Mundial 2018. Portugalia - Hiszpania, hit w cieniu rewolty

PAP/EPA / RONALD WITTEK  / Na zdjęciu: Fernando Hierro na konferencji prasowej przed meczem z Portugalią
PAP/EPA / RONALD WITTEK / Na zdjęciu: Fernando Hierro na konferencji prasowej przed meczem z Portugalią

- Dobra, kończmy już, bo czuję się jak na pogrzebie. A to przecież mundial, cieszmy się! - żartował Sergio Ramos na finiszu konferencji prasowej przed meczem Portugalia - Hiszpania. W piątek wielki hit. Zwarcie w gęstej atmosferze.

Z Soczi Paweł Kapusta

Wysłannicy hiszpańskich mediów drążyli aż miło, a Sergio Ramos kurtuazyjnie odbijał piłeczkę aż mdliło. "Czy Julen Lopetegui popełnił błąd?", "Czy piłkarze mieli cokolwiek do gadania przy zwolnieniu selekcjonera?" - z sali padały kolejne pytania do kapitana o rewolucję, która miała miejsce w hiszpańskiej kadrze tuż przed startem mundialu. Dotychczasowy selekcjoner Julen Lopetegui podpisał kontrakt na prowadzenie Realu Madryt, nowina została zaprezentowana światu, a prezydent hiszpańskiej federacji spurpurowiał. I Lopeteguiego strącił z selekcjonerskiego stołka.

- Rolą zawodników nie jest gadać na ten temat, a tym bardziej podejmować decyzje. To był delikatny czas, niektórzy zawodnicy być może są smutni. Jako piłkarze mamy różne opinie na temat tego, co się wydarzyło, bo przecież jesteśmy ludźmi. Wciąż jesteśmy jednak zjednoczeni wokół celu. Gramy dla naszego kraju, wciąż mamy takie same marzenia, jak przed dwoma dniami - mówił Ramos. Słuchał pytań, mówił, słuchał kolejnych pytań, aż w końcu rzeczniczka prasowa hiszpańskiej kadry zirytowana rzuciła do mikrofonu: - W tym temacie zostało już chyba powiedziane wszystko. Idźmy naprzód.

Ale pytania wciąż padały. Co ciekawe, nowy selekcjoner - legenda Realu Madryt Fernando Hierro - siedział obok, słuchał, czasem się uśmiechał, ale przez większą część konferencji pełnił raczej rolę dekoracyjną. O tym, że mu miło, powiedział dopiero po około dziesięciu minutach. To znamienne - od kilkudziesięciu godzin pisze się na Półwyspie Iberyjskim, że w zamieszaniu w zwolnieniu selekcjonera Ramos odgrywał rolę obrońcy byłego już szkoleniowca, że do ostatniej chwili starał się przekonać prezesa federacji do pozostawienia go w stołku. Ten się jednak nie ugiął i trenera wykopał ze zgrupowania.

Pojawiają się plotki, sprzeczne doniesienia. Według niektórych, Lopetegui jest przekonany, że jego zwolnienie było wynikiem... zemsty prezydenta federacji, Luisa Rubialesa. Bo selekcjoner w ostatnich wyborach poparł kogoś innego. Drudzy przypominają jednak, że jedną z pierwszych decyzji Rubialesa po objęciu sterów w federacji, było... przedłużenie kontraktu z Lopeteguim. I właśnie stąd tak nerwowa reakcja na informacje o podpisaniu umowy z Realem. Inni stawiają pytanie: po jaką cholerę było informować tuż przed startem mistrzostw o podpisaniu umowy z Królewskimi? Nie lepiej byłoby zaczekać do zakończenia turnieju i nie wywoływać wojny domowej? Dla Realu na pewno nie lepiej. Bo co, jeśli Hiszpania odpadłaby z turnieju z hukiem? Jak wówczas władze klubowe przekonałyby kibiców, że Lopetegui to dobry wybór?

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Lewandowski skomentował sytuację Glika. "Doskonale znam przypadek Kamila"

Tak czy siak, jego w Rosji już nie ma, w czwartek poleciał do Madrytu i wskoczył w nowe buty. Wziął tam udział w konferencji prasowej, podczas której niemal ronił łzy, a Florentino Perez grzmiał jak arcybiskup z ambony.

- Wczoraj był najsmutniejszy dzień w moim życiu od śmierci mojej matki. A dziś jest najpiękniejszy dzień - mówił nowy opiekun Królewskich (Więcej o tym przemówieniu TUTAJ). Do czego to doszło, że klub może się stać dla szkoleniowca większą wartością, niż prowadzenie kadry na właśnie rozpoczynającym się mundialu...

Tisze jediesz, dalsze budiesz?

A piłka? Przed czterema laty w Brazylii skompromitowali się i jedni, i drudzy. Hiszpanie na dzień dobry zostali poddani torturom przez rozpędzoną Holandię (pamiętne 5:1 w Salwadorze), zespół Vicente del Bosque kilka dni później wrzucili do kotła w piekle znakomici Chilijczycy. Portugalia wpadła wówczas w takie same koleiny: najpierw skulony ogon po niemieckiej kanonadzie (0:4 w Salwadorze), a później strata punktów ze Stanami Zjednoczonymi. Marzenia trzeba było pakować do walizki.

Jeszcze kilka dni temu można było mieć wrażenie, że po upływie czterech lat w Rosji przyziemiły zespoły już zupełnie inne, poukładane piłkarsko i organizacyjnie. Portugalczycy - aktualni mistrzowie Europy, Hiszpanie - bezapelacyjni zwycięzcy eliminacyjnej grupy, wierzący w ostateczny triumf na rosyjskich stadionach. I w takiej atmosferze przystępowalibyśmy do turnieju gdyby nie fakt, że tuż przed pierwszym występem - hitowym meczem w skali całej fazy grupowej - selekcjoner hiszpańskiej kadry do spółki z prezydentem tamtejszej federacji postanowili do spółki zdetonować atomową bombę. Ale nawet mimo tego hiszpańscy kibice, przechadzający się od kilku dni tutejszą promenadą, wierzą w dobry występ na mundialu. Zamieszanie wokół trenerskiego fotela jest jednak na rękę Portugalczykom. O nich jest cicho. A jak to się w Rosji mówi - "tisze jediesz, dalsze budiesz".

- Musimy teraz patrzeć do przodu. Wiemy, z kim przyjdzie nam się w piątek zmierzyć. To świetny rywal, aktualny mistrz Europy. Czujemy respekt, ale na pewno nie jest to strach. Nawet mimo tego, że gra u nich Cristiano, który zakończył sezon w kapitalnej formie. To piłkarz, który w mgnieniu oka może cię zranić - mówił Ramos.

- Nie zmienimy naszych planów na ten turniej. Mamy na to za mało czasu, poza tym ostatnie tygodnie spędziliśmy na ciężkiej i dobrej pracy - zaznaczył z kolei Hierro. - Hiszpania ma swój styl, dominacji i pięknej piłki. Chcemy tak grać na tych mistrzostwach. Pokażemy to w piątek.

Pierwszy gwizdek o godzinie 20.

Źródło artykułu: