Poznaniacy przegrali 0:2 (po golach Bogdana Racovitana oraz Mateusza Wdowiaka) i nawet przez chwilę nie byli blisko wywalczenia trofeum.
- Nie możemy przerwać serii Rakowa w meczach z Lechem. Nie udało się to kilka razy w zeszłym roku, nie udało się również w moim pierwszym meczu. Przed przerwą zdarzył nam się moment dekoncentracji, w efekcie dostaliśmy gola do szatni. Wiadomo jak to wpływa na zawodników. Potem przeciwnik szybko zdobył drugą bramkę i trudno już było odrabiać straty - przyznał John van den Brom.
W podstawowej jedenastce znalazło się tylko trzech zawodników, którzy we wtorek wyszli od początku na potyczkę z Karabachem Agdam (1:0) w I rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. To Antonio Milić, Jesper Karlstrom i Radosław Murawski.
ZOBACZ WIDEO: Pożegnanie Artura Boruca. "Wytworzyła się rysa"
- Zapowiadałem zmiany w składzie z wiadomych powodów - z myślą o rewanżu w Azerbejdżanie. Jestem zadowolony z piłkarzy, którzy dostali szansę. Nigdy nie jest fajnie przegrać spotkanie o puchar, ale musimy spoglądać w przyszłość, zrobić analizę i przestać rozmyślać o tym co już za nami - zaznaczył Holender.
Decyzja o dość ulgowym potraktowaniu sobotniej potyczki z góry skazała "Kolejorza" na porażkę.
- Raków pokazał to co zawsze w meczach z nami. Było widać jak bardzo mu zależy na zdobyciu tego trofeum. Grał ostrym pressingiem, uniemożliwiał nam tworzenie własnych akcji i efekty widzieliśmy na boisku. Podjąłem świadomą decyzję, by wielu zawodników zostawić na ławce rezerwowych. Nika Kwekweskiri wystąpił na środku obrony, bo wiedziałem, że on tam się sprawdzi i będzie sobie dobrze radził w rozegraniu. To jednak nie wystarczyło, by osiągnąć korzystny wynik - zakończył.
Czytaj także:
Gorzkie wnioski dla reprezentacji Polski. "Ten poziom jest dla nas za wysoki"
Ostatni uczestnik mundialu wyłoniony! Zdecydował błyskawiczny gol