Mundial 2018. Chorwacja - Anglia. Pokonali UFO, polityków i przeznaczenie. Chorwacja im niestraszna

Getty Images / Claudio Villa / Reprezentacja Anglii
Getty Images / Claudio Villa / Reprezentacja Anglii

Angielski rząd chciał, aby kadra w ogóle nie jechała do Rosji. Gary Lineker mówił, że piłkarze mają lecieć, ale... po naukę. Gareth Southgate i jego reprezentacja nie walczy podczas mundialu tylko na boisku. Główny rywal to demony przeszłości.

Jeszcze dwa miesiące temu premier Theresa May informowała, iż Londyn na szczeblu dyplomatycznym zbojkotuje mundial. Do Rosji oficjalnie nie ruszy żaden polityk, a najlepiej aby piłkarze sami dostosowali się do protestu. Bo po co mieliby tam jechać. Jak relacjonowano, "baty na terenie największego obecnie wroga rządowi jej królewskiej mości z pewnością nie przyniosą dumy".

W ostatni weekend May oraz reszta polityków zmieniła jednak zdanie. Po ćwierćfinale przeciwko Szwecji (2:0) wygłoszono w Izbie Lordów oświadczenie. W skrócie: same "achy" i "ochy". Pierwszy od 28 lat awans Anglików do najlepszej czwórki turnieju uznano za "niewiarygodny sukces". I słusznie. Lecz nagle wszyscy ci, którzy na siłę chcieli zatrzymać kadrę w kraju, zaczęli piać z dumy.

Pani premier nawet zaplanowała, że z bojkotu zawsze można zrezygnować. Jest jedno "ale" - Anglia musi awansować do finału turnieju. Wówczas Kreml już nie będzie przeszkadzał. Czysta paranoja, która odmieniła angielską scenę polityczną.

Podobny chaos panował w brytyjskim świecie futbolu. Lecz to już się zmieniło. Na angielskich ulicach śpiewa się, iż "piłka nożna nareszcie wróci do domu". Ale tak naprawdę ona już wrócił. Do angielskich serc.

Wślizg nad pucharami

Kiedyś też tak było. Nawet nie lata temu, ale dekady. Po dwóch wojnach światowych i kryzysie ekonomicznym mieszkańcy Wysp musieli gdzieś  lokować własne nadzieje. Ślepo wybierano futbol. Choć niektórzy twierdzą, że była to raczej ucieczka od beznadziejności.

Piosenka "Three Lions" w wykonaniu angielskich komików, która wypromowała tamtejsze Euro 1996, przypomina pierwsze wspomnienie przeciętnego Anglika na myśl o sukcesach reprezentacji. Według autora jest to... "wślizg Bobby'ego Moore'a na Pele". Nie puchary, wieczny splendor, tylko facet który przez parę sekund przejechał się na tyłku. Lecz czego tutaj się chwyta? Kraj, który szczyci się mianem wynalazcy piłki, zdobył tyle samo medali na mistrzostwach świata co Bułgaria czy Austria (jeden, ale złoty).

Kolejne porażki nikomu nie otworzyły oczu. Anglicy wciąż byli ślepi na błędy: przywiązanie do nazwisk czy zaniedbywanie akademii piłkarskich. Zmiany? To byłoby sprzeczne z ich ego. Wielka Brytania to w końcu kraj odseparowany od reszty świata nie tylko wodami ale i sposobem myślenia. Oni zawsze uważali się za epicentrum świata. Co dwa lata - przy każdym kolejnym turnieju - słychać więc było, że skolonizują cały piłkarski świat tak jak kiedyś robili to na mapie. Kończyło się jednak tak jak w starciu sprzed dwóch lat podczas Euro przeciwko Islandii (1:2). Upokorzenie.

To pamiętne spotkanie przechyliło szalą goryczy. Paradoksalnie,  najlepszym co mogło się tam przytrafić. "Brexit" w polityce, "Brexit" na boisku. Znak, iż za wielkością Anglii nikt już nie tęskni. Co gorsze, nikt nie patrzy na nich z zazdrością. Trzeba było się cofnąć. Przyznali to nawet najbardziej zadufani kibice, którzy poza hektolitrami ukochanego tam lagera oraz artykułach o "WAGs" nie widzieli bożego świata.

Pokonali UFO

Dumę schowano głęboko do kieszeni, a kadrę przejął niedoświadczony, ale zwolennik nowej filozofii związku Gareth Southgate. Pierwsze reakcje w kraju przypominały raczej atmosferę konsternacji czy buntu. Wystarczy wspomnieć wypowiedź Chrisa Smallinga, który jawnie wykpił selekcjonera: - Nie grałeś w tak wielkim klubie co ja. Nie wygrałeś tyle co ja. Nigdy nie byłeś tak dobry jak ja.

Wybór Jordana Hendersona na nowego kapitana kadry (zastąpiony krótko przed mundialem przez Harry'ego Kane'a) "Guardian" nazwał "pozyskaniem najsłabszego lidera w historii reprezentacji". "Ten kopacz", jak napisał "The Sun", nie zaznał jednak ani jednej porażki w koszulce z "Trzema Lwami", a zagrał w niej aż 30 razy. Wielcy - jak Lineker, Moore czy Gascoigne - nie mogą się poszczycić takim osiągnięciem. A chyba o to w tym biznesie chodzi.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Mocne słowa eksperta. "Rosjanin kojarzy się z człowiekiem, który bierze doping"

Na tym samym biegunie co Henderson znajduje się Kieran Trippier. Wahadłowy Tottenhamu zebrał przed mundialem zaledwie 5 występów dla angielskiej kadry. To tyle co Daniel Łukasik w reprezentacji Polski. 27-latek mimo to nie chowa się po kątach w szatni. Zamiast tego jest jednym z liderów. Motywował go do tego sam Southgate, który dowiedział się o zdolnościach przywódczych piłkarza po dokładnej analizie jego biografii u... pierwszego trenera WF-u.

Selekcjoner otrzymał informacje, iż Trippier jako 15-latek poprowadził grupę 10-latków do zwycięstwa w szkolnym odpowiedniku mistrzostw świata. Jego zespół wygrał finał turnieju po rzutach karnych. Southgate uznał to za dobry omen. Po trzech tygodniach Trippier został ochrzczony mianem "Beckhama z Bury". A Anglicy? Od ich meczu z Kolumbią minął ponad tydzień lecz tamtejsi kibice wciąż nie mogą uwierzyć, że ich ukochana kadra mogła pokonać kogokolwiek w serii jedenastek.

Aby podkreślić, jak wielkie to wydarzenie na Wyspach,  wystarczy wspomnieć, iż jedna z firm bukmacherskich wyżej wyceniała szansę na wylądowanie UFO pod Londynem. Luke Edwards z "The Telegraph" nie oddał natomiast pomeczowej relacji na czas bo przy karnych - pewny porażki - odszedł od telewizora i zaczął rozliczać winnych odpadnięcia z mundialu.

70 milionów lodówek

Lecz właśnie taki jest cel tej reprezentacji. Walczyć z grzechami i stereotypami przeszłości. Skoro kiedyś było tak źle, to trzeba robić wszystko na opak. I jak na razie wychodzi to świetnie. Martin Samuel z "Daily Mail" zaproponował, aby już wręczyć Southgate’owi dożywotni kontrakt z kadrą. Dla niektórych pomysł szalony, ale jak inaczej nazwać to co dzieje się obecnie na Wyspach.

Jednym z najbardziej popularnych artykułów "The Sun" jest aktualnie publikacja, iż 37 milionów kibiców, którzy obejrzą w kraju środowy mecz z Chorwacją (początek o godz. 20), wykonają podobne przeciążenie elektryczne co 70 milionów lodówek otwartych w tym samym momencie. Dla takich wiadomości Anglicy kupują gazety i zatrzymują je wnukom. W końcu kto wie, ile dekad trzeba będzie czekać na podobny sukces.

Źródło artykułu: