Mecz rozczarował, wykwintności było w nim tyle, co w pasztetowej. A może i mniej. Warto jednak pocierpieć, popsioczyć na psującego sytuację sam na sam Mitrovicia, by w 56. minucie zobaczyć bramkę Aleksandara Kolarova.
Lewy obrońca Romy ustawił piłkę na 30. metrze i z dość ostrego kąta kropnął nad murem prosto w okienko. Gibki jak kot Navas, wcześniej znakomity, nic nie poradził. Cristiano Ronaldo przyznałby znak jakości.
Przed pierwszym gwizdkiem Kostarykanie marzyli o kolejnych wspaniałych tygodniach. W Brazylii wyeliminowali potęgi (Włochy, Urugwaj, Anglia), zatrzymali się dopiero w ćwierćfinale, i to pechowo, bo po rzutach karnych z Holandią. W Rosji nic nie zwiastowało powtórki, nie mieli wiele do zaoferowania oprócz zgrania i wybitnego bramkarza, Keylora Navasa. Czyli tak jak w 2014 roku.
Ustawienie z pięcioma obrońcami wskazywało, że w obawie przed siłą ofensywną Serbów rozstawią zasieki na własnej połowie i skupią się na kontrach. Rzeczywiście, pozwolili rywalom prowadzić grę, ale kilka razy podnieśli ciśnienie Vladimirowi Stojkoviciowi, szczególnie po stałych fragmentach. Tylko Giancarlo Gonzalez mógłby wyjaśnić, dlaczego nie wykorzystał chociaż jednej z okazji.
ZOBACZ WIDEO: Mundial 2018. Jacek Gmoch: Mam przygotowane sporo rozwiązań, jednak najlepsza gra obronna to pressing
Choć Kostarykanie pozwalali na bardzo dużo, to głównie przed własną szesnastką. W polu karnym Serbowie rzadko przedostawali się przez okopy. Skrzydłowi tylko rozkręcali akcje, w najważniejszych momentach nawalali. Pomocnicy, może oprócz Dusana Tadicia, nie grzeszyli śmiałością, przerzucali między sobą odpowiedzialność. Osamotniony Aleksandar Mitrović w otoczeniu pięciu, nieraz sześciu rywali mógł liczyć tylko na ich wpadkę. Niewiele brakło, by wykorzystał jeden z niewielu kiksów dobrze współpracującego bloku.
Gol Kolarova okazał się momentem kulminacyjnym. Niby strata zmusiła Kostarykanów do natarcia, ale atakowali zupełnie bez pomysłu. Stojković zgarniał dośrodkowania albo wyręczali go stoperzy, uważnie kryjący świeżo wprowadzonego Joela Campbella. Cztery lata temu napastnik Arsenalu, wiecznie odsyłany z Londynu na wypożyczenia, zdobywał kluczowe bramki. Tym razem nawet nie doszedł do sytuacji strzeleckiej.
Jeśli temperatura rosła, to głównie za sprawą Serbów. Mitrović trzeci raz urwał się w polu karnym, trzeci raz bez powodzenia. Zszedł z murawy skwaszony, bo wiedział, że marnował wysiłki kolegów. A Kostarykanie ruszyli wściekle dopiero w doliczonym czasie gry. Kotłowało się, dochodziło do spięć, ale wynik już się nie zmienił.
Kostaryka - Serbia 0:1 (0:0)
0:1 - Aleksandar Kolarov 56'
Kostaryka: Keylor Navas - Cristian Gamboa, Johny Acosta, Giancarlo Gonzalez, Oscar Duarte, Francisco Calvo, Johan Venegas (60' Christian Bolanos), David Guzman (73' Daniel Colindres), Celso Borges, Bryan Ruiz, Marcos Urena (66' Joel Campbell)
Serbia: Vladimir Stojković - Branislav Ivanović, Nikola Milenković, Dusko Tosić, Aleksandar Kolarov, Nemanja Matić, Luka Milivojević, Sergiej Milinković-Savić, Dusan Tadić (82' Antonio Rukavina), Adam Ljajić (70' Filip Kostić), Aleksandar Mitrović (90' Aleksandar Prijović)
Żółte kartki: Calvo, Guzman (Kostaryka) oraz Ivanović, Prijović (Serbia)
Sędzia: Malang Diedhiou (Senegal)