Po czterech miesiącach pracy, przeanalizowaniu ponad 60 tysięcy stron sądowych akt i spotkaniach z kilkudziesięcioma osobami ze świata piłki, organów ścigania i palestry publikujemy w Wirtualnej Polsce analizę znajomości i kontaktów Czesława Michniewicza z Ryszardem Forbrichem ps. "Fryzjer" - szefem piłkarskiej mafii w Polsce. Tekst jest do przeczytania TUTAJ - KLIKNIJ. Przedstawiamy kim jest i jak działał "Fryzjer".
"Wysiadam w Poznaniu, podchodzi niewysoki człowieczek, łysiejący.
- Dzień dobry, Ryszard Forbrich. Zawiozę pana do Kobylnik.
Wsiedliśmy do jego czerwonego Audi 80. W czasie jazdy było trochę milcząco, po jakimś czasie mówi:
- Wie pan co, nie wiem, jak z panem gadać.
- Ale o czym?
- Bo my musimy ten mecz wygrać".
Tak opowiadał dla "Weszło" o swoim pierwszym spotkaniu ze słynnym "Fryzjerem" Jarosław Szostek, były sędzia pierwszoligowy. Takich jak on były dziesiątki, a gdy doliczy się piłkarzy, działaczy, trenerów i członków sztabów szkoleniowych, będziemy mieli właściwy obraz mafijnej ośmiornicy, którą kierował fryzjer z Wronek.
"I tak go, kur**, wykończę"
Eldorado Ryszarda Forbricha, ps. "Fryzjer", skończyło się w czerwcu 2006 roku. Do tego czasu nic ważnego w ligach piłkarskich nie mogło wydarzyć się bez jego wiedzy. Najpierw zbudował potęgę Amiki Wronki, z którą błyskawicznie awansował z niskiej klasy rozgrywek aż do ekstraklasy. Dokonał wręcz cudu, bo to on przekonał działaczy Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, że Amica jest na tyle dobra, że z szóstej ligi powinna awansować od razu do czwartej. Miał tłumaczyć, że gra w piątej byłaby ujmą dla piłkarzy, których ściągnął.
ZOBACZ WIDEO: Co ten 19-latek zrobił?! Hiszpański bramkarz upokorzony
Tam karierę zaczynał Paweł Kryszałowicz. Z Zawiszy Bydgoszcz sprowadził go sam "Fryzjer", a kulisy transakcji nadal są często wspominaną anegdotą o tym, jak początkowo działacz nie mógł dogadać się z zarządzającym Zawiszą płk. Edwardem Potokiem. W końcu oficer stracił cierpliwość. - Pan obraża mundur oficera Wojska Polskiego - rzucił do gościa z Wronek. - To pan pójdzie się przebrać i porozmawiamy jak cywile - wypalił "Fryzjer".
To, jak mocny czuł się we Wronkach, zszokowało Stanisława Gzila, który w 1997 roku został trenerem Amiki. - Ledwo przyjechałem do klubu, a już dowiedziałem się od "Fryzjera", że to on rządzi w klubie. Że to on decyduje o transferach do klubu i z klubu, on ustala skład na mecze i jeszcze do tego zna wszystkich sędziów. Początkowo tylko wzruszyłem ramionami. Ale kiedy ten typ parę dni później wszedł do naszej szatni i chciał tam rządzić, wziąłem go za fraki i wrzuciłem za drzwi - opowiadał trener "Faktowi".
Po dziewięciu meczach przestał być szkoleniowcem drużyny. Po trzech kolejnych porażkach wyleciał ze stanowiska. - W każdym z tych spotkań sędziowie robili dosłownie wszystko, by nam zaszkodzić. I wtedy sobie przypomniałem, jak "Fryzjer" mówił do jednego z naszych prezesów: "A ja Gzila i tak, kur**, wykończę" - opowiadał.
Nauki od pułkownika
W zaskakujący sposób fryzjer, bo taki Forbrich miał zawód, oplótł swoimi mackami polski futbol. Zaczęło się od znajomości z wrocławskim sędzią piłkarskim, przez którego poznał pułkownika Edmunda Sikorę rządzącego milicyjnym klubem, Olimpią Poznań. Panowie polubili się na tyle, że wojskowy nie krył się przed działaczem z ustawianiem meczów. Tak "Fryzjer" poznał zasady rządzące polską piłką. A był wtedy jeszcze podrzędnym działaczem wioskowych drużyn. Nadal pracował w zawodzie.
Po skończeniu zawodówki najpierw golił we wroneckim areszcie przy więzieniu, później otworzył własny zakład. "Uczesać, wymodelować i zakręcić loki, a nawet ufarbować włosy też elegancko umiałem. Bo ja byłem mistrzem fryzjerskim, dosłownie i w przenośni, co potwierdzają stosowne dyplomy" - zwierzał się dziennikarzowi Adamowi Godlewskiemu w książce "Spowiedź Fryzjera".
W latach 90. zaczął grać w piłkarskich gabinetach na swoje nazwisko. Przekonał szefów wroneckich zakładów sprzętu AGD, że warto zainwestować w futbol, że można połączyć lokalne drużyny Czarnych Wróblewo z Błękitnymi Wronki w jeden klub. Tak powstała Amica, a jej ojciec chrzestny został zatrudniony jako pracownik w dziale marketingu. W trzy lata od 1992 r. zespół awansował do I ligi, a "Fryzjer" przy okazji zbudował potężną siatkę kontaktów i powiązań.
- Potrafił dowiadywać się wielu rzeczy o ludziach. Znał ich słabości, ich bolączki. Wiedział na przykład, że ktoś ma chorą matkę, żonę. Bardzo wtedy pomagał, więc niekoniecznie korumpował, tylko zyskiwał przychylność. W moim przypadku też zyskał przychylność. Znalazł lukę, mój słabszy punkt - to, że byłem ambitny, miałem marzenia i chciałem awansować - opowiadał były arbiter Szostek dla "Weszło".
Tak "Fryzjera" scharakteryzował dla gazeta.pl Henryk Klocek, były członek zarządu PZPN: - To gość kontaktowy, który ma jednak szorstki, rubaszny charakter. Jak wspominam jego zachowania - przechwałki, ile to on może - to sobie myślę, że próbował się w ten sposób dowartościować w towarzystwie.
Restauracja albo pałac
Trzy lata po awansie do ekstraklasy Amica zdobyła Puchar Polski. W kuriozalnych okolicznościach pokonała w Poznaniu Aluminium Konin 5:3. Do przerwy było 2:2, a w przerwie miała odbyć się licytacja o zwycięstwo. Obie ekipy przebijały swoje oferty dla sędziego Marka Kowalczyka z Lublina. Na swoją stronę przeciągnął go ostatecznie "Fryzjer". A Kowalczyk został zawieszony... na trzy miesiące.
- Słyszałem, że tam była niejaka licytacja między tymi dwoma klubami, kto da więcej sędziemu. Z tego, co słyszałem, to na sędziego poszło wtedy z Amiki 150 tys. zł - wyjaśniał w 2009 roku we wrocławskiej prokuraturze Kryszałowicz, przesłuchany w charakterze świadka. Jego słowa cytuje blog "Piłkarska Mafia".
"Fryzjer" przekupywał rywali, sędziów i obserwatorów PZPN, którzy wystawiali im noty. Od nich zależało, czy rosła (lub spadała) reputacja arbitra. Miejsce przy suto zastawionym stole szefa piłkarskiej mafii dostali też dziennikarze, którzy w rewanżu przychylnie pisali o Amice i jej przedstawicielach, nie doszukując się drugiego dna podczas opisywania skandalicznych niekiedy przebiegów meczów.
Nie ze wszystkimi dziennikarzami było "Fryzjerowi" po drodze. Dariusz Łuszczyna z "Faktu" opisał sprawę molestowania kobiet w PZPN podczas konferencji sędziowskiej w Borowicach. Trzy sędzie dostały propozycje łóżkowe od kolegów ze związku. W zamian oferowali im szybkie awanse. W październiku 2004 roku Forbrich zadzwonił do Łuszczyny, a dzień później podczas spotkania w Warszawie zaproponował układ. "Dziesięć tysięcy minus podatek w zamian za odpuszczenie tematu". "Fakt" zgłosił sprawę policji i prokuraturze oraz opisał ją na łamach.
"Cześć, kurwiorzu"
Działacz Amiki przyjmował gości w restauracji Borowianka. Tych bardziej wymagających zapraszał do pałacu w Kobylnikach. Tam panowała rozpusta. Alkohol, jedzenie i damskie towarzystwo - po to niektórzy przyjeżdżali na mecz do Wronek z wyprzedzeniem.
Kadencja "Fryzjera" w Amice skończyła się w 2000 roku. Atmosfera wokół niego robiła się coraz gęstsza. Mocno wybrzmiały wypowiedziane o nim publicznie słowa bramkarza Macieja Szczęsnego. Po porażce jego Polonii z Amiką 0:1 tak powiedział przed kamerami Canal+ o arbitrze Andrzeju Dymku: - Zasłużył na fartuch z napisem "pomocnik Fryzjera".
Nie po to właściciel Amiki, Jacek Rutkowski, wykładał duże pieniądze, żeby kojarzyć się z kontrowersyjnym działaczem. Do tego "Fryzjer" nie mógł dogadać się z nowym trenerem, Pawłem Janasem. Działacz opuścił klub. W międzyczasie Tygodnik "Nie" opublikował zdjęcie, na którym sędziowie i piłkarscy działacze całowali go po rękach.
W 2001 roku PZPN na chwilę uznał "Fryzjera" za "persona non grata". Wszystko przez sytuację z Polkowic - na stadionie Górnika eks-działacz przywitał się z arbitrem "cześć, kurwiorzu". Odnotował to delegat PZPN, a jego raport przeczytał prezes Michał Listkiewicz. "Persona non grata" (osoba niepożądana) oznaczało zakaz działania w I i II lidze. Chwilę później zakaz okazał się nieważny. To był pierwszy sygnał ostrzegawczy, którego "Fryzjer" nie potraktował poważnie.
Po odejściu z Amiki działacza podnajmowały inne kluby. Przedstawiciele zjeżdżali się do jego domu w Zielonej Górze nazywanym "biurem spadków i awansów". Szymon Jadczak dla serwisu "tvn24.pl" opisywał, że "Fryzjer" miał mieć swój cennik za współpracę w zależności od tego, czy nawiązywało się ją na starcie sezonu czy w trakcie rundy jesiennej lub wiosennej. To był jego czas. Ryszard Niedziela, były właściciel Odry Opole, w swojej książce zwrócił uwagę na to, jak nosił się wtedy Forbrich. Uwielbiał złoto - z takiego kruszcu miał łańcuch, sygnet, zegarek i nawet... ząb.
Wtedy zbliżył się do Lecha Poznań. - Kibicował Lechowi, miał zadrę straszną do Amiki. On się z tym nie krył i miał satysfakcję, gdy Lech wygrywał, a Amice nie szło. Kibicował mi bardzo, czasem dzwonił po meczach, czasem przed meczem - mówił Czesław Michniewicz w "Hejt Parku". To właśnie "Fryzjer" ściągnął obecnego selekcjonera kadry do Amiki, gdzie był rezerwowym bramkarzem.
Ucieczka po dachu
Kolejny alarm ostrzegawczy zabrzmiał w 2004 roku. Artur Brzozowski z "Gazety Wyborczej" opisał kulisy ustawiania meczu Polaru Wrocław z Zagłębiem Lubin o awans do ekstraklasy. To wywołało lawinę w środowisku piłkarskim. Sprawą zajęła się wrocławska prokuratura, która odkryła, że sprawa korupcji w polskich ligach nie ogranicza się wyłącznie do tego meczu. Potem na policję zgłosił się prezes GKS-u Katowice, Piotr Dziurowicz. W maju 2005 roku zgodził się na prowokację i przyłapał z policjantami na korupcji sędziego Antoniego Fijarczyka.
Funkcjonariusze zaczęli serię zatrzymań. Wpadł między innymi Marian Dusza, szef sędziów Śląskiego ZPN. Półtora miesiąca później policja przyjechała po prezesa Piasta Gliwice, Marcina Ż. "Fakt" relacjonował, że gdy funkcjonariusze weszli do jego domu, próbował uciekać po dachu. Tłumaczył się później, że... naprawiał antenę satelitarną.
"Fryzjer" zaczął działać ostrożniej. O kupowaniu meczów rozmawiał specjalnym szyfrem i non stop zmieniał numery telefonu. Karty SIM zmieniał jak rękawiczki. Tak chciał utrudnić pracę śledczym.
W poniedziałek, 26 czerwca 2006 roku policjanci zatrzymali "Fryzjera" w jego willi w Zielonejgórze pod Wronkami. Wrocławska prokuratura postawiła mu zarzut działania w zorganizowanej grupie przestępczej, która od 2000 roku ustawiała mecze w I i II lidze.
W areszcie spędził 22 miesiące. Po wyjściu ujawnił swoje nazwisko i twarz w wywiadzie dla TVN24. O dziennikarzach relacjonujących sprawę i kolegach ze środowiska ujawniających korupcyjne procedery mówił, że opowiadają "dyrdymały".
Po raz pierwszy został prawomocnie skazany w 2010 roku na trzy i pół roku więzienia. Rok później Sąd Najwyższy odrzucił wniosek jego obrońców o kasację.
Drugi raz - tym razem na rok więzienia - został prawomocnie skazany w styczniu 2017 roku. Z kolei w grudniu 2019 roku sąd skazał go na cztery i pół roku więzienia oraz zakazał organizowania i uczestniczenia w profesjonalnych zawodach sportowych przez 10 lat. Pod koniec ubiegłego roku Sąd Apelacyjny podtrzymał ten wyrok.
Jak relacjonował w lutym "Fakt", ze względu na zły stan zdrowia "Fryzjer" przebywa na wolności. W marcu skończył 76 lat.