Z Soczi Paweł Kapusta
Można mówić, że w całej zabawie chodzi o to, by jaja pokazać na boisku, a nie przed kamerami. Jasne, to jest kluczowe, ale odpowiedzialność sięga dalej niż murawa na stadionie Spartaka.
Polska kadra po fatalnym meczu z Senegalem wraca do psychicznej równowagi w ośrodku pobytowym w Soczi. Czasu na wyklepanie obitej maski po tym czołowym zderzeniu nie zostało wiele, nasza ekipa już w sobotę poleci do Kazania na mecz z Kolumbią (mecz w niedzielę o godzinie 20). Aby mundialowi nie machać białą chustką już po fazie grupowej, trzeba jak najszybciej wyjść z ciężkiego szoku po moskiewskim dramacie. Piłkarze na każdym kroku zapewniają, że są profesjonalistami (i zakładając, że rzeczywiście tak jest, pewnie dali już sobie z tym radę). Wtorkowy mecz na żywo oglądało jednak w Polsce 17 milionów widzów. Im zrozumieć tę wywrotkę jest o wiele trudniej.
Zapewne byłoby łatwiej, gdyby na jednej z organizowanych w Soczi konferencji prasowych zjawił się piłkarz-fundament polskiej drużyny. Ktoś, kto uznawany jest za lidera. Ktoś, komu kibic ufa, nawet mimo zaciągniętego we wtorek gigantycznego kredytu zaufania. Zamiast tego do dziennikarzy - czyli do kibiców - już po dokonanej analizie meczu i ochłonięciu nie przemówił ŻADEN gracz z pierwszego składu. ŻADEN piłkarz, który rozpoczynał starcie z Senegalem w wyjściowej jedenastce. Zamiast tego przed kamery wysyłani są piłkarze rezerwowi (a w środę - Zbigniew Boniek, prezes PZPN).
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polacy ukrywają się po porażce z Senegalem? "Chcielibyśmy usłyszeć co ma do powiedzenia Lewandowski"
Prezes mówił pięknie, jak to prezes. Trudno się z nim nie zgodzić, że to właśnie ten moment, w którym liderzy muszę pokazać, jak to zostało określone - balls. Czyli jaja. Muszą wziąć odpowiedzialność. Trudo jednak uważać, że chodzi tylko o pokazywanie mocy na boisku. Owszem, to jest kluczowe, ale po TAKIM występie, czyli dla wielu graczy po prostu kompromitującym, można chyba wymagać kilku słów od liderów.
- Nie chowamy piłkarzy przed kibicami i dziennikarzami. Nie ograniczamy im możliwości mówienia o tym, co stało się w Moskwie. Po prostu od lat w naszej strategii nic się nie zmienia. Takie składy konferencji nie powinny was dziwić - mówił podczas spotkania z dziennikarzami Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy PZPN.
- Robert Lewandowski jest zawsze na pierwszych konferencjach rozpoczynających zgrupowania. To nie zmienia się od lat. Nigdy nie chodzi na konferencje przedmeczowe, nigdy nie uczestniczy w żadnej innej konferencji. W Soczi był tu od razu po przyjeździe z Polski. Poza tym wedle regulaminu FIFA musimy codziennie zorganizować konferencję. Spędzimy tu kilkanaście dni, a być może i jeszcze więcej, więc musimy tak ustalać obsadę, by graczy nie nadwyrężać i nie wysyłać ich co drugi dzień - dodawał. Trzy krzesła dalej siedział Bartosz Bereszyński, który dokładnie za tym samym stołem siedział kilka dni wcześniej. O tym, kto na konferencje jest wysyłany, nie decyduje jednak ani biuro prasowe, ani rzecznik prasowy PZPN. Decyduje sztab trenerski. To też istotna informacja.
Mniej zorientowane osoby mogłyby uznać, że jest to jedynie lament dziennikarzy i ich absurdalne pretensje. Fakty są jednak takie, że gdy Niemcy przegrali swój pierwszy mecz na mistrzostwach (z Meksykiem), następnego dnia na konferencję pokornie maszerował kapitan - Manuel Neuer. Dwa dni później - inny filar kadry - Thomas Mueller. Niemiecka federacja organizuje też specjalne strefy mieszane po treningach. Podczas jednej z nich szwedzki dziennikarz chciał wręczyć Samiemu Khedirze bilet do domu, sugerując piłkarzowi, że mecz ze Szwecją będzie ostatnim dla aktualnych mistrzów na tym turnieju. Piłkarz podszedł do tematu z uśmiechem, udzielił wyczerpującej odpowiedzi. I co ważne - był dostępny. Tak samo, jak dzień wcześniej Mats Hummels. Można nazywać to niemieckim Ordnungiem, ale można też szacunkiem do kibiców.
Jakub Kwiatkowski: - Zawodnicy byli dostępni tuż po meczu. Teraz jest już kilka dni po tej porażce, więc od ciągłego wracania do tego, co się wydarzyło w Moskwie, nikt nam punktów nie dopisze. Chcemy ten temat zamknąć jak najszybciej i skupić się na przygotowaniach do meczu z Kolumbią. Zawodnicy zdają sobie sprawę z tego, że przegrali ważny mecz, ale jeśli chodzi o pokazanie jaj, to niech zrobią to na boisku - dodawał rzecznik.
Oby. Bo w przeciwnym razie po Kolumbii na konferencjach prasowych już na pewno nie będzie nikomu do śmiechu i żartów. Poza tym, warto posiadać umiejętność mówienia nie tylko wtedy, gdy świeci słońce. W tym momencie wygląda to tak: głośni po zwycięstwie, cisi po porażce.
Czyli że ona ma jaja a on niekoniecznie ?
Będzie OK. ..... byli słowni- pokazali