Lech Poznań świętuje, ale najważniejsze dopiero przed nim. Egzamin dla klubu i Macieja Skorży

Siedem lat czekał Lech Poznań na odzyskanie mistrzostwa Polski. Historia zatoczyła koło i ten sukces znów zapewnił mu Maciej Skorża. Teraz jednak liczy się przyszłość, a trener akurat najlepiej wie, jak krótka bywa droga ze szczytu na sam dół.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
radość piłkarzy Lecha Poznań PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: radość piłkarzy Lecha Poznań
Stulecie klubu było idealnym, ale też właściwie ostatnim momentem dla "Kolejorza", by jego kibice wreszcie mogli poczuć coś pozytywnego. Latami przeżywali potężne rozczarowania, musieli się godzić z nietrafionymi decyzjami kadrowymi, wynikami poniżej potencjału klubu, a spirala nakręcała się do tego stopnia, że poziom frustracji już dawno osiągnął apogeum.

Teraz zła karta się odwróciła. Można powiedzieć, że w końcówce sezonu 2021/2022 Lech przestał być sobą z poprzednich lat. Podniósł się po przegranym finale Fortuna Pucharu Polski, pokazał zimną krew i wygrał wojnę nerwów z niesamowicie mocnym wiosną Rakowem Częstochowa.

Ulga, jaka po derbach z Wartą (2:1) wymalowała się na twarzy Macieja Skorży, a także zasiadającego tuż nad ławką rezerwowych Lecha Piotra Rutkowskiego jest znamienna. Obaj przepędzili złe demony, udało im się doprowadzić do tego, że stulecie klubu nie będzie "świętowane" kolejnym rozczarowaniem i potokiem złych emocji. Zamiast tego można otworzyć mocno zakurzoną gablotę i ustawić w niej trofeum.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gol jak z... gry komputerowej! Nie było czego zbierać

Kluczowy moment

Jednocześnie Lech zaczyna całkowicie nowy etap i w pierwszej kolejności musi uniknąć błędów, które pogrążyły go siedem lat temu - po poprzednim tytule.

Wtedy sprawy potoczyły się bardzo szybko. W czerwcu przy Bułgarskiej Maciej Skorża otwierał szampana, zaś w październiku, gdy jego drużyna spadła na samo dno tabeli, został zwolniony.

Później "trener z wyższych sfer", jak o nim mawiano, sam przyznał, że poniosła go ambicja. O zapaści sportowej zdecydowało jego despotyczne podejście, a także kilka wydarzeń, które rozbiły szatnię.

Upadek sprzed lat

Sny o Lidze Mistrzów prysły 29 lipca 2015 roku. Wówczas "Kolejorz" przegrał przy Bułgarskiej pierwszy mecz III rundy eliminacyjnej z FC Basel (1:3).

Czerwoną kartkę dostał w drugiej połowie Tomasz Kędziora, z którego trener zrobił kozła ofiarnego. Po spotkaniu wpadł do szatni i zaczął wrzeszczeć na swojego piłkarza, wytykając mu, że zniszczył jego marzenia o Champions League. 21-letni wówczas Kędziora rozpłakał się. Murem stanął za nim zespół i to był moment, w którym relacje na linii szkoleniowiec - drużyna pękły.

W ekstraklasie było wręcz koszmarnie. Gdy na początku października, po dotkliwej porażce z Cracovią (2:5), szkoleniowiec żegnał się z klubem, jego zespół miał 5 punktów po 11 meczach i zamykał tabelę.

Już w autokarze po starciu z "Pasami" atmosfera była tak gęsta, że powietrze dałoby się pokroić nożem. Najpierw doszło do karczemnej awantury między zawodnikami a trenerem, a później w drodze nikt z piłkarzy nie odezwał się do Skorży słowem.

Osłabienia nieuniknione

Od tamtego czasu trenerowi przybyło siwych włosów, ale też bezcennego doświadczenia i wydaje się, że o powtórzeniu błędów z przeszłości nie ma mowy.

Są jednak inne pytania. Nie wiadomo, czy wspomniany wyżej Kędziora w ogóle pozostanie w klubie. Jeśli jesienią normalnie wystartuje liga ukraińska, reprezentant Polski z pewnością wróci do Dynama Kijów. Jeżeli za naszą wschodnią granicą, rozgrywki wciąż będą zawieszone, 27-latek również najpewniej odejdzie, bo przy Bułgarskiej słychać głosy, że wolałby spróbować sił w innym zagranicznym klubie, zamiast pozostawać na dłużej w lidze polskiej.

Lecha na pewno opuści Jakub Kamiński, którego wcześniej wytransferowano do VfL Wolfsburg, kończy się wypożyczenie Dawida Kownackiego (tu jest szansa na dalszą współpracę, bo "Kolejorz" rozmawia z Fortuną Duesseldorf), a osłabień może być więcej. Niepewnie wygląda przyszłość Pedro Tiby, nie wiadomo, czy mocniejsi od Lecha nie zainteresują się Mikaelem Ishakiem i Joao Amaralem.

O ile Portugalczyk wydaje się mocno związany z drużyną i po wywalczeniu mistrzostwa Polski nie krył łez, to w przypadku Ishaka może być różnie. Rok temu Szwed zadeklarował Skorży, że nie chce odchodzić, dopóki nie wywalczy z "Kolejorzem" tytułu. Teraz ten cel jest już zrealizowany, a 29-latek może mieć wiele ciekawych opcji. W drugim sezonie z rzędu dochodzi do pułapu 20 goli i niewykluczone, że na stole prezesa Karola Klimczaka wyląduje oferta, którą trudno będzie odrzucić.

To ma być dopiero początek

Dziś przy Bułgarskiej panuje euforia. Przyzwyczajeni w ostatnich latach do klęsk, kibice Lecha świętują, bo ich drużyna wreszcie przestała być obiektem kpin.

Radość jednak nie potrwa długo. "Kolejorz" nie chce być klubem, który zdobywa trofea incydentalnie. Dlatego musi dokonać latem mądrych ruchów - osłabienia ograniczyć do minimum, a jednocześnie tak wzmocnić zespół, by osiągnąć w europejskich pucharach przynajmniej granicę przyzwoitości.

Przy obecnych zasadach eliminacji, faza grupowa Ligi Europy bądź Ligi Konferencji Europy nie jest dla mistrza Polski misją niemożliwą. Warto przy tym wszystkim zbudować na tyle szeroką kadrę, by uniknąć błędów Legii Warszawa z zeszłej jesieni. W przeciwnym wypadku frustracja powróci ze zdwojoną siłą.

Szymon Mierzyński 

Czytaj także:
Grzegorz Lato zaskoczył po losowaniu. "Grupa z Katarem byłaby trudniejsza"
Polska poznała rywali na MŚ w Katarze! Mocna grupa i wielkie emocje

Czy Lech zagra jesienią w fazie grupowej europejskich pucharów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×