Polski arbiter, Szymon Marciniak, miał mnóstwo pracy w swoim pierwszym spotkaniu na mistrzostwach świata 2018. W starciu Argentyny z Islandią (1:1) trudnych do oceny sytuacji nie brakowało.
Pierwszą, która wywołała mieszane emocje, była akcja Eduardo Salvio z końcówki pierwszej części. Piłka zagrana przez niego trafiła w rękę Ragnara Sigurdssona, ale polscy sędziowie zdecydowali się nie odgwizdywać "jedenastki". Dziennikarze "La Nacion" napisali po meczu, że ta decyzja mogła zmienić losy spotkania.
- Ale w tym przypadku, poza Polską, nie ma mowy o rzucie karnym. To była tzw. ręka nastrzelona. Argentyńczyk dośrodkowywał piłkę, ta trafiła Islandczyka, ale on nie miał na to wpływu. Nie było to rozmyślne. Nie wystawił jej, by blokować podanie. Jego ręka była w naturalnym dla sytuacji położeniu, nieco odchylona, aby amortyzować skutki upadku - wytłumaczył nam były sędzia międzynarodowy, Rafał Rostkowski.
Z kolei na Islandii pojawiły się głosy, że płocki arbiter popełnił błąd w 63. minucie, kiedy podyktował rzut karny zmarnowany później przez Lionela Messiego. - Tutaj moim zdaniem był dosyć czytelny faul, karny był słuszny - podkreślił Rostkowski.
Ta sytuacja była więc jasna. Co innego w 77. minucie. Wtedy przed linią końcową przewrócił się Cristian Pavon. Jak pokazały powtórki, miał on wcześniej kontakt z nogą Islandczyka, ale polski arbiter uznał, że Argentyńczyk tylko na to czekał i rzucił się, próbując wymusić "jedenastkę".
ZOBACZ WIDEO: Rostkowski o kontrowersyjnej decyzji Marciniaka: Szkoda, że nie skorzystał z możliwości zobaczenia powtórki
- Zdania są i będą podzielone. Sędzia na boisku nie miał pełnego obrazu sytuacji, widział wszystko zza pleców obu zawodników. Mógł oceniać na podstawie upadku Pavona. To by potwierdzała gestykulacja Szymona, który pokazywał napastnikowi, by nie upadał w taki "aktorski" sposób. Niemniej oczywiście jest to duża kontrowersja. Szkoda, że Szymon nie zdecydował się obejrzeć powtórki, aby przekonać się, jak naprawdę wyglądał kontakt nóg obu piłkarzy – powiedział Rostkowski.
Co ciekawe, podobne kontrowersje wywołała też sytuacja z pierwszym golem Diego Costy w meczu Portugalia - Hiszpania (3:3) dzień wcześniej. Włoski arbiter tamtego spotkania był mocno krytykowany za to, że nie sprawdził na monitorze czy zawodnik Atletico Madryt nie faulował wcześniej Pepe (uderzył go łokciem w szyję przy opanowywaniu piłki - przyp. red.).
- Skoro sędziowie nie odgwizdali w tych przypadkach przewinienia, to dlatego, że nie mieli pełnego obrazu sytuacji, jaki my mamy w telewizji. I tu pada pytanie o rolę sędziów asystentów wideo, czyli słynny VAR. W piątek sędzia na boisku chyba po prostu nie dostał informacji, że powinien obejrzeć sytuację na monitorze. Szkoda, bo padł gol i było dużo czasu, by sprawdzić, czy wcześniej był faul. W przypadku sytuacji Szymona niestety chyba nie dowiemy się, czy i ewentualnie jak przebiegała komunikacja między nim i VAR, bo to sprawa poufna - podkreślił Rostkowski.
- Wiadomo jednak, że już po 38 sekundach Szymon dał gwizdkiem znak do wznowienia gry. To było za mało czasu, żeby przeprowadzić rzetelną weryfikację takiej sytuacji, na podstawie obrazu z kilku kamer, przez VAR. Obraz z jednej często nie daje pewności. Większość decyzji była jednak w tym meczu prawidłowa. Mamy do czynienia z jedną kontrowersją i tyle. Wbrew opiniom niektórych krytyków, nie ma tu mowy o żadnym skandalu. Polacy prowadzili zawody bardzo dobrze i to trzeba podkreślić - dodał na koniec Rostkowski.