Niemcy do dzisiaj nie mogą otrząsnąć się z tragedii. Zginął wtedy ojciec nowego idola naszych sąsiadów
Pilot helikoptera został skazany na więzienie w zawieszeniu, szef firmy przyznał, że popełnili błąd. Nie zwróci to życia 9 tragicznie zmarłym osobom pod trasą kolejki górskiej.
Niemieckie media chwaliły oczywiście krążek swojego reprezentanta, ale dużo bardziej doceniono występ innego zawodnika sportów zimowych. - Najważniejsze jest narciarstwo alpejskie i zjazd w Kitzbuehel, który w sobotę pierwszy raz od 39 lat wygrał Niemiec (poprzednim był Sepp Ferstl - dop. red.), 24-letni Thomas Dressen. Dla Niemców to duże i ważne wydarzenie, bardzo się z tego cieszą - mówi Grzegorz Wojnarowski w tym materiale.
Streif, ekstremalnie trudna trasa zjazdowa, jest wyzwaniem dla każdego narciarza. Podczas styczniowych zawodów w Pucharze Świata widać wszystko jak na dłoni, a kibice z przerażeniem obserwują pędzących zawodników. Różnica poziomów między startem a metą wynosi 863 metry, co przy długości 3,3 kilometra oznacza jazdę po stoku o bardzo dużym nachyleniu.
Najbardziej spektakularnym miejscem na trasie jest Mausefalle ("Pułapka na myszy") - uskok, na którym narciarze niemal wylatują w powietrze. Potrafią przelecieć nawet 80 metrów mając niekiedy nawet 120 km/godz. "na liczniku". Dressen pokonał tę trasę najszybciej, co było niespodzianką (szczegóły poznacie tutaj). Wygraną zadedykował ojcu, który 13 lat temu zginął w tragicznych okolicznościach.
ZOBACZ WIDEO: Świetne wiadomości dla polskich skoczków. MKOl dokonał ważnej zmiany Tragedia w Solden
"Bild" opisywał szczegóły z życia niemieckiego narciarza: waży 100 kg, jest fanem Bayernu, mieszka w Gmunden nad jeziorem Traunsee z dziewczyną Birgit, a wolnych chwilach lubi jeździć Harleyem. Wiadomo również, że zawodnik po każdym starcie rozmawia króciutko z ojcem. - Wiem, że mnie obserwuje zawsze, kiedy jadę. Wygrałem dla niego - powiedział po zwycięstwie w Kitzbuehel.
11-letni Thomas dowiedział się o śmierci ojca w szkole. Do dzisiaj jeździ z numerem 44 na kasku (od DD, czwartych liter w alfabecie), a zdjęcie taty nosi w portfelu. - Trochę czasu minęło, smutek nieco zmalał, ale ta historia ciągle siedzi we mnie i nigdy nie zniknie. Nie można jej cofnąć - mówił narciarz dla "Bilda". Przyznał, że wiele razy miał dość sportu, ale ostatecznie nie rzucił narciarstwa i trenował dla zmarłego ojca.
300 metrów
Pilot helikoptera został skazany na 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Powód - rażące niedbalstwo. Roy Knaus, szef firmy transportowej, przyznał, że do dzisiaj nie otrząsnął się z tej tragedii. - Popełniliśmy błąd, który tragicznie zmienił życie wielu osób. Nie uwzględniliśmy ryzyka, jakie niosły loty z ogromnymi ciężarami - powiedział. Tamtego dnia pilot śmigłowca kilka razy latał trasą nad wagonikami z narciarzami. Dzisiaj trasy wyznaczane są w taki sposób, że omijają miejsce, gdzie poruszają się narciarze.
Pilot, który spowodował wypadek, odszedł wkrótce z firmy. Podczas procesu tłumaczył, że nie wie, w jaki sposób betonowy blok oderwał się od jego maszyny. Nie udało się również ustalić tego podczas śledztwa. Poczuł jedynie utratę ciężaru, a następnie bezradnie obserwował, jak ładunek szybuje 300 metrów i uderza w gondolę. To w niej zginęła trójka dorosłych, w tym Dirk Dressen. Dzieci były ofiarami z pozostałych wagoników. O tragedii przypominają dzisiaj kapliczka i pomnik, które stoją na szczycie lodowca Rettenbachferner.