Mundial 2018. Klęski, kontrowersje i upadek legendy. To przejdzie do historii MŚ
Katastrofalne występy polskich i niemieckich piłkarzy, gesty Szwajcarów czy prymitywne zachowanie Diego Maradony. Faza grupowa MŚ 2018 z wielu względów przejdzie do historii mundiali.
Klęska Polaków
Wolelibyśmy do tego nie wracać, ale nie da się zapomnieć o blamażu polskich piłkarzy. Fakt, wylosowali trudną i specyficzną grupę, liderzy albo grali mało w klubach, albo zmagali się z urazami, przedmundialową kontuzją barku Kamila Glika żyła cała Polska. Ale na Boga, nie dało się tego turnieju bardziej schrzanić. Bo już nie chodzi wyłącznie o wyniki, stało się. Zabrakło zęba, pomysłu. Wszystkiego.
Przyczyn jest multum, opasłe tomy nie pomieściłyby wszystkich mądrości, które przewinęły się przez prasę i internet. Przede wszystkim mistrzostwa ułożył pierwszy mecz. Nasi piłkarze wyszli na Senegalczyków wystraszeni, Thiago Cionek - wynalazek Adama Nawałki - był wręcz przerażony i sparaliżowany stawką, zamykaliśmy oczy przy każdym jego kontakcie z piłką. Kopanie się po czołach dało rywalom bramkę. Cionek zachował się jak słoń w składzie porcelany, w Serie A wybiłby w krzaki strzał Idrissy Gueye, w Rosji skierował go do własnej siatki. Zamiast odrabiać straty, Grzegorz Krychowiak na spółkę z Janem Bednarkiem i Wojciechem Szczęsnym strzelili sobie najbardziej kuriozalnego gola mistrzostw.
Porażka z Senegalem całkowicie rozbiła mentalnie Polaków. Na mecz ostatniej szansy z Kolumbijczykami miał wyjść inny zespół, bo przecież gorzej się nie dało. A jednak.
Nawałka przepuścił skład przez maszynę losującą, wystawił bardzo eksperymentalne zestawienie i chyba przeszarżował. Po 15 minutach względnie wyrównanej walki akumulatory padły, Polacy stanęli. Kolumbijczycy odstawiali ich na kilka metrów i zaczęli egzekucję. Przypomniały się najczarniejsze czasy kadry, 0:3 to i tak niski wymiar kary. Skończyło się tradycyjnym bojem o honor, który idealnie podsumował mistrzostwa. Wprawdzie gol Jana Bednarka dał zwycięstwo, ale cały świat zapamięta starcie głównie ze względu na haniebną końcówkę. Polacy tylko patrzyli przez 10 minut jak Japończycy wymieniają podania na własnej połowie i rozpaczliwie bronią awansu. Wstyd.
-
Grzegorz Bialy Zgłoś komentarztakiego bylego zawodnika. Ogladajac mecz myslalem ze zejdzie z trybun i ze sam zagra i pomoze w awansie