Tę trzeba budować na nowo. I nie chodzi jedynie o personalia, wymienić jednego zawodnika na innego to byłoby najprostsze. Problemy kadry są bardziej skomplikowane i jest ich więcej.
Zacznijmy od personaliów. Co do tego, że po mundialu trzeba szukać nowych opcji, nikt nie ma wątpliwości. Jest duża grupa zawodników z polskiej ligi, którym warto się przyglądać (choćby Szymański, Żurkowski, Frankowski, Makuszewski, Niezgoda, Kądzior), ale też we Włoszech, w Serie A i Serie B, mamy już w sumie kilkunastu zawodników, których nowy trener powinien obserwować. Tym bardziej jeśli to będzie Włoch lub trener znający język włoski (jak Słoweniec Srecko Katanec, przez wiele lat związany z włoskim futbolem, którego nazwisko wymienił ostatnio Mateusz Borek).
Pomijając inne personalia, warto pamiętać, że istotną jest też - wcześniej niepotrzebnie bagatelizowana - kwestia bramkarza. Po mundialu nie brakuje głosów, że to Łukasz Fabiański powinien być numerem 1, bo daje drużynie spokój, pewność, solidność. Wojtek Szczęsny ma może większy potencjał, ale taką tezę trzeba udokumentować dobrą grą na dużym turnieju. To się jeszcze Wojtkowi nie zdarzyło.
Podziały w drużynie
Personalia, to także kwestia podziałów w drużynie. Po przegranym mundialu nadszedł w końcu czas, żeby skończyć z grupkami, koteriami, niesnaskami w zespole. Nie wszyscy muszą się kochać, ale mają na tyle ze sobą współpracować, żeby nie przeszkadzało to w funkcjonowaniu drużyny, nie tworzyło dodatkowych napięć i konfliktów. Mówił ostatnio o tym Zbigniew Boniek. Że dawniej piłkarze poczytywali sobie za zaszczyt grę u boku Roberta Lewandowskiego, a dzisiaj niektórzy mają z tym problem. Prezes PZPN dodawał, że muszą to sobie wyjaśnić we własnym gronie. No to niech wyjaśniają. Jest na to dobry moment.
Kamil Glik musi zaakceptować, że kapitanem reprezentacji pozostanie Robert Lewandowski, bo zabranie mu opaski, byłoby dowodem braku zaufania i stracilibyśmy dla reprezentacji - mentalnie albo nawet realnie - najlepszego polskiego zawodnika. A na to sobie pozwolić nie możemy.
A sam Robert musi zrozumieć, że futbol to sport zespołowy i musi zadbać, by nie stać obok drużyny. A raczej nie stać ponad nią. Musi włożyć więcej wysiłku - jak przystało na kapitana - by pozostali zawodnicy nie odnosili wrażenia, że Robert się uważa za lepszego, że izoluje się od grupy, koncentruje jedynie na własnych biznesach, nie docenia wkładu kolegów w sukcesy drużyny.
Sztab
Odszedł Nawałka, to i sztab będzie kompletnie nowy. Może poza rzecznikiem reprezentacji. Jedna kwestia w budowie nowego sztabu jest istotna. I to także wówczas, jeśli trenerem będzie obcokrajowiec. A może szczególnie wtedy. Otóż w sztabie potrzebne są osobowości, ludzie z autorytetem i umiejętnością wypowiedzenia na głos odmiennej od selekcjonera opinii na temat personaliów, taktyki, przygotowań itd. W kilku ostatnich sztabach reprezentacji zbyt dużo było "potakiwiaczy", niezdolnych przeciwstawić się autorytetowi selekcjonera. Jeśli on błądził, błądziła reprezentacja. Nie było nikogo, kto by uderzył w dzwon i przebudził pierwszego trenera.
Przygotowanie fizyczne
Remigiusz Rzepka przygotowywał reprezentację Polski na trzeci już turniej: Euro 2012, Euro 2016, mundial 2018. Po tym gdy drużyna Franciszka Smudy odpadła z turnieju rozgrywanego w Polsce w meczu z Czechami, widać było, że zespół ma jakiś problem fizyczny. Na Euro 2016 wszystko przykrył dobry wynik, choć wielu piłkarskich ekspertów wskazuje, że drużyna od 70. minuty zaczynała "umierać", a o zaatakowaniu rywala w dogrywce ogóle nie było mowy, musieliśmy czekać na rzuty karne.
Powszechna obiegowa opinia jest taka - obserwując mecze reprezentacji - że kadra na mistrzostwa świata 2018 była źle przygotowana. Że piłkarze biegali zbyt jednostajnie, że brakowało im dynamiki, że "szybkościowcy" w tej drużynie też gdzieś zagubili swój główny walor.
Nawałka i sztab bronili się wynikami testów, że tzw. markery zmęczeniowe zawodników były w porządku, testy biochemiczne i funkcjonalne też były w porządku i nic nie wskazywało, że akurat z przygotowaniem fizycznym ta drużyna ma jakiś problem.
Czyli nauka sobie, a wrażenia z obserwacji reprezentantów na boisku sobie.
Być może jest tak - jak twierdzą niektórzy fachowcy - że jeśli sportowiec jest sparaliżowany stresem, to jego "zablokowany" mózg nie pozwala na wykorzystanie potencjału fizycznego zawodnika.
Nie wiem, na ile to prawda, ale ta teoria wydaje mi się prawdopodobna w wyjaśnianiu rozbieżności pomiędzy tym, że testy wskazują potencjał zespołu, a na boisku tych możliwości nie widać.
Fachowców od przygotowania fizycznego jest wielu. Warto dokonania Remigiusza Rzepki z kimś ze świata skonfrontować.
Po meczu z Chile w Poznaniu, Adam Nawałka zapewniał, że drużyna jest po ciężkim obozie przygotowawczym w Arłamowie i świeżość lada moment zawodnikom wróci. Nie wróciła. Chyba więc warto raz jeszcze warto wrócić do analizy zastosowanych obciążeń.
Przygotowanie mentalne
W dzisiejszym wyczynowym sporcie ważniejsze od trenowania mięśni zawodników jest trenowanie ich mózgów. W głowach leżą wielkie rezerwy. Jeśli piłkarz jest dobrze nastawiony mentalnie, jest pewny siebie, ma wiarę we własne umiejętności - gra lepiej. Podejmuje ryzyko, nie zraża się niepowodzeniami, pokazuje na boisku odwagę.
A reprezentacja Polski - jak poinformował Boniek - wykonała najmniej dryblingów wśród wszystkich drużyn, które przyjechały na mundial. O czym to świadczy? O tym, że brakowało pewności siebie, że nasi grali na alibi, prosty futbol, tak, żeby tylko piłki nie stracić. No, ale w ten sposób nie da się wygrywać meczów na mistrzostwach świata.
Jednak czy możemy być tym kiepskim "mentalem" zaskoczeni, skoro selekcjoner używał takich zaklęć po przegranych meczach jak: "na tyle nas stać", "taki mamy na dziś potencjał", albo "Kolumbia to jest kandydat do mistrzostwa świata" - czym "pompował" rywali, a do własnego zespołu wysyłał komunikat, że jesteśmy słabsi, od razu dając piłkarzom alibi. Zresztą nawet tacy - zazwyczaj silni psychicznie - zawodnicy jak Robert Lewandowski czy Wojciech Szczęsny gdzieś stracili tupet, wiarę w drużynę i charakterystyczne dla nich nastawienie zwycięzców. Robert na konferencji bredził coś, że wylosowaliśmy najsilniejszą grupę mistrzostw, a Szczęsny wyraził opinię, że w jakimkolwiek byśmy składzie nie zagrali, to i tak z Kolumbią nie mamy szans. Zazwyczaj inaczej gada.
Skończyć ze "świętymi krowami"
Nie ma już "żołnierzy Nawałki", bo nie ma Nawałki. Ale problem przywiązania do nazwisk zostaje. Dodajmy: nadmiernego przywiązania. Bo przecież nie chodzi o to, że trener ma zaufanie do zawodnika X czy Y i jest w tym konsekwentny. Problem rodzi się wtedy, gdy trener zaślepiony "miłością" do danego piłkarza, nie chce widzieć, że akurat teraz ma on dołek formy. Że co prawda w wielu meczach nie zawiódł, ale teraz ma trudniejszy moment i warto go zastąpić kimś innym. Sztandarowym przykładem takiego zaślepienia było postawienie w pierwszym meczu mundialu, z Senegalem, na Łukasza Piszczka i Arkadiusza Milika. Trochę im trener zrobił krzywdę, szczególnie każąc grać Piszczkowi w trójce stoperów, gdzie on nigdy dobrze na tej pozycji nie wyglądał.
Co gorsza, wystrzału formy Bereszyńskiego selekcjoner nie dostrzegał tak długo, dopóki nie zawiódł Piszczek.
Takim klasycznym przykładem przywiązania do nazwisk jest też Grzegorz Krychowiak. Nawałka nadal widział w nim piłkarza z okresu gry w FC Sevilli, a takiego "Krychy" nie ma już od dawna. Selekcjoner nie chciał tego widzieć.
Reprezentacja jest drużyną, w której mogą grać jedynie ci, którzy są w najwyższej formie i są zdrowi. Nawałka bardzo długo czekał aż duża grupa zawodników wróci do wysokiej dyspozycji. Po kontuzji czekał na formę Łukasza Piszczka i się nie doczekał. Czekał na Kubę Błaszczykowskiego, który wcześniej miesiącami nie grał w piłkę i też się nie doczekał. Czekał Nawałka na Arka Milika, ale i tu się rozczarował. Miesiącami odbudowywał formę Kamila Grosickiego, ale gdy ten zawiódł w meczu z Senegalem, natychmiast stracił miejsce w podstawowej jedenastce na Kolumbię.
System
Nie warto tracić czasu na próbowanie na siłę systemu, który nie leży w naturze i potencjale reprezentacji Polski. Na próby gry "trójką" stoperów Adam Nawałka poświęcił wiele jednostek treningowych. Efekt nie był nawet zadowalający. Zamiast więc "poszerzania naszych możliwości taktycznych" lepiej skoncentrować się na doskonaleniu takiego, systemu gry, który przynosił nam sukces. Złapanie automatyzmów, praca nad zrozumieniem roli poszczególnych graczy i doprowadzenie do perfekcji gry w jednym ustawieniu da nam więcej niż dziwne eksperymenty.
Alkohol i imprezy
To temat na szersze potraktowanie. Teraz go tylko zaznaczymy. Tzw. imprezy integracyjne dla drużyny, dobrze brzmią jedynie w zapowiedziach. Zbigniew Boniek - w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem ze Sport.pl - twierdził: "I co się stanie, jak wypiją po trzy piwka?".
Jemu się nawet nie dziwię, w końcu Boniek jest twarzą kampanii, w której namawia do picia piwa. Ale w tej kadrze, w której miała miejsce gruba afera alkoholowa, z zarzyganiem dywanu łącznie, nie warto dawać jakichkolwiek przyzwoleń na baletowanie. Ta grupa piłkarzy - z jedenastki zawodników ukaranych finansowo przez Nawałkę za aferę alkoholową w 2016 roku, nadal ośmiu jest w kadrze - pokazała, że "balety" nie kończą się na trzech piwkach, sprawy wymykają się spod kontroli i tu jest problem. Jeszcze większy, gdy impreza odbywa się w czasie przygotowań do dużego turnieju. Przeciętny kibic jednak inaczej sobie wyobraża termin "przygotowania".
Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl
Inne teksty
ZOBACZ WIDEO Kto następcą Nawałki? "Czerczesow? Rosjanie ozłocą go po mundialu"