Słodko-gorzki był to początek kolejnej edycji Ligi Narodów w wykonaniu Polaków. Na starcie mieli teoretycznie najsłabszego rywala w grupie, ale przed długi czas mieli z nim poważne problemy. To Walijczycy wyglądali na lepiej zorganizowanego rywala i to oni strzelili pierwszego gola. Dopiero błysk zmienników przy nieocenionym wsparciu Roberta Lewandowskiego i szalona pogoń w drugiej połowie sprawiły, że udało się wygrać we Wrocławiu 2:1.
Wiele rzeczy do poprawy
- Wynik był najlepszym, co wydarzyło się w tym meczu - uważa Artur Wichniarek, 18-krotny reprezentant Polski. - Byliśmy za bardzo rozciągnięci na boisku, były za duże wolne przestrzenie między formacjami, dużo niepotrzebnych strat, a potem duże luki. Obrońcy nie wychodzili do piłek, nie skracali pola gry. A gdy Walijczycy wychodzili z kontratakami, brakowało agresji - dodaje były napastnik, obecnie ekspert piłkarski.
I analizuje błędy Biało-Czerwonych przy stracie gola na 0:1. Jonathan Willson z IV-ligowego angielskiego klubu zaskoczył całą obronę strzałem z dystansu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie akcje to sól futbolu! Zrobił to fenomenalnie
- Tyle miejsca przed bramką na oddanie strzału nie powinien mieć żaden rywal - przestrzega Wichniarek. I dodaje: - Spóźnił się Grzegorz Krychowiak, Jan Bednarek nie wyszedł do zablokowania piłki i zła interwencja Kamila Grabary. Było wiele rzeczy do poprawy, choć mieliśmy też dobre momenty takie jak na początku meczu - indywidualna akcja "Lewego" po skrzydle, potem podanie Klicha i strzał Zielińskiego.
"Tego nie da się wytłumaczyć"
Szczególnie w oczy rzucały się ogromne problemy Polaków w ataku pozycyjnym. Starcie z Walią kolejny raz pokazały, że Biało-Czerwoni nie radzą sobie z posiadaniem piłki i nie potrafią w ten sposób zagrozić rywalom.
- Tego nie da się wytłumaczyć. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę na to, kto wyszedł w pierwszym składzie. To nie było eksperymentalne ustawienie. Tymoteusz Puchacz i Adam Buksa to nie są wynalazki selekcjonera. Wyszliśmy na Walię z zawodnikami doświadczonymi w reprezentacji, a jednak niepokoi tak mała odpowiedzialność taktyczna zespołu - próbuje wyjaśnić Wichniarek.
Zaraz po tym zwraca uwagę na atuty rywali: - Walijczycy byli agresywniejsi po stracie piłki i lepiej zdyscyplinowani. Zagęszczali miejsca, w których byliśmy przy piłce i trudno było nam wyjść spod ich nacisku.
Przełom nastąpił dopiero pod koniec drugiej połowy. Wtedy dopiero Polacy zaczęli częściej napierać na bramkę przeciwników i strzelili dwa gole na wagę zwycięstwa.
- Dopiero zmiany Karola Świderskiego, Jakuba Kamińskiego i Nicoli Zalewskiego poprawiły grę. Jednak za dużo mieliśmy niedokładności w tym spotkaniu - podsumowuje były reprezentant.
Kolejne mecze Ligi Narodów Biało-Czerwoni rozegrają z Belgią (8 i 14 czerwca) i z Holandią (11 czerwca).
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zmiennicy uratowali zespół w starciu z Walią. "Lewy" przerasta kolegów
Wzruszające chwile Sławomira Peszki. Kadrowicz uhonorowany przed meczem