Od kilku dni Polska pogrążona jest w chaosie. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że aborcja ze względu na poważne wady płodu jest niezgodna z obowiązującą konstytucją, wywołała masowe protesty w całej Polsce.
W dziesiątkach miast w całym kraju ludzie wyszli na ulice aby protestować przeciwko decyzji TK oraz rządzącym. Sytuacja robi się z każdym dniem coraz bardziej napięta, bo oponenci nie zamierzają zrezygnować a władze kraju przekonują, że zmiana decyzji trybunału nie jest możliwa.
Wsparcia walczącym udzieliło już wielu polskich sportowców, jak Agnieszka Radwańska (więcej TUTAJ) czy Karolina Kowalkiewicz. Jeszcze dalej poszła była reprezentantka Polski w skicrossie, Karolina Riemen-Żerebecka. Ona postanowiła sama zorganizować marsz protestacyjny w swoim mieście.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie
Doszło do niego w poniedziałek w Lądku-Zdroju. Była sportsmenka była zachwycona, bo na proteście pojawiło się mnóstwo osób.
- W żadnym wypadku nie spodziewałam się takiej frekwencji. Miałam wrażenie, że na proteście pojawiło się całe miasto. Byłam w szoku, gdy to zobaczyłam. Co ważne, że przyszły tylko kobiety, ale także mężczyźni, ludzie w różnym wieku - przekonuje.
Dwukrotna reprezentantka Polski na igrzyskach olimpijskich ujawnia, że podczas marszu nie doszło do żadnych zamieszek, co zdarzało się w ostatnich dniach podczas innych protestów.
- Marsz przebiegł spokojnie. Policja zachowała się bardzo w porządku, ochraniała nas, a nawet dopingowała. Widzę co się dzieje w innych miastach i miałam z tyłu głowy, że mogą pojawić się problemy, ale tak nie było. Wszyscy byli za nami i chyba nie może to dziwić. To, co się stało, pokazało, że protesty nie są domeną dużych miast. Że ludzie się jednoczą i mają ku temu powód. To dowód na skalę zła, jakie się nam funduje.
Riemen-Żerebecka nie ukrywa, że po decyzji zrywającej kompromis ws. aborcji i ostatnich wypowiedziach polityków, coś w niej pękło.
- Jako sportowiec zawsze starałam się być z boku i nie wypowiadać publicznie swoich poglądów. Ale tym razem nie mogłam milczeć. Jestem oburzona decyzją Trybunału Konstytucyjnego i tym, że robi się z tego sprawę polityczną. Nie wiem, w jakim celu. Słyszę też, że wkrótce zostanie ogłoszony kolejny lokcdown, by uniemożliwić nam organizację kolejnych protestów.
32-latka ujawnia, że otrzymuje sygnały z innych krajów od swoich znajomych, którzy są zaniepokojeni sytuacją w Polsce.
- Piszą do mnie koleżanki z całego świata - z USA, z Australii - i pytają, co tam się u mnie dzieje. To można nazwać powrotem do średniowiecza. Niestety, moim zdaniem nic się nie zmieni, dopóki obecna władza pozostanie na swoich stanowiskach.
Była narciarka jest przekonana, że protesty mogą coś zmienić. Nie wyklucza też, że podejmie się organizacji kolejnego marszu.
- Jest nas dużo, mamy wielką siłę i świadomość, że jesteśmy w stanie coś zmienić. Na pewno trzeba działać. Nie wykluczam, że ponownie postaram się zorganizować protest. Wiem, że już w Lądku-Zdroju już planowany jest kolejny marsz. Akurat jestem w Zakopanem ale słyszałam, że tutaj też jest coś organizowane i nie wykluczam, że też się wybiorę na protest - zakończyła.
Karolina Riemen-Żerebecka zakończyła karierę w kwietniu 2019 roku. Dwa lata wcześniej Polka doznała bardzo poważnych obrażeń po wypadku na treningu w Hiszpanii. Lekarze nie dawali jej początkowo wielkich szans na odzyskanie sprawności, jednak dzięki uporowi i determinacji dokonała wielkiej rzeczy.
Narciarka nie tylko wróciła do pełni zdrowia, ale także do wyczynowego sportu. 1,5 roku po koszmarnym wypadku wygrała nawet zawody Pucharu FIS.
PRZECZYTAJ NIESAMOWITĄ HISTORIĘ POWROTU KAROLINY RIEMEN-ŻEREBECKIEJ