Starcie Tottenhamu z Burnley było dla obu drużyn meczem z gatunku "o sześć punktów". Ekipa z Londynu wciąż jest w grze o TOP 4 i awans do Ligi Mistrzów. Z kolei The Clarets walczą o utrzymanie w Premier League.
Zdecydowanym faworytem były Koguty i to one od początku narzuciły swoje tempo grania, tworzyły sobie sporo sytuacji. Regularnie szansę na gola mieli Harry Kane i Heung-Min Son, ale nie potrafili znaleźć drogi do siatki. Defensywnie nastawione Burnley czekało na możliwość kontrataku. Miało swoje akcje, które spokojnie powstrzymywał Hugo Lloris.
Szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, kiedy VAR zauważył zagranie u jednego z graczy Burnley, zasygnalizował to sędziemu głównemu, a ten podyktował rzut karny. Pewnie wykorzystał go Kane.
ZOBACZ WIDEO: Ustalono strategię transferową. "Bardzo ważne rozmowy z Lewandowskim"
W drugiej części Tottenham dalej naciskał, szukał kolejnych trafień, ale wszystko bronił Nick Pope. Burnley ruszyło do ofensywy w ostatnich minutach. Szukało wysokich piłek na pole karne, jednak nie było to dobre rozwiązanie, nie pozwoliło tworzyć zagrożenia.
Dzięki wygranej 1:0 Tottenham pozostaje w walce o LM, ale musi czekać na odpowiedź Arsenalu w poniedziałek, kiedy zagra z Newcastle United. Burnley jeszcze jest nad strefą spadkową, ale nie może spać spokojnie.
Tottenham Hotspur - Burnley FC 1:0 (1:0)
1:0 - Harry Kane (k.) 45+8'
Czytaj też:
Stal Mielec z utrzymaniem
Klopp i Guardiola odmienili Anglię