’ego Warrena lokalnego dziennikarza "East Anglian Daily Times": - Dobre pytanie. Wydaje mi się, że "Bart" po prostu spotkał na swojej drodze wielu dobrych ludzi. I nareszcie zaczął to doceniać.

Samowolna ucieczka

Na pierwszy przykład z brzegu nie trzeba długo czekać. Był nim największy autorytet samego zawodnika, czyli jego ojciec. On nigdy nie zwątpił w syna. Od dziecka woził go na treningi czy mecze wyjazdowe w juniorskich rozgrywkach. Gdy młody Białkowski bronił raz w deszczu, a na stadionie nie było nawet jednego wolnego prysznica, ojciec dał pieniądze pewnemu miejscowemu, aby syn tylko mógł się u niego wykąpać.

Kiedy Bartosz był już w trakcie swojej przemiany i zaczął mieć na Wyspach "dobrą prasę", u ojca zdiagnozowano raka płuc. Nowotwór przerzucił się na wątrobę. Bramkarza tymczasem czekało spotkanie strefy play-off zaplecza angielskiej ekstraklasy między jego Ipswich Town, a znienawidzonym lokalnym rywalem Norwich City. Dla klubu Białkowskiego najważniejsze spotkanie w XXI wieku.

Trzy dni przed pierwszym gwizdkiem sędziego do piłkarza zadzwoniła mama i wydusiła przez słuchawkę: "Tata miał zawał". Bartosz długo się nie zastanawiał. Nie poinformował trenera, od razu poleciał do kraju: - Rodzina jest najważniejsza. Tata na miejscu już czuł się lepiej, kazał mi wracać na dwumecz - opowiadał potem.

Jesienią 2015 roku, parę miesięcy po tym zdarzeniu, stan zdrowia ojca zawodnika znacznie się pogorszył: - Poszedłem do trenera i powiedziałem, że muszę wracać do Polski. Tata na mnie poczekał... Zdążyłem wejść do szpitala. Zamieniłem z nim tylko trzy słowa. I to był koniec... - opowiadał w rozmowie z Futbolnews.pl.

Gwiazda maluje szkołę

- My, dziennikarze, oraz osoby wokół klubu, zawsze wiedzieliśmy, że "Bart" był wielkim bramkarzem. Co do tego zero wątpliwości. Nie chcę dziwnie zabrzmieć, ale... czujemy, że po śmierci taty wskoczył jednak na zupełnie inny, jakiś kosmiczny poziom - mówił mi wspomniany Andy Warren z "East Anglian Daily Times".

Jakie było największe marzenie jego ojca? Właśnie debiut syna w reprezentacji Polski. Białkowski miał do tego wszelkie umiejętności. Wystarczyło ustabilizować głowę. Polak już jako zawodnik Ipswich Town postawił przy tym na wielokrotny udział w akcjach charytatywnych. Parę tygodni temu zaprosił do udziału w sesji treningowej 15-letniego Bena Baxendale'a. Jego matka wylicytowała taką możliwość za 250 funtów. Pieniądze powędrowały na poczet ratowania oddziału kardiologicznego w miejscowym szpitalu.

- Jak opisać "Barta" jednym słowem? Dżentelmen - opowiada mi z uśmiechem na ustach Ben. Kiedyś takie słowo było nie do pomyślenia w zestawieniu z życiorysem Bartosza Białkowskiego. A obecnie? - Gdy spacerowaliśmy po szatniach na Portman Road (stadion Ipswich Town - przyp.red.), "Bart" spytał się czy mam profesjonalne obuwie oraz rękawice bramkarskie. Po chwili bez zastanowienia dał mi po parze każdej z nich - dodaje.

- Taki już jest. Po prostu zdaje sobie sprawę, iż kariera wielkiego piłkarza musi iść w parze z byciem wspaniałym człowiekiem - przytakuje Andy Warren. Joanna Lorens, czyli dyrektorka polskiej szkoły, do której uczęszczają dzieci bramkarza, wyznała przy tym, iż zawodnik z chęcią odmalował ściany placówki, a nawet zapisywał się jako opiekun do wycieczek.

Nikt nie zabroni mu marzyć


Właśnie za takie proste gesty pokochano Polaka na wybrzeżu Anglii. Podczas domowych spotkań Ipswich istnieje nawet nieformalny zakaz na gwizdanie w jego kierunku: - Wszyscy czujemy dumę, tak to odpowiednie słowo, z racji powołania "Barta" na mistrzostwa świata. Dobrze wiemy tutaj, jak dobrym jest piłkarzem. Cieszę się, że ktoś nareszcie dopatrzył się tego również na scenie międzynarodowej - opowiada Warren.

Wtóruje mu nastoletni Ben Baxendale: - wie pan, że wciąż jestem w szoku po naszej wspólnej sesji treningowej?. - Dlaczego? - pytam dociekliwie, na co dostaję odpowiedź: - Bo nie wiedziałem, że można dojść do aż takiego poziomu.

ZOBACZ WIDEO Wojciech Szczęsny: Kibice byli tym razem sprytniejsi. Spuszczali książki na linach z balkonu. To było bardzo miłe

W przeszłości mówiono, iż Białkowski posiada większy talent od Wojciecha Szczęsnego. Gdzie więc stoi kraniec jego możliwości? Na pewno nie w roli bramkarza drugoligowego Ipswich.

"Bart" zjednoczył się jednak z lokalną społecznością na tyle, że jego córka Nadia płacze na myśl o przeprowadzce z miasta. Niech świadczy o tym również fakt, iż po otrzymaniu powołania do szerokiej kadry na mundial piłkarz nie udzielił pierwszego wywiadu magnatowi na krajowym rynku mediów. Zamiast tego postawił na skromną stronę internetową prowadzoną przez zagorzałych kibiców "The Tractor Boys".

Sam też zaczął zdawać sobie sprawę, iż umiejętnościami przerasta nie tylko klub, ale całe rozgrywki Championship. W Anglii wielokrotnie mówi się, iż Polak to zdecydowanie najlepszy bramkarz zaplecza Premier League: - Ta sprawa wciąż nie daje mi spokoju. Kiedy "Bart" ustalił już wszelkie warunki przedłużenia kontraktu i miał parafować umowę z Ipswich, to finalnie postanowił jej nie podpisać. Pewnego dnia go o to spytałem, a on odpowiedział mi tylko: "Nikt nie zabroni mi marzyć" - dodaje Andy Warren.

- Jakie jest więc jego największe marzenie? - dopytuje.

- Aktualnie przejście do drużyny z Premier League - mówi bez ogródek dziennikarz "East Anglian Daily Times".

- Powołanie na mundial ma mu w tym pomóc? – odpowiadam, po czym otrzymuję ripostę: - Raczej nie. Kluby angielskiej ekstraklasy niczego nowego nie będą w stanie się o nim dowiedzieć. Oni już zdają sobie sprawę, że to jeden z najlepszych bramkarzy na Wyspach.

Źródło artykułu: