Rosły napastnik bezlitośnie wykorzystał błąd Toniego Kroosa i perfekcyjnie wykończył kontrę. W 32. minucie uprzedził Antonio Ruedigera, przeniósł piłkę nad głową Manuela Neuera i przełamał wielomiesięczną niemoc. W Soczi wszyscy byli zaskoczeni. Niemcy (których mógł odesłać do domu), kibice i sam Toivonen.
Szwed pojechał na MŚ z braku laku. Po odejściu Zlatana Ibrahimovicia trener Janne Andersson nie mógł wybrzydzać, bo nie miał w kim wybierać. Zresztą, wystarczy spojrzeć na statystyki Toivonena. 23 spotkania we francuskim Toulouse FC, od połowy sezonu głównie kilkuminutowe epizody. Liczba bramek: zero. Jego marnego dorobku nie poprawia gol w marcowym meczu towarzyskim z Chile. Przypominamy, Toivonen to napastnik.
W większości kadr selekcjonerzy nawet by na niego nie spojrzeli, a u Anderssona wychodził w jedenastce. Selekcjoner ufał, że przyda się zespołowi tak jak w barażach z Włochami, kiedy zaliczył asystę przy decydującej bramce.
W końcu Toivonen udowodnił, że nie stracił swojego instynktu sprzed lat. W karierze klubowej strzelił 100 bramek, przecież kilka lat temu jako zawodnik PSV trafiał w holenderskiej Eredivisie jak na zawołanie. Ostatnie sezony to jednak wyłącznie równia pochyła. Mecz z Niemcami może stać się dla niego punktem zwrotnym, chociaż wielkiej kariery już nie zrobi, w tym roku skończy 32 lata.
I pewnie tylko żałuje, że nie udało się dowieźć sensacyjnego prowadzenia 1:0. Niemcy wygrali 2:1 po golu Kroosa w doliczonym czasie gry. Za Odrą będzie jednak długo pamiętany jako człowiek, który zapędził ich kadrę w kozi róg i doprowadził kibiców do paniki.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Kazań gotowy na przyjazd Polaków. Zachwyca efektownymi muralami