W sezonie 2021/22 Michał Nalepa rozegrał w zespole Lechii Gdańsk 28 meczów w PKO Ekstraklasie. Był ostoją defensywy, często musiał naprawiać błędy kolegów. Należał do czołowych środkowych obrońców w polskiej lidze. Ominie go jednak spotkanie z Rakowem Częstochowa w ostatniej kolejce, gdyż w poprzednim meczu doznał urazu stawu skokowego. Nie poddał się operacji i - jak sam twierdzi - ma być w pełni gotowy do gry na mecze w eliminacjach Ligi Konferencji Europy.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Co ze zdrowiem?
Michał Nalepa, obrońca Lechii Gdańsk: Na razie podchodzę do tego na spokojnie. Jest czwarta doba po zdarzeniu [rozmawialiśmy w czwartek - red.], więc nie może być za dobrze, ale mimo wszystko z dnia na dzień czuję progres.
Zerwanie więzadeł brzmi niebezpiecznie, ale chyba nie jest to aż tak poważna kontuzja?
Na szczęście nie są to więzadła krzyżowe, a te w kostce. Jest to zupełnie inna sprawa.
Czyli ile potrwa twoja przerwa? Kiedy będziesz gotowy do treningów?
Od lekarzy dostałem informację, że czeka mnie ok. sześć tygodni przerwy.
ZOBACZ WIDEO: Glik jak Robocop. Wrócił szybciej i gra o kolejny awans
Na europejskie puchary się wykurujesz?
Nie ma żadnych obaw (śmiech).
Od razu zapadła decyzja, że obędzie się bez operacji czy brałeś to również pod uwagę?
Przy operacji moja pauza mogłaby potrwać nawet dwanaście tygodni, dlatego zdecydowaliśmy się na inną opcję.
To nie pierwszy raz, gdy masz problemy ze stawem skokowym.
Rzeczywiście, borykałem się z tym problemem zarówno w Wiśle Kraków, jak i w Ferencvarosu, dlatego na każdy trening czy mecz muszę stawy tejpować. Obie nogi. Myślę, że to uchroniło mnie przed jeszcze poważniejszą kontuzją.
Jakbyś podsumował sezon 2021/22? Jesteście zadowoleni?
Patrzymy przez pryzmat awansu do europejskich pucharów. Gdybyśmy zajęli czwarte miejsce, a nie dawałoby to gry w pucharach, to pewnie inaczej byśmy do tego podchodzili. Na początku pracy trenera Kaczmarka graliśmy bardzo dobrze, później przytrafił nam się słabszy moment. Musieliśmy się podnieść, szczególnie po tych seryjnie przegrywanych meczach na wyjeździe. Dużo o tym rozmawialiśmy i myślę, że pod koniec sezonu wyglądało to już dobrze. Należy przy tym pamiętać, że w końcówce byliśmy pod dużą presją, bo jednak Piast Gliwice cały czas nas naciskał. Nie mogliśmy pozwolić sobie na gubienie punktów.
To przypadek czy wasz progres w grze nastąpił w momencie, gdy przeszliście na inne ustawienie i gracie teraz bardziej wąsko, w rombie?
Poniekąd tak, natomiast sam system to tylko jakaś cząstka tego wszystkiego. Wiele czynników musiało się złożyć, że zaczęliśmy grać lepiej. W innym ustawieniu potrafiliśmy zagrać świetną pierwszą połowę, a dużo gorszą drugą. W diamencie było podobnie. Cały czas nie mogliśmy ustabilizować formy na 90 minut.
Dlaczego tak nie lubicie wyniku 2:0? Wielokrotnie komfortowo prowadziliście, a mimo to pozwalaliście rywalom wracać do meczu.
Było tego za dużo. Musimy się tego wystrzegać, jeśli chcemy być klasowym zespołem i walczyć o najwyższe cele. Lepiej nam się grało w tym sezonie w sytuacji, gdy to my musieliśmy gonić wynik albo gdy mecze były na styku. Zdecydowanie gorzej to wyglądało, kiedy wygrywaliśmy. Rozmawialiśmy na ten temat i musimy podchodzić do sprawy inaczej. Prowadząc 2:0 nie zawsze można grać tak, jakby to był wynik 0:0. Przeciwnik nie ma nic do stracenia, podchodzi wyżej. Mieliśmy z tym problem.
Czy zespół Lechii w tym kształcie ma jeszcze szanse się rozwinąć czy jednak czujecie, że przydałoby się parę nowych nazwisk, jeśli mówimy o walce o coś więcej niż czwarte miejsce?
Myślę, że mamy jeszcze rezerwy, a widać to po przebiegu całego sezonu. W trakcie kadra się nie zmieniła, a przecież pod koniec wyglądaliśmy dużo lepiej niż na starcie rundy wiosennej. Najważniejsza jest stabilizacja w drużynie, żeby nikt nie odszedł. Wtedy progres jest jak najbardziej możliwy.
Czyli nie czujecie się - mówiąc kolokwialnie - wyciśnięci jak cytryny? To nie było maksimum waszych możliwości?
Nigdy nie jest tak, że potencjał jest wykorzystywany w stu procentach. W naszym przypadku jest go wykorzystanego dużo, ale na pewno nie cały.
Czujesz się gorszy od Mateusza Wieteski? On został powołany do reprezentacji. Ty miałeś jakiekolwiek sygnały, że jesteś w gronie obserwowanych?
W U-21. Ostatni raz taki sygnał miałem osiem lat temu. Nie wiem jak mam to sobie tłumaczyć. Ja na pewno nie czuję się słabszy, natomiast nie jest moją rolą ocenianie decyzji selekcjonera.
Co zrobić, żeby pogodzić grę na kilku frontach w nowym sezonie? Już nie raz polskie drużyny miały z tym problemy.
Nie boimy się tego. Każdy z nas marzył o grze w pucharach. Nawet nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek w drużynie nagle miałby się tego przestraszyć. Chcieliśmy grać co trzy dni i teraz będziemy to mieć. Mam nadzieję, że taki stan będzie utrzymywał się jak najdłużej. Dla mnie osobiście zdecydowanie lepiej jest grać co trzy dni niż zagrać mecz w sobotę, a potem w środę zrobić jednostkę treningową. Lepiej jest zagrać dwa mecze.
Robiłeś już research na kogo możecie trafić w pierwszej rundzie?
Robiłem symulację i w czwartej rundzie trafiamy na Tottenham...
Mówiąc już zupełnie poważnie. Zaczynacie od pierwszej rundy i - umówmy się - są tam rywale, z którymi powinniście wygrać.
Tak, natomiast tych zespołów absolutnie nie można lekceważyć. Historia nas tego nauczyła. Będąc w Ferencvarosu graliśmy eliminacje do Ligi Mistrzów i rywalizowaliśmy z zespołem z Albanii. Było lato, pojechaliśmy na wyjazd, a tam temperatura przekraczająca 40 stopni. Do tego sucha murawa. To są bardzo wymagające mecze, tak naprawdę nie mające nic wspólnego z europejskimi pucharami. Bardziej puchar Azji.
Jako człowiek związany w przeszłości z Wisłą Kraków nie sposób nie zapytać. Jak odebrałeś jej spadek z ligi?
Do ostatniej kolejki nie mogłem w to uwierzyć. Wydawało mi się to wręcz nieprawdopodobne. Ta drużyna nie powinna spaść z Ekstraklasy. To klub z duszą. Grałem tam dziesięć lat temu, a część tych ludzi dalej jest w klubie. Myślę, że wielu zawodników grających tam w przeszłości wciąż ma duży sentyment do tego miejsca. Niejednemu zakręciła się łza w oku. Ja osobiście wierzę, że Wisła nie będzie potrzebowała wiele czasu, by awansować.
Wierzysz, że to będzie tylko roczny pobyt na zapleczu?
Taką mam nadzieję. Jasne, można czasem się zakopać w pierwszej lidze, do tego słyszy się o kolejnych problemach Wisły, natomiast liczę, że szybko się z tym uporają. Taki klub jak Wisła nie może być dłużej niż rok w pierwszej lidze.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
Ale kasa! 300 mln na stole w walce o ekstraklasę
Walka o srebro. Raków zdeterminowany przed meczem z Lechią