Kuba Cimoszko, WP SportoweFakty: Pamięta pan jeszcze o Polsce?
Michael Thwaite: Oczywiście. Bardzo miło wspominam ten kraj. Niedawno zresztą na ligowych boiskach grałem przeciwko Polakowi - Adrianowi Mierzejewskiemu. Ma świetną lewą nogę, ostatnie podanie i rzut wolny. Trudno było go zatrzymać. Świetnie balansował między formacjami.
Na mundialu go jednak nie zobaczymy.
W tym sezonie był najlepszym graczem w naszej lidze, więc jestem zaskoczony, że nie dostał szansy. Ale skoro tak jest, to widać, że Polska ma głębokie rezerwy.
ZOBACZ WIDEO Euforia rosyjskich kibiców: W finale oczekujemy Argentyny i Rosji!
Jednym z podstawowych zawodników jest Kuba Błaszczykowski, z którym grał pan w Wiśle.
Mieszkaliśmy nawet w jednym pokoju podczas wyjazdów. Był bardzo skryty, dużo rozmawiał przez telefon ze swoją dziewczyną. Z boiska zapamiętałem go jednak jako świetnego dryblera. Miał też doskonałą zdolność do utrzymania piłki, dysponował świetnym podaniem. Pamiętam, że zawsze używał takiego specjalnego zwodu, by minąć obrońców. Nie oglądam go teraz często, ale jestem pewien, że wciąż go stosuje.
Ma pan kontakt z osobami z tamtej Wisły?
Kilka lat temu rozmawiałem z "Kashu" [Kazimierz Kmiecik - przyp. red.], asystentem trenera, który był legendą klubu. Mam też kontakt na Facebooku z byłymi kolegami z zespołu: Marcinem Baszczyńskim, Mariuszem Pawełkiem, Jeanem Paulistą, Cleberem oraz menadżerem Markiem Koniecznym. Wciąż przyjaźnię się też oczywiście z Jacobem Burnsem.
Byliście pierwszymi Australijczykami w historii polskiej ekstraklasy. Oczekiwania były spore, ale niestety nie zostały spełnione.
Pewien fan, gdy odchodziłem, napisał komentarz, że był jeden plus mojej gry w Wiśle - moja ładna żona. A poważnie, to w moim przypadku duże znaczenie miały sprawy pozaboiskowe. Ściągał mnie Dan Petrescu, ale jeszcze w tym samym tygodniu, kiedy uprawniono mnie do gry, został zwolniony. Do dziś nie mogę uwierzyć, że Wisła zrobiła to po 3 remisach, gdy była przecież druga w tabeli. To był bardzo dobry szkoleniowiec, bardzo doświadczony dzięki swojej karierze piłkarskiej. Wpłynęło to też na moją sytuację, szczególnie iż kontrakt podpisałem za jego namową.
Dużo było wtedy tych zmian. Pracował pan nawet krótko z obecnym selekcjonerem Polski, Adamem Nawałką.
Dokładnie. W ciągu 18 miesięcy było pięciu szkoleniowców. To jest bardzo trudne dla piłkarza. Wisła miała bardzo dobrych obrońców, ale także bardzo niestabilny czas. Poza tym, kiedy jesteś młody myślisz, że musisz grać w każdym meczu. Robisz się niecierpliwy jeśli tak nie jest. Pamiętam, że zanim odszedłem, rozmawiałem z Maciejem Skorżą. Powiedział, że zrobiłem bardzo dobre wrażenie na zimowym obozie. Być może jednak powinienem był udać się na wypożyczenie, zamiast odchodzić do Norwegii. Ale bałem się straty kolejnych kilku miesięcy, szczególnie, że wcześniej spotkała mnie już prawie roczna przerwa.
Po tym jak podpisał pan umowę wstępną z Wisłą.
To był bardzo trudny okres w mojej karierze. Zbliżały się mistrzostwa świata 2006. FC National chciał bym został i przedłużył kontrakt. Z perspektywy czasu, być może powinienem to zrobić. Z pewnością gdybym był bardziej doświadczony, nic bym nie podpisał, tylko po prostu czekał. Tymczasem Rumuni chcieli za mnie 1,2 miliona euro, a Wisła oferowała tylko niewielką kwotę, bo za pół roku obowiązywało mnie Prawo Bosmana. Ostatecznie nie grałem, ani nawet nie trenowałem. Sprawa trafiła do FIFA. Wygrałem, ale musiałem zapłacić 50 tys. euro tamtemu klubowi. Straciłem jednak 11 miesięcy mojej kariery w szczytowym jej momencie.
I nie pojechał pan na mundial.
Oglądanie mistrzostw świata 2006 w moim rodzinnym mieście - Cairns w Queensland - było bolesne. Tym bardziej, że byłem jeszcze również w trakcie sporu w FIFA. Tamta kadra Australii to było złote pokolenie. Nie przypadkiem wyszli z grupy.
NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O REPREZENTACJI AUSTRALII, POZYTYWACH JEJ PRZENOSIN DO AZJATYCKIEJ FEDERACJI, TIMIE CAHILLU CZY FUTBOLU W CHINACH
[nextpage]Ogólnie stało się tak, że dwa razy był pan blisko mundialu, ale ani razu na nim się nie pojawił.
Niemniej sam udział w kwalifikacjach w 2005 i 2013 roku był ekscytującym przeżyciem i wielkim zaszczytem. Piłka nożna ma wiele wspólnego z umiejętnością aklimatyzacji. Zmianami czasu, sposobu grania i balansowania między klubem, a drużyną narodową. Najlepsi gracze świata robią to doskonale.
Pan miał z tym problem?
Nie ma co ukrywać. Czasem trudno było mi to zrównoważyć. Na przykład po Pucharze Azji 2007, kiedy musiałem wrócić do Wisły.
To był pierwszy turniej dla Australijczyków w AFC. Wcześniej graliście w federacji Oceanii. Jak pan ocenia tą zmianę z perspektywy czasu?
To było bardzo dobre posunięcie. Mamy większą konkurencję, ciekawsze mecze i prestiż, jak po wygranej w Pucharze Azji czy Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Poza boiskiem to też ma swoje plusy. Dzięki temu piłka nożna przeżywa u nas w kraju rozkwit. Garnie się do niej więcej osób, sponsorów. Tak naprawdę, jeszcze nie wykorzystaliśmy pełnego potencjału tego związku.
Eliminacje MŚ tej strefy wykorzystaliście jednak znakomicie, trzykrotnie wywalczając awans. Co Australia może osiągnąć w Rosji?
Myślę, że przede wszystkim może zająć drugie miejsce w grupie. Stawiam na dobre wyniki przeciwko Danii i Peru.
Czyli Bert van Marwijk może nawiązać do historycznego wyniku swojego rodaka, Guusa Hiddinka?
Jak najbardziej. Ma wcześniejsze doświadczenie, które jest bardzo pomocne na takich turniejach.
Awans do fazy pucharowej byłby świetnym ukoronowaniem kariery waszej legendy - Tima Cahilla, dla którego będzie to już jego czwarty mundial.
Dokładnie. Miałem to szczęście, że mogłem z nim grać w kadrze narodowej. Jest prawdziwym profesjonalistą. Podziwiam jego charakter i mentalność. Jest bardzo trudnym zawodnikiem dla obrońców. Wydaje się, że zawsze jest o krok do przodu, a czas jego wbiegnięcia na pole karne jest niesamowity. Przekonałem się o tym, grając przeciwko niemu w Pucharze UEFA w Norwegii, a także A-League i Chinach.
Wspomniał pan o Chinach. Co pan powie o tamtejszej lidze?
Chiny były niesamowite! Miałem szczęście, że pojechałem tam w wieku 33 lat. Odrzuciłem wiele okazji, gdy byłem młodszy, ponieważ rodzina była dla mnie priorytetem. Co ciekawe, raz pierwszy w mojej karierze byłem zaangażowany w walkę o utrzymanie. Niemniej kraj był niesamowity. To był szok kulturowy pod względem języka i jedzenia itp. Naprawdę mili ludzie. Ale byłem z innymi piłkarzami z Australii, więc to ułatwiło sprawę. Grałem przeciwko wielu fantastycznym zawodnikom. Klub opiekował się nami doskonale, dostałem prywatnego kierowcę i tłumacza.
Pieniądze wydawane przez ich działaczy szokują jednak nawet Europejczyków.
W Chinach jest dużo biznesu, ale pieniądze wbrew pozorom są wydawane bardzo dobrze. Rząd stara się podnieść poziom, zmieniając zasady dotyczące obcokrajowców. Dlatego też musieliśmy odejść. Inwestują duże pieniądze w światowej klasy obiekty, akademie i szkoły, więc jestem pewien, że w końcu zakwalifikują się, a kiedyś wygrają mistrzostwa świata.
A kto wygra je teraz?
Moim zdaniem znowu Niemcy.
A jak wypadną Polacy?
Przyznam, że nie skupiłem się na waszym aktualnym zespole, więc wolę nie typować. Myślę, że Polska wyjdzie z grupy, a co dalej? Zobaczymy.
***
Michael Errol Thwaite to były piłkarz Wisły Kraków. W latach 2006-07 rozegrał łącznie 11 spotkań dla Białej Gwiazdy we wszystkich rozgrywkach. Z tym zespołem występował m. in. w rundzie grupowej Pucharu UEFA. Przez kilka lat reprezentował także barwy Australii (13 meczów). Dwa razy był bliski wyjazdu na mundial (2006, 2014), raz - na Igrzyska Olimpijskie w Atenach (2004). Ostatecznie nie zagrał jednak na żadnym z tych turniejów. Obecnie prowadzi firmę "This is football", która ma na celu pomoc młodym zawodnikom.