Jego wyczyn zachwycił kibiców. A codzienność to 27 skoków po schodach

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: Łukasz Mamczarz
Getty Images / Na zdjęciu: Łukasz Mamczarz
zdjęcie autora artykułu

- Niedawno zepsuł mi się samochód na skrzyżowaniu. Musiałem pchać go bez nogi. Mieszkam na czwartym piętrze. To dokładnie 27 skoków bez protezy - opowiada nam polski multimedalista, uczestnik czterech olimpiad, Łukasz Mamczarz.

W tym artykule dowiesz się o:

Na ostatniej paraolimpiadzie w Paryżu cały świat zachwycił się nagraniem wideo, jak Łukasz Mamczarz rozpędza się i skacze wzwyż. Był to pokaz siły człowieka nawet mimo niepełnej sprawności i potwierdzenie hasła, że niemożliwe nie istnieje. Polak osiągnął wynik 1,77 metra w kategorii T63. Zabrakło mu ośmiu centymetrów do podium (zajął 7. miejsce). Mimo że ma na koncie niezliczone osiągnięcia, żyje skromnie. W zasadzie - jak nam mówi: od pierwszego do pierwszego.

- To był 2009 rok. Kupiłem nowy motor, a za piętnaście minut się na nim rozbiłem - opowiada nam. - Sunąłem po leśnej, asfaltowej drodze. Ile samochodów przejeżdża nią codziennie: dwa, może trzy? Gość jechał z naprzeciwka i ściął sobie zakręt, ja za szybko w niego wszedłem. Później był tylko huk. Leżałem na jezdni, jedną ręką zdjąłem kask. Wychyliłem się. Prawa noga bolała, a co z drugą? Kolano było wbite w drzwi auta. Zobaczyłem, że wisi mi na naskórku. Złapałem lewą nogę w rękę i w podskokach przemieściłem się na pobocze, na trawę - wspomina brązowy medalista igrzysk paraolimpijskich z Londynu z 2012 r.

Dobrze pan sobie radzi

Mamczarz oprócz medalu na igrzyskach ma też dwa brązowe krążki w mistrzostwach świata oraz dwa złota i srebro w mistrzostwach Europy. - Życie olimpijczyka nie do końca jest usłane różami - puszcza oko. - Przez dziesięć lat rozdawałem ulotki po parę godzin dziennie. U siebie w Gorzowie Wielkopolskim, ale też w mniejszych wioskach. Dwa lata temu mi podziękowano i musiałem szukać nowego zajęcia. Swój garaż przerobiłem na mały warsztat, ale naprawianie aut jest dla mnie zbyt skomplikowane. Nie dałem rady. Dorabiałem, polerując lampy w samochodach. Odwoziłem dziecko do przedszkola i zaczynałem czyszczenie - opowiada nasz rozmówca.

- W ciągu sześciu lat trzy razy zmieniałem mieszkanie na tańsze. Obecnie mieszkam na czwartym piętrze. Raz odwiedził mnie pan z kontroli antydopingowej. Gdy wszedł na górę, sapiąc, przywitał mnie słowami: "współczuje panu" - śmieje się Mamczarz. Zawodnik opowiada, że bezskutecznie starał się o dofinansowanie na nową protezę. Od kobiety z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) usłyszał, że dobrze sobie radzi.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niezwykłe spotkanie Roberta Lewandowskiego

- "Pan trenuje, chodzi. Mogę panu zaproponować dofinansowanie tylko na podstawową protezę. Nowa nie jest panu potrzebna" - usłyszałem. Zależało mi na protezie elektrycznej, żebym mógł normalnie wchodzić po schodach. Zwykła proteza się nie zgina, wywracam się w niej. Jest jak kilkunastoletni samochód: jeździ, ale ciągle się psuje - porównuje. - Prosiłem, bo od tego skakania po schodach "siadały" mi plecy - komentuje.

Koszt protezy elektrycznej to około 160 tysięcy złotych. Podstawowa proteza kosztuje od 20 do 50 tysięcy. - Po latach dostałem dofinansowanie. Nową mam od stycznia, ale ciągle muszę przy niej grzebać, bo po czasie się zużywa - opowiada.

Śmieci do plecaka

Mamczarz stracił również rentę. - Po amputacji nogi musiałem pracować fizycznie. W ZUS-ie przekwalifikowali mnie jednak na grafika komputerowego. Wysłali mnie na dwa kursy. Później usłyszałem, że mam nowy fach w ręku, bo potrafię robić zdjęcia i na pewno dam sobie radę. Otrzymałem z ZUS-u opinię, że jestem zdolny do pracy. Jedenaście lat temu straciłem rentę, czyli około sześćset złotych miesięcznie - mówi.

Jakby tego było mało, Mamczarz mieszka na czwartym piętrze w bloku bez windy. Są tam trzy pokoje. To duży przeskok z poprzedniego lokum - ciasnej kawalerki. - Łatwiej mi schodzić. Lewą ręką trzymam się poręczy, a prawą ściany. Ale nie mam jak złapać śmieci czy zakupów. Chyba że włożę je do plecaka - obrazuje.

Zawodnik trenuje siedem razy w tygodniu. Wejścia do domu traktuje jako element zajęć. - Ustaliliśmy z trenerem, że ostatnim ćwiczeniem są podskoki po schodach. To dokładnie 27 skoków. W ten sposób szlifuję formę - śmieje się.

Pchał auto na jednej nodze

Za pieniądze za medal na paraolimpiadzie w Londynie Mamczarz kupił samochód. Otrzymał piętnaście tysięcy złotych. Dodatkowo przysługuje mu emerytura olimpijska od 40. roku życia (Mamczarz ma obecnie 36 lat). Na tę chwilę to 4,7 tys zł brutto.

- Po Londynie kupiłem używane auto, citroena z automatyczną skrzynią biegów. Samochód ma już 25 lat. Automat jest świetny, tylko gorzej, gdy się psuje. Ostatnio padła mi skrzynia na skrzyżowaniu. Trzydzieści stopni ciepła za oknem, a ja na jednej nodze musiałem spychać auto na pobocze. Dobrze, że kilka osób pomogło, dziękuję im za to - mówi.

Po starcie w Paryżu w tym roku Mamczarz otrzyma stypendium w wysokości 2300 złotych brutto do końca 2024 roku. Do tego zarabia najniższą krajową, pracując w domu. - Zajmuję się wysyłaniem maili z ofertami surowców mineralnych w branży recyclingu. Bardzo fajna robota, ale nadchodzi czas, w którym będę musiał rozglądać się za czymś nowym. Umowę mam tylko do końca roku - komentuje. Mamczarz jeszcze dwa lata temu uznany został przez związek za zawodnik, który nie rokuje, i stracił stypendium.

- W tamtym czasie wygrałem cykl zawodów w Polsce, za co dostałem kupon na 300 złotych do Rossmanna. Przywoziłem też medale z międzynarodowych zawodów - wymienia. - Pamiętam, zadzwonił do mnie trener i powiedział, że właśnie dostał stypendium między innymi za moje sukcesy. Byłem przekonany, że za chwilę otrzymam miłą nowinę. Ale dla mnie zabrakło dofinansowania. Zgłosiłem się w tej kwestii do ministerstwa sportu. Byli zszokowani. Od razu przyznali mi stypendium z wyrównaniem - opowiada.

Słowa córki go wzruszyły

Mamczarz przez lata pisał też do prywatnych sponsorów, którzy wspierają finansowo lekkoatletów. - Wysłałem maile do głównych partnerów olimpijskich: do Toyoty, Orlenu, czy mnie zatrudnią lub jakoś wspomogą. Przez kilkanaście lat otrzymałem dwie odpowiedzi: że nie są zainteresowani - opowiada.

Ale - jak podkreśla, nie jest to żadna skarga do losu czy krytyka ludzi dookoła. - Mówię o faktach, nie zawsze jest łatwo - uśmiecha się. Zawodnik czuje dumę, że może reprezentować kraj. W swojej karierze był już czterokrotnie na paraolimpiadzie.

- W Paryżu na trybunach siedziała moja córka, ma 7 lat. Dwie minuty przed startem podbiegłem do niej. Przytuliliśmy się i nie wytrzymałem, rozkleiłem się. Za chwilę powiedziałem do siebie: chłopie, bierz się w garść! - mówi. - Po starcie córka mówiła, że krzyczała, by inni skakali niżej. Jej pierwsze słowa zapamiętam na zawsze. Powiedziała: "Tatuś, kocham cię. Nie przejmuj się. Następnym razem będzie lepiej" - opowiada Mamczarz, który w Paryżu zajął siódme miejsce.

Mamczarz rywalizował w Paryżu z zawodnikami, którzy co prawda również zostali poddani amputacji części kończyny, jednak byli później w stanie założyć protezę. Dawało im to przewagę nad Polakiem. W przypadku zbyt małej liczby sportowców danej kategorii, dochodzi do rywalizacji łączonej między zawodnikami o różnym stopniu niepełnosprawności. Tak było właśnie w tym wypadku.

Polak już po raz trzeci z rzędu był zmuszony rywalizować na igrzyskach paralimpijskich z bardziej sprawnymi od siebie przeciwnikami. Tak było również w Tokio i Rio de Janeiro, gdzie dwukrotnie był czwarty, przegrywając z zawodnikami startującymi w protezach. Ostatni raz w swojej kategorii, czyli osób po amputacji, Mamczarz skakał w Londynie w 2012 r. Wówczas zdobył brązowy medal.

Poddał się

Zawodnik był zdumiony skalą zainteresowania po zawodach. Otrzymał mnóstwo wiadomości z całego świata, gdy film z jego skokiem stał się popularny w internecie. - Ludzie zapchali mi wszystkie skrzynki, we wszystkich moich komunikatorach w mediach społecznościowych. Pisali nawet do mojej partnerki z gratulacjami. Odzywali się ludzie z Rumunii, Iraku, USA, mnóstwo osób z Polski. Pytali, jak się czuję i jak daję radę tak skakać. Takie rzeczy dodają mi skrzydeł - mówi. - Bardzo chciałbym pojechać na kolejne igrzyska do Los Angeles - uzupełnia.

Mamczarz mówi też o największym kryzysie w karierze. Kilka miesięcy przed igrzyskami w Paryżu trafił do szpitala. - Przesunął mi się kręg w plecach. Tydzień leżałem w łóżku i się poddałem. Nie byłem w stanie przekręcić się na drugi bok w łóżku. Musiałem prosić o pomoc lekarzy. Płakałem. Powiedziałem sobie: rzucam to w cholerę. W połowie kwietnia oddałem próbny skok, by w ogóle zobaczyć, czy ma to sens. W maju pojechałem na zawody do Japonii i zrobiłem najlepszy wynik w historii. A w sierpniu igrzyska - mówi.

Chciał wystąpić na igrzyskach

Dlaczego Mamczarz wybrał skok w wzwyż? - Będąc dzieckiem, lubiłem tę dyscyplinę. Oglądałem z dziadkiem zawody w Pekinie w 2008 roku. Mówiłem mu, że chciałbym kiedyś pojechać na igrzyska - opowiada.

Mamczarz mówi, że "tak się musiało stać". Nawiązuje do wypadku. - Dźwigam ten krzyż od 2009 roku, ale przez tyle lat podróżowania po świecie wiem, że mogło być gorzej - przekonuje. - Widziałem ludzi bez obu rąk i nóg, musieli być karmieni przez inne osoby. Mi czasem córka przyniesie kawę do salonu, ale niemal wszystko robię sam - porównuje.

- Ten wypadek... to była moja wina. Za szybko jechałem. Od razu wiedziałem, że żaden lekarz mnie nie uratuje, choć pamiętam słowa kierowcy tego auta. Powiedział: "To tylko złamanie, niech się pan nie przejmuje". Chciał mnie jakoś podbudować na duchu. No, ale jakie złamanie, jak ja nogę trzymałem w ręku...? - wraca do tamtych zdarzeń.

"Tak musiało być"

Zawodnik zaakceptował swój los. Przekonuje, że od wypadku jego życie odmieniło się na lepsze. - Mój dziadek też nie miał nogi. Mieszkaliśmy razem kilka lat. Któregoś dnia rzuciłem do niego mimochodem: "Dziadku, ciekawe co by było, gdybym nie miał nogi". Dwa tygodnie później mama przywiozła mnie do domu na wózku inwalidzkim. Jak widać: tak musiało być. Nie mówię tego wszystkie po to, by pozyskać sponsorów. Niech inni wiedzą, że nie ma się co poddawać w życiu - kończy Łukasz Mamczarz, olimpijczyk.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty