[tag=546]
Legia Warszawa[/tag] ostatnio przeżywa słabszy okres. Nie zmienia to jednak faktu, że klub ze stolicy to wciąż jedna z największych marek w kraju. Przekonała się o tym na własnej skórze Marina Herasymenko. To Ukrainka, która w naszym kraju mieszka od kilku lat.
Marina dostała propozycję nie do odrzucenia. Zaproszono ją do sesji zdjęciowej, podczas której zaprezentowano domowe koszulki Legii na nowy sezon. Modelka spisała się znakomicie, a fotografie zapewniły jej dużą popularność. Pracę jednak dostała przez przypadek.
- Studiuję z człowiekiem, który pracuje w Legii. Wcześniej kilkakrotnie polecał mnie klubowi do współpracy. Kiedy kolejny raz szukali modelki do sesji zdjęciowej nowej koszulki, to wysłał kolegom moją stronę na Instagramie - opowiada modelka w rozmowie dla portalu sport24.ua.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Krychowiak zakpił z... samego siebie. Co za słowa!
Jej zdjęcia obejrzeli pracownicy Legii oraz przedstawiciele Adidasa. Następnie zaproszono Marinę na rozmowę, ustalono szczegóły współpracy i w końcu przyszedł czas na sesję. Herasymenko jednak musiała wszystko trzymać w wielkiej tajemnicy i nawet chłopakowi nie mogła zbyt wiele zdradzić.
- Organizatorzy ciągle się obawiali, że ktoś przedwcześnie zobaczy nową koszulkę. Dbali, żeby żaden z przechodniów nie zrobił jej zdjęcia i opublikował w jakimś miejscu. Wszystko odbywało się potajemnie. Mój chłopak ciągle pytał mnie o szczegóły, a ja go drażniłam, że to będzie biała koszulka z literą "L". Nikomu nie wysłałam żadnego zdjęcia. Prawie podpisałam kontrakt swoją krwią. Nie mogłam zrujnować swojej kariery - przyznaje.
Ukrainka jako modelka tylko dorabia. Przyznała, że za jedną sesję w Polsce można zarobić 400 dolarów. Z tym zawodem jednak nie wiąże wielkiej przyszłości. Dlatego na co dzień przede wszystkim studiuje i prowadzi biuro w jednej z kancelarii adwokackich. Futbol także stał się ważnym elementem życia, a to za sprawą ukochanego.
- Mój chłopak Maciek bardzo kocha piłkę i od niego przejęłam tę pasję. Zwykle oglądam z nim mecze. Rzadko jednak chodzimy na mecze, bo nie jest zagorzałym fanem warszawskich drużyn. Marzy jednak o wyjeździe do Londynu na mecz ukochanej Chelsea. Z czasem nauczyłam się na pamięć prawie całego składu "The Blues", znam trenera i śledzę transfery - zdradza.
W trakcie wywiadu padło pytanie, czy Marina byłaby gotowa na podobną sesję dla innego polskiego klubu. Jej odpowiedź z pewnością ucieszy legionistów.
- Nigdy. Nie chodzi o pieniądze. Byłam na meczach Legii, teraz zaprezentowałam jej nowe koszulki, więc jestem w jakiś sposób związana z tym klubem. Uważam, że działanie dla ich rywali to upadek moralny i skok na pieniądze. Jeżeli jednak mogłabym wybierać, to chciałabym zaprezentować koszulkę Chelsea - mówi.
Nie mogło także zabraknąć wątku, którym żyje cała Ukraina od kilku miesięcy. Chodzi oczywiście o wojnę, którą w jej ojczyźnie rozpętała Rosja. Herasymenko tak wspomina 24 lutego, kiedy zaczął się koszmar.
- Byłam jednocześnie przestraszona i niesamowicie zła. Wewnątrz mnie toczyła się walka, a w głowie krążyły tysiące myśli o tym, kogo stamtąd zabrać i co dalej. Najgorsze, że wcześniej rozmawiałam z rodzicami i Maćkiem o groźbie wojny na pełną skalę i przekonywałam ich, że tak się nie stanie. Wiem, że wielu Ukraińców czuło się jeszcze gorzej. Ja nie mam na co narzekać, ale był to dla mnie bolesny cios - przyznaje.
Trener Legii wywiera presję na zarządzie. "Potrzebujemy znaczących wzmocnień" >>
"To była ucieczka od złych ludzi". Trudne początki gwiazdora Legii >>