Ostatnie minuty wyglądały kuriozalnie. Japończycy przegrywali 0:1, ale ten wynik gwarantował im awans, bo w równoległym meczu Kolumbia wygrywała 1:0 z Senegalem. Azjaci podawali sobie piłkę, nie chcieli atakować Polaków. A nasi piłkarze ani myśleli odbierać im piłkę. Publika na trybunach gwizdała.
Selekcjoner Japonii Akira Nishino całą winę wziął na siebie. Po meczu długo, powoli tłumaczył: - To była bardzo ciężka decyzja. Pytanie było: "Co, jeśli.....". I odnosiło się do obu meczów. Tak, wybrałem czekanie. Chciałem mieć pewność, że to "Co, jeśli...." nie zdarzy się w naszym meczu. Więc podjąłem decyzję, że będziemy zależni od drugiego spotkania.
I kontynuował: - Nie byliśmy szczęśliwi. To nie było nasze zamierzenie. To było bardzo ryzykowne. Gdybyśmy widzieli okazję, zaatakowalibyśmy. Jednak co, gdybyśmy stracili drugiego gola? To ja kazałem piłkarzom czekać, a oni mnie słuchali. Zmusiła mnie do tego sytuacja. A ja zmusiłem moich zawodników, a oni mnie posłuchali.
- Awansowaliśmy, więc być może podjąłem dobrą decyzję. Taki futbol też istnieje.
Mecz skończył się ostatecznie porażką Japończyków 0:1, ale awansem z drugiego miejsca w grupie. Świat mówi o skandalu.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Ekspert krytykuje kadrę po spotkaniu z Japonią. "W końcówce otarliśmy się o kompromitację!"