W całej PKO Ekstraklasie jest tylko jeden piłkarz, który oddał więcej strzałów od Adriela Ba Loui, a nie wyprzedza go w klasyfikacji strzelców. To Serhij Krykun z Górnika Łęczna. Obaj dostali się do ekstraklasy w tym sezonie, z tym że dla Krykuna był to awans po latach spędzonych w niższych ligach, a Ba Loua trafił do Poznania jako wyróżniający się piłkarz Viktorii Pilzno. Oczekiwania były więc zupełnie inne.
I to jest właśnie problem Iworyjczyka. Zestawiając go z 99 procentami ligowców, to od niego będzie wymagać się więcej. Powołanie do reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej, dobre lata w Czechach, transfer za ponad milion euro - to wszystko składa się na duże oczekiwania względem skrzydłowego.
A na razie niczym szczególnym się nie wyróżnia. W finale Pucharu Polski trener Maciej Skorża wolał postawić na Michała Skórasia i na finiszu ligowych rozgrywek historia prawdopodobnie się powtórzy. Ba Loua w klubowej hierarchii ogląda jeszcze plecy Amarala, Kamińskiego i Kownackiego. Na boisku zaczyna brakować dla niego miejsca.
ZOBACZ WIDEO: Wideo niesie się po sieci. Gracz Barcelony zachował się jak Ronaldo
Zalecana cierpliwość
Transfer Ba Loui to nie jedyny ruch, jaki w zeszłym roku miał miejsce na linii Poznań - Pilzno. W przeciwną stronę powędrował Jan Sykora. Tutaj wszystko wypaliło. Piłkarz przyczynił się do odzyskania przez Viktorię mistrzowskiego tytułu (3 gole, 6 asyst), po trzech latach przerwy zagrał w narodowej reprezentacji i odbudowany wróci niebawem do Lecha. Chętnych do gry na skrzydłach lub za plecami Ishaka będzie więc jeszcze więcej.
Kadra "Kolejorza" już teraz jest jednak szeroka, na co zwraca uwagę Bartosz Bosacki. - Zawsze trzeba dać czas zawodnikowi na aklimatyzację i pokazanie swoich umiejętności. Nieważne czy piłkarz przychodzi za milion, czy za darmo. Na pewno większość kibiców liczyła, że jeśli jest to transfer za takie pieniądze, to Ba Loua będzie podstawowym graczem, a tak się nie stało. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatrywałbym w szerokiej kadrze - mówi nam były kapitan Lecha.
Ba Loua kosztował dokładnie 1,2 miliona euro. Nigdy wcześniej Lech nie sięgnął tak głęboko do kieszeni. Po kilku miesiącach od transferu w gabinetach może pojawić się niepokój związany z wątpliwą rentownością tej transakcji, lecz historia uczy cierpliwości. Bosacki przypomina chociażby początki Gytkjaera, które też nie należały do najłatwiejszych.
Ligowy szarak
Na razie Ba Loua nie pokazuje nic szczególnie irytującego, ale też nic zachwycającego. Z kandydata na gwiazdę ligi stał się szarakiem. W indywidualnych statystykach błąka się między piłkarzami o statusie przeciętnych bądź solidnych ligowców, którzy posiadają jednak o wiele uboższe CV. 59. w celnych strzałach, 58. w kluczowych podaniach, 54. w udanych dryblingach i 125. w celnych dośrodkowaniach - nic specjalnego.
Na razie kibice Lecha zdają się być jednak dla niego wyrozumiali. W dużej mierze wynika to zapewne z entuzjastycznego nastawienia do całej ekipy, która może odzyskać tytuł mistrzowski po sześciu latach. Ba Loua doceniany jest za zaangażowanie, szybkość, zadziorność czy pressowanie przeciwników. Wszystko to przy jednoczesnym żalu, że płynące z tych atutów korzyści są nad wyraz niewymierne. Gol i trzy asysty to po prostu kiepskie liczby jak na skrzydłowego.
- Jest dobrze wyszkolony technicznie, szybki, silny - to wszystko pasuje do pozycji, na której występuje. Nikt w Polsce nie kupuje z przypadku zawodnika za milion euro, więc na pewno ze strony Lecha dobrze się do tego transferu przygotowano. To jednak praca na żywym organizmie. Trzeba o tym pamiętać - mówi nam Bosacki.
Na Ba Loui do Europy?
Sam Iworyjczyk mówił o sobie w jednym z wywiadów, że jest jak ketchup, który się naciska i przez pewien czas nic nie wylatuje. Puenta była oczywiście taka, że jak już coś wyleci, to dużo dobrego na raz. Na pewno Ba Loua nie zawiódł do tego stopnia, by wkładać te słowa między bajki i zupełnie go skreślać.
Kolejne szanse dla 25-latka na występ od pierwszej minuty pojawią się zapewne na początku przyszłego sezonu, gdy poznaniacy będą łączyć grę w europejskich pucharach z ligowymi zmaganiami. Sprzedaż raczej nie wchodzi w grę. Skoro Lech dotychczas nie zyskał sportowo na pozyskaniu piłkarza, to chciałby chociaż finansowo. Ale przez ostatnie miesiące wartość zawodnika zmalała.
Ba Loua miał być "naj" na wielu płaszczyznach, tymczasem po ośmiu miesiącach spędzonych w Poznaniu pozostaje jedynie najdroższym. Jeśli natomiast chodzi o zostanie największym postrachem, to na razie bardziej się go może obawiać klubowa księgowa, aniżeli obrońcy rywali.
Szymon Adamski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Lech powalczy z Rakowem o tego samego piłkarza?
Warta i Lech osłabione przed derbami Poznania