Właśnie remisem zakończył się pierwszy mecz Pogoni Szczecin w drugiej rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy. Portowcy obudzili się dopiero po przerwie, ponieważ w pierwszej połowie grali bojaźliwie i nie stanowili zagrożenia dla Broendby IF.
- Było tak jak powiedział nasz trener przed meczem. Szanse na zwycięstwo rozkładały się 50 na 50 procent. Pierwsza połowa należała do Broendby, a w drugiej robiliśmy wszystko, żeby wyrównać. Widowisko zrobiło się fajne dla kibiców, ponieważ koniecznie chcieliśmy strzelić gola i co atak, to było zagrożenie dla bramki Duńczyków - opowiada pomocnik Kamil Grosicki w strefie mieszanej.
- Przed rewanżem wszystko zostaje po staremu. Oba zespoły mają taką samą szansę na awans - dodaje reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pozamiatał! Wolej Brazylijczyka robi furorę w sieci
Kamil Grosicki asystował przy golu na 1:1 Luki Zahovicia. Akcja Pogoni została rozegrana na jeden kontakt, a kadrowicz Czesława Michniewicza uruchomił Słoweńca odegraniem piętą.
- W piłce nożnej wszystko wyrównuje się. Jeżeli drużyna chce strzelić gola za wszelką cenę, to w pewnym momencie obrona przeciwnika pęknie, a piłka wpadnie do bramki. Doprowadziliśmy do remisu 1:1. Daliśmy z siebie wszystko i pojedziemy do Kopenhagi po awans - zapowiada Grosicki.
Pogoń na razie gra we wszystkich meczach na własnym stadionie przy komplecie publiczności. - Nie możemy doczekać się otwarcia wszystkich trybun na naszym stadionie. Także w takim przypadku mielibyśmy pełne trybuny. Europejskie puchary są świętem w Szczecinie. Czuć było atmosferę - mówi Grosicki.
W niedzielę o godzinie 17:30 Pogoń zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Rewanż z Broendby IF rozpocznie się w czwartek o godzinie 20 w Danii.
Czytaj także: Kibice się doczekali. Jest pierwszy transfer Pogoni Szczecin
Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę