Mundial 2018. Mario Fernandes znowu w piekle

Getty Images / Kevin C. Cox / Na zdjęciu Mario Fernandes
Getty Images / Kevin C. Cox / Na zdjęciu Mario Fernandes

Mario Fernandes przeżył wiele. Miał depresję i problemy alkoholowe. Pokonał to. Został gwiazdą w Rosji, trafił do jej kadry i golem w dogrywce z Chorwacją (2:2, k. 3:4) dał nadzieję na medal. Ale w jedenastkach przestrzelił swoją i szansa przepadła.

Piłka potoczyła się obok słupka, a Mario Fernandes skrył twarz w dłoniach. Zawiódł w newralgicznym momencie serii rzutów karnych z Chorwacją. A jeszcze chwilę wcześniej był bohaterem, strzelając gola wyrównującego w dogrywce... Nie sposób nie odnieść wrażenia, że historia z sobotniego ćwierćfinału MŚ byłaby świetnym scenariuszem na film. Tak jak zresztą cała kariera 27-latka.

Depresja i zaginięcie

Był 2009 rok. Utalentowany prawy obrońca Sao Caetano przyciągnął zainteresowanie czołowych klubów Brazylii. Ale nie chciał odchodzić. Wiedział, że nie będzie czuł się dobrze z dala od domu. Jednak działacze naciskali. Chcieli zarobić. Przekonali piłkarza, że jedynie go wypożyczą. A w rzeczywistości podsunęli mu pięcioletni kontrakt z Gremio. Nieświadomy Fernandes podpisał. - Mój syn został po prostu oszukany - wspomina dziś jego ojciec.

Mario nie miał wyjścia - musiał wyjechać. Presja otoczenia i samotność spowodowały jednak, że wpadł w depresję. W końcu zniknął. W klubie nic nie wiedzieli o powodach jego nieobecności. Nie odbierał telefonów. - Musiałem iść na policję - opowiada ojciec. Spodziewano się najgorszego. Ale na szczęście po trzech dniach Fernandesa znaleziono w Jundiai. 700 kilometrów od Porto Alegre był w domu swojego wujka. Wyglądał na wyczerpanego i głodnego. Nie miał pieniędzy. Jak ustalono w toku śledztwa, wcześniej błąkał się po kraju. Był widziany we Florianopolis (500 kilometrów) i Londrinie (ponad 1000).

Znerwicowany Fernandes został umieszczony w specjalistycznej klinice. Spędził w niej miesiąc na terapii. - Po prostu bardzo chciałem wrócić do domu do mojej rodziny, więc wyjechałem na kilka dni - wyjaśniał, gdy opuścił zakład. - Dlaczego nic nie powiedziałem w klubie? Szczerze mówiąc, tak naprawdę nie chcę już rozmawiać o tym temacie. Ale powiem jedno: to nie było śmieszne - uzupełnił. Aby nie popadł w głębsze problemy, przeprowadziła się do niego mama.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Muzeum mistrzostw świata w Moskwie


Pijany nawet podczas treningów

Nastoletni obrońca powrócił do zdrowia. Wkrótce zdobył mistrzostwo Brazylii, grał w młodzieżówce Canarinhos. Wydawało się, że wychodzi na prostą. Ale zostawiony sam znowu wpadł w kłopoty. Coraz częściej spędzał wieczory w nocnych klubach. Nadużywał alkoholu. - Potrafiłem wypić tak dużo, że czasami pokazywałem się pijany nawet na treningach - wspomina. Udawało się to jednak przez pewien czas ukrywać. Wszystko wyszło na jaw dopiero, kiedy w wieku 21 lat otrzymał powołanie do reprezentacji Brazylii na mecz z Argentyną. Nie wystąpił w nim, bo spóźnił się na samolot po suto zakrapianej imprezie poprzedniego wieczoru.

W klubie powiedzieli: "dość!". Od tej pory zawodnik był ściśle kontrolowany. W pewnym momencie klub zakazał mu nawet jedzenia poza bazą treningową. Jego trenerzy irytowali się, że wciąż przybiera na wadze. Powód? Zamiłowanie do czekolady, hamburgerów i coli. - Problem polegał na tym, że mieszkałem sam, bez matki lub dziewczyny. Nie wiedziałem, jak gotować - wyjaśniał gracz.

Rosja i Bóg odmieniły życie

Na boisku szło mu jednak na tyle dobrze, że zainteresowały się nim kluby z Europy. W 2012 roku Gremio otrzymało ofertę z CSKA, które było gotowe zapłacić kilkanaście milionów euro. Brazylijski klub chętnie skorzystał z okazji i pozbył się problematycznego zawodnika. A w Moskwie Fernandes przeszedł niespodziewaną odmianę, w której pomógł mu Maicon - napastnik Lokomotiwu. To z nim pierwszy raz Mario poszedł do kościoła ewangelickiego. - Spotkałem się z Bogiem. On mi wiele dał. Stałem się inną osobą - podkreślał Fernandes dla "Championship.com". - Już nie imprezuję. Możesz zapytać, kogo chcesz. Nie znam rosyjskiego życia nocnego - zapewniał.

Brazylijczyk szybko stał się czołowym graczem Premier Ligi. W 2014 roku dostał nawet zaproszenie od Dungi na mecz towarzyski Brazylia - Japonia (4:0). Zagrał w nim 45 minut, spełniając marzenie z dzieciństwa. Ale kiedy po pięciu latach pobytu w Rosji otrzymał obywatelstwo tego kraju, ostatecznie wybrał reprezentację Sbornej. I spotkanie z Chorwacją było już jego 10. w kadrze Stanisława Czerczesowa. - Ten kraj naprawdę zmienił jego życie. Mówi, że jest szczęśliwy, a decyzja o przeprowadzce do Rosji była najlepszą w jego życiu. Twierdzi, że znalazł swoje miejsce w świecie - powiedział brat Fernandesa dla "Bleacher Report" i dodał: - Najważniejsze jednak, że dojrzał i stał się zupełnie inną osobą.

Komentarze (3)
avatar
Robert Cygan
8.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Sędziowie popełnili błąd to nic nie wynagrodzi ze kary beda nałożone a ci co siedzą tam VAR to może zmienić na bar patrzę i nic nie widza 
Wacław Słowikowski
8.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie jestem psychologiem, ale było widać, że Mario przy tym swoim karnym był bardzo spięty, no i spiep... rzył go. Jednak nie ma co się bać, Putin nie wyda rozkazu, by go wywieźć karnie, na Koły Czytaj całość
avatar
wisus54
8.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pierwsza jedenastka Rosjan była bardziej kuriozalna. Jak powiadają klasycy nie ma karnych obronionych są tylko źle strzelone.