Nikt nie oczekiwał od naszych zawodników gry na poziomie mistrzów świata. Nikt też nie spodziewał się, że kadrowicze zrobią z Walii "miazgę", choć nasi rywale wystąpili bez najlepszych graczy. Raczej niewielu zakładało, że środowe popołudnie we Wrocławiu na długo zostanie w pamięci kibiców. Ale na litość boską - chyba każdy, decydujący się na obejrzenie meczu Polaków w Lidze Narodów, liczył przynajmniej na solidne widowisko.
A wyglądało to mniej więcej tak, jak na służbowym wyjeździe integracyjnym - czyli po głośnych rozmowach do rana trzeba było jeszcze odbębnić część obowiązkową i stawić się na nudnym szkoleniu. Choć polscy zawodnicy wygrali, to jednak pozostaje spory niedosyt.
Zastrzeżenia można mieć przede wszystkim do samej gry Biało-czerwonych. Wyglądała głównie tak samo - jednostajne tempo, powolne rozgrywanie piłki. Gdy trzeba było przyspieszyć, nasi gracze zwalniali. Gdy można było poszukać gry po ziemi, polska drużyna decydowała się na dalekie podania do przodu. Lepiej było zebrać odbitą piłkę, niż ciekawym pomysłem przenieść ją na połowę rywala.
ZOBACZ WIDEO: Jaki jest cel na Ligę Narodów? Michniewicz ujawnia
Zaczęło się nieźle, bo od dobrego strzału głową Piotra Zielińskiego. Pomocnik Napoli dostał świetne podanie od Mateusza Klicha, uderzył mocno, ale niecelnie. Pomylił się o pół metra. Później, trochę szczęśliwie, szansę miał Robert Lewandowski. Kapitan kadry pięknym zwodem minął przy bocznej linii boiska, jeszcze na połowie Polaków, rywala i popędził w kierunku bramki przeciwników. "Lewy" w polu karnym ograł jednego z obrońców i strzelił po ziemi. Danny Ward wyczekał naszego napastnika i odbił piłkę na rzut rożny.
Stałym obrazkiem pierwszej połowy były również wskazówki Lewandowskiego do Jacka Góralskiego, żeby ten zagrywał celniej. I irytacja selekcjonera na sposób przyjmowania piłki przez Tymoteusza Puchacza, która zbyt często mu odskakiwała.
Jak na przekór, najlepszą akcję w pierwszej połowie zrobili właśnie ci dwaj gracze. Góralski zagrał prostopadle do Puchacza, a obrońca w pełnym biegu dośrodkował lewą nogą. To była bardzo dobra wrzutka i Buksa powinien ją wykorzystać. Niestety, minął się z podaniem pomocnika.
Walijczycy potrafili bardzo szybko zebrać się z kontratakiem i przede wszystkim: wymienić kilka celnych podań na małej przestrzeni. U nas brakowało nawet tego. Drużyna gości raczej nie forsowała tempa, rywale nastawili się na wykorzystywanie naszych błędów, a tego akurat było dużo. W pierwszej połowie Walijczycy kilka razy groźnie zaatakowali, a najlepszą okazję miał Daniel James (uderzył obok słupka).
W drugiej części spotkania rywale szybko wyszli na prowadzenie. Daniel Williams miał kilka metrów przestrzeni przed polem karnym, raczej nie wyglądało, jakby miał zaraz strzelać, ale zrobił to. Uderzenie Williamsa zza pola karnego nie było może atomowe, ale precyzyjne i piłka wpadła do bramki Grabary.
Ale drużyna Czesława Michniewicza zdołała uratować to spotkanie. Selekcjoner przeprowadził dobre zmiany i po akcji Puchacza wyrównał Jakub Kamiński. Nowy gracz Wolfsburga (wcześniej Lecha Poznań) zachował się w polu karnym jak Lewandowski. Przyjął piłkę, wyczekał rywali i mocnym uderzeniem w dalszy róg bramki strzelił pierwszego gola.
Nasza drużyna poszła za ciosem. W końcówce, po sporym zamieszaniu, z najbliższej odległości bramkę zdobył inny rezerwowy. Karol Świderski skutecznie dobił strzał Lewandowskiego, który zablokowali obrońcy i bramkarz.
Nasi piłkarze wygrali pierwsze spotkanie w Lidze Narodów, ale sami wiedzą, że mieli po prostu więcej szczęścia.
Polska - Walia 2:1 (0:0)
0:1 - Williams 52'
1:1 - Jakub Kamiński 72'
2:1 - Karol Świderski 85'
Polska: Grabara - Bereszyński, Glik, Bednarek, Puchacz (73' Zalewski) - Klich (60' Żurkowski), Krychowiak (81' Grosicki), Góralski (60' Kamiński) - Zieliński - Buksa (73' Świderski), Lewandowski.
Walia: Ward (46' Hennessey) - Gunter, Mepham, Norrington-Davies - Levitt, Morrell, Smith, Burns (61' N. Williams), J. Williams (77' Thomas) - Moore (46' Matondo), James (46' Roberts).
Widzów: 35 214
Sędziował: Rade Obrenović