Michał Kołodziejczyk z Kazania
Jerzy Engel, uśmiechając się do kamery, powie przed meczem, że dla bramkarza szalenie ważny jest pierwszy kontakt z piłką. Paweł Janas ustawi zespół i wytłumaczy, jak Polacy powinni zagrać od pierwszej minuty. W niedzielę wieczorem okaże się, czy Adam Nawałka dołączy do Engela i Janasa, byłych selekcjonerów, którzy, zanim zostali ekspertami telewizyjnymi, musieli odsiedzieć swoje w cieniu - ze wstydu, po blamażu na mundialach. Na świeżo po wielkich turniejach, w których prowadzili Polaków, nikt ich nie chciał słuchać.
Nawałka jest teraz najsamotniejszym Polakiem na świecie. Ostatniej nocy pewnie już nie analizował, nie rozkładał kompromitującej porażki z Senegalem na czynniki pierwsze. Wie, że genialnego stratega od niedouczonego nauczyciela wuefu czasami dzieli dziewięćdziesiąt minut. Ponieważ to faza grupowa, selekcjoner dostał czas, by przygotować się do poprawki. Trzeciego terminu nie będzie, jeśli obleje egzamin z Kolumbią, we wrześniu będzie musiał szukać innej uczelni, innego kierunku.
Nawałce nikt nie pomoże, osobiście będzie odpowiedzialny za każdą podjętą decyzję. To miłe być selekcjonerem, gdy się wygrywa i reklamuje parówki, telefony albo telewizory. Gorzej, gdy przychodzi taki czas, gdy każdy pomysł wydaje się ryzykowny. Porażka z Senegalem odsłoniła wszystkie słabe strony jego taktyki, a być może trupom w Soczi robi się gorąco i tylko czekają na odpowiedni moment, by z hukiem wypaść z szafy.
Według naszych informacji w wyjściowym składzie na Kolumbię może dojść nawet do pięciu zmian w porównaniu z pierwszym meczem Polaków na mundialu. W odstawkę mają pójść liderzy starego pokolenia, rocznika '85, który był jak pomost miedzy złymi a dobrymi czasami. Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski o sile tej reprezentacji stanowią od dekady, teraz - w najważniejszym meczu w karierze - zastąpić mają ich inni piłkarze.
Nawałka nie chciał być jak Janas i zabrał na mundial nawet kontuzjowanego Kamila Glika, teraz nie chce być jak Engel i nie chce czekać do spotkania o honor, by dać szansę "rezerweiros". Gdyby rzeczywiście zdecydował się wywrócić pięć lat swojej pracy do góry nogami i zrezygnować ze swojego stempla, czyli stabilności, zagra va banque: jeśli wygra, będzie geniuszem, jeśli przegra - błaznem. Już teraz z kadry dochodzą głosy, że jak dobrze nie wyglądaliby na treningach Dawid Kownacki, Jan Bednarek czy Bartosz Bereszyński to robienie z nich liderów formacji w spotkaniu z Kolumbią wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. "To nie Litwa" - mówią doświadczeni. Młodsi mogą odpowiedzieć: "Ani Senegal".
W trenera łatwo teraz strzelać, nie ma jak się bronić. Pomysł z rewolucją w składzie zostanie wyśmiany, jeśli Polacy w Kazaniu nie dadzą rady. Gdyby jednak Nawałka niczego nie zmieniał, posłał w bój starych żołnierzy, a mecz z Kolumbią zakończyłby się porażką - także stałby się pośmiewiskiem. Dołączyłby do grupy trenerów, którym zabrakło odwagi i musiałby na konferencję przed trzecim spotkaniem w grupie wysłać kucharza. Zresztą trener po wtorkowej porażce w Moskwie już odciął się od świata, podobnie jak kapitan i inni zawodnicy, uważani za liderów drużyny.
Robert Lewandowski, Błaszczykowski czy Piszczek przez cztery dni nie czuli potrzeby, by podzielić się swoimi przemyśleniami, nie doczekali się nawet zdjęcia na basenie, które wyśmiałby tabloid - jakby zamknęli się w pokojach i oglądali "Spartę", albo "Braveheart" szukając natchnienia do walki w beznadziejnej sytuacji. Rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski wyjaśnił na Twitterze, że konferencje z zawodnikami organizowane są dlatego, że to wymóg FIFA. Gdyby nie to, być może nie wiedzielibyśmy nawet, czy wszyscy żyją.
Przed turniejem ewentualne punkty w meczu z Kolumbią traktowaliśmy jako bonus. Łatwiej było wkalkulować w ostateczny rachunek porażkę, dopisując po trzy za zwycięstwa z Senegalem i Japonią. Piłkarze sami postawili się jednak pod ścianą meczem w Moskwie. Nie mogą już kalkulować, zastanawiać się i odkładać niczego na później. Na boisku w Kazaniu trzeba zostawić na boisku wszystko, wyjąć z kieszeni ostanie oszczędności. - Teraz już każdy mecz w Rosji będzie dla nas jak finał - powiedział Maciej Rybus i miał rację, chociaż nie o takich finałach marzyliśmy, gdy zaczynał się turniej.
Polacy z ostatnich dziesięciu meczów na mundialach wygrali tylko dwa, za każdym razem gdy grali tylko o honor. Strzelili tylko sześć goli, stracili dwadzieścia. Ostatnio polski bramkarz nie wyjmował piłki z siatki w meczu na mistrzostwach świata 32 lata temu, w Meksyku. Żaden z piłkarzy będących w kadrze Nawałki nie ma prawa tego pamiętać.
Tę reprezentację stać na zwycięstwo w meczu o wszystko. Trzeba po prostu jeszcze raz w nią uwierzyć. To nie są piłkarze, którzy dostali od kibiców kredyt zaufania, a później go tylko tracili. Droga była odwrotna - kredytu nie było żadnego, piłkarze sobie wyszarpali każdym kolejnym dobrym meczem, wygranymi dwoma eliminacjami do wielkich turniejów, miejscem w ósemce najlepszych drużyn w Europie, świetnymi występami w klubach. Pracą, pokorą i pasją. Trudno ich było nie lubić i niech nie zmieni tego porażka z Senegalem. Zawiedli, zagrali beznadziejnie, ale przecież nie można im zarzucić, że nie chcieli, by było zupełnie inaczej. Oni grali też o swoje marzenia i dopóki jest nadzieja, niech nie przestaną walczyć.
Początek meczu o 20.
Przypuszczalny skład Polaków: Szczęsny - Bereszyński, Bednarek, Pazdan, Jędrzejczyk, Rybus - Góralski, Krychowiak, Kownacki, Zieliński - Lewandowski
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Piotr Świerczewski: Nie będzie grania "na hura". Remis utrzyma nas w turnieju