Mundial 2018. Maciej Żurawski: W starym kinie

- Moim zdaniem zawirowania wokół Lewandowskiego w Bayernie spowodowały dużo złego. Odejdzie, nie odejdzie, podoba mu się w Monachium, nie podoba - mówi były wybitny piłkarz, dziś ekspert piłkarski w TVP.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Maciej Żurawski Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.Pl / Na zdjęciu: Maciej Żurawski

Michał Kołodziejczyk, WP SportoweFakty: Rozumie pan sposób, w jaki polscy piłkarze tłumaczą przegrany mundial?

Maciej Żurawski, były reprezentant Polski: To trudny moment dla zawodników. Nie da się tak w pięć minut odpowiedzieć na pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Byłem w podobnej sytuacji po Euro 2008, wcześniej przegraliśmy też mundial 2006 w Niemczech. To, co powiedział Robert Lewandowski dzień po meczu z Kolumbią - że rywale byli poza naszym zasięgiem - jest zwyczajnie najprostsze. Ucina kolejne pytania, nie pozwala wejść głębiej w przyczyny problemu. Wyobraźmy sobie, że Lewandowski mówi na konferencji, na gorąco, że drużyna była źle przygotowana. Przecież natychmiast zaczyna się burza. Wszyscy szukają tego, kto za to odpowiada, grzebią w sztabie, rozliczają szefa, czyli Adama Nawałkę, a mundial przecież ciągle trwał. Lewandowski odpowiedział logicznie, byliśmy słabsi i koniec. Bez rozkładania na czynniki pierwsze.

Naprawdę uważa pan, że byliśmy słabsi i koniec?

Ta reprezentacja jest ofiarą własnego sukcesu. Bardzo dobrze spisała się na mistrzostwach Europy w 2016 roku, od pierwszego spotkania wszystko ułożyło się po myśli naszych piłkarzy. A przecież nie były to mecze do jednej bramki, nie byliśmy o klasę lepsi od rywali, oni też mieli swoje okazje, ale albo pudłowali, albo nasz bramkarz świetnie bronił. Na sukces we Francji złożyło się wiele spraw: szczęście też, ale przede wszystkim fakt, że nasi piłkarze przed turniejem mieli fantastyczny sezon w swoich klubach.

Nie było żadnych znaków przed mundialem, które mogły nas ostrzegać przed katastrofą?

Wspominało się o gorszym sezonie naszych gwiazd, ale ogólna euforia wszystko zagłuszała. Kredyt zaufania do reprezentacji Polski był tak duży, że nawet kiedy traciliśmy gole w meczach towarzyskich i wyraźnie było widać, że coś nie gra, tłumaczono, że to tylko element przygotowań, a forma ma przyjść na pierwszy mecz. A tak naprawdę przecież żaden element przygotowań nie przewiduje tracenia goli. Dopełnieniem wszystkiego było zwycięstwo 4:0 z Litwą tuż przed mundialem. Zwycięstwo przekonujące, z polotem, po którym zawodnicy otrzymali wysokie noty i nasłuchali się zachwytów, jacy są cudowni. Jechaliśmy na mundial w stanie euforii, oczekiwania były wielkie, bo tę drużynę stać było na dojście do najlepszej ósemki Euro. Tyle że to było dwa lata temu. Możemy przypuszczać, że popełniono błędy w przygotowaniach, ale prawdę zna sztab trenerski, nam sprzedaje się to, co najprostsze.

Możemy przypuszczać, że popełniono błędy w przygotowaniach, ale prawdę zna sztab trenerski i nam sprzedaje się to, co najprostsze.

Możliwe, że naszych piłkarzy przygniotła presja?

Wymagano od nich dokładnie tego samego, co przed Francją - czyli wyjścia z grupy. Nic się nie zmieniło poza tym, że mundial to szczebel wyżej od Euro, tymczasem my nie tylko nie zagraliśmy jak na Euro, ale dużo gorzej. Kiedy pyta pan o presję, zastanawiam się, czy to wszystko nie zostało zbyt pozytywnie nakręcone. Zapomnieliśmy, ilu zawodników nie gra w swoich klubach, ilu ma problemy ze zdrowiem, ilu nie trenuje. Sparingi tylko zamazały rzeczywisty obraz, daliśmy się nabrać, że wszystko jest w porządku. Jeśli nie grasz na co dzień w klubie, to nie masz pojęcia nie tylko, czy stać cię na trzy mecze w grupie na wysokim poziomie, ale nawet jak wypadniesz w tym pierwszym, w przypadku Polski - najważniejszym. Nasza reprezentacja miała chory kręgosłup, Kamil Glik leczył kontuzje, Kamil Grosicki ma za sobą średni sezon, Jakub Błaszczykowski niemal w ogóle nie grał, Grzegorz Krychowiak grał słabo. To był przecież trzon naszej drużyny.

A Robert Lewandowski?

Moim zdaniem zawirowania wokół jego sytuacji w Bayernie spowodowały dużo złego. Odejdzie, nie odejdzie, podoba mu się w Monachium, nie podoba. Trudno się od tego odciąć i udawać, że nic się nie dzieje. Przed mundialem sprawy wokół kapitana reprezentacji przybrały zły obrót. To nie był odpowiedni moment.

Lewandowski tłumaczył, że sam nie jest w stanie wygrywać.

Nie wiem, czy to już wyglądało jak krytyka kolegów, ale to, że Robert jest uzależniony od podań, to akurat prawda. Łatwo się bronił, trudno przecież wymagać od niego, by ciągle cofał się po piłkę. Lewandowski jest środkowym napastnikiem i ma być obecny głównie w polu karnym przeciwnika, ma oszczędzać siły na poruszanie się między obrońcami rywali. Dlatego reprezentacja nazywa się reprezentacją, że grają w niej najlepsi zawodnicy w kraju i musi się znaleźć ktoś wśród pomocników, kto będzie potrafił wykorzystać atuty Roberta. To powinno być zadaniem selekcjonera, by Robert nie musiał wracać i samemu rozgrywać. Pamiętam taki swój mecz w reprezentacji, kiedy byłem wszędzie. Na lewej stronie boiska, na prawej, przy linii środkowej. Myślałem sobie, że jest super, ale nie robiłem najważniejszego, nie stwarzałem zagrożenia pod bramką przeciwnika, nie było mnie w polu karnym. Ktoś mi wytknął, że robiłem wszystko, tylko nie to, co powinienem.

Jest w ogóle ktoś, kto nie zawiódł w dwóch pierwszych meczach, kiedy jeszcze walczyliśmy o wyjście z grupy?

W spotkaniu z Senegalem najlepiej wyglądała współpraca na lewej stronie między Maciejem Rybusem i Kamilem Grosickim. Byłem zaskoczony, że Grosickiego zabrakło w pierwszym składzie na Kolumbię. Oczywiście zmiany musiały być, po takim występie były nieuniknione, ale akurat ten zawodnik mógł dać to, czego w Kazaniu nam zabrało. Jemu jakby bardziej się chciało, jakby miał więcej sił, widziałem chociaż próby. Nie rozumiem decyzji Nawałki.

A w ogóle decyzja o aż czterech zmianach w składzie była rozsądna? Poza Grosickim trener zrezygnował też z Błaszczykowskiego i Milika. Gdyby nie mogli oni zagrać w eliminacjach, kibice byliby zdruzgotani.

Jestem zdziwiony, że trener nagle stracił zaufanie do tych piłkarzy. W meczu z Senegalem wszyscy wyglądali źle, a nie tylko Błaszczykowski. Takie zmiany były olbrzymim ryzykiem w meczu o wszystko, odcięto nam skrzydła, a na nich w ostatnich latach opierała się gra naszej reprezentacji. Piłkarze, którzy decydowali o losach tej drużyny, zostali pozbawieni szansy pokazania charakteru w dniu największej próby. Ale myślę, że trener może łatwo obronić swoją decyzję. Po Senegalu szukał odmiany, nawet ustawienie zmienił.

To dobrze?

Źle. Uważam, że powinniśmy grać czterema obrońcami. Nie wiem, czy Nawałka wiedział, że gra va banque, czy po prostu dokonując zmian szukał piłkarzy - jak Maciej Rybus i Bartosz Bereszyński - którzy grając po bokach będą jednocześnie gwarantować jakość w obronie i ataku. Wyobraził sobie, że jednocześnie będą w stanie dołączyć do trójki stoperów i oskrzydlać nasze akcje w ataku. Ale to mundial, a nie sparing z Litwą.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×