Krychowiak został na rok wypożyczony do Al-Shabab. Jako piłkarz FK Krasnodar szukał możliwości kontynuowania kariery w innym miejscu. Poprzednią rundę nasz zawodnik spędził w AEK-u Ateny. Teraz do mistrzostw świata w Katarze będzie przygotowywał się daleko od Europy.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Dlaczego Arabia Saudyjska?
Grzegorz Krychowiak, reprezentant Polski: Były też inne opcje, między innymi z Europy. Przeanalizowałem propozycje i wybrałem najlepszy wariant.
To duże zaskoczenie.
Powiem tak: gdy byłem w Reims, nie sądziłem, że trafię do Hiszpanii. Grając w Sevilli nie przypuszczałem nawet, że kupi mnie PSG i to te "ekskluzywne", z nowych czasów. Przed wojną w Ukrainie nie dopuszczałem do siebie myśli, że wyjadę z Rosji. W Krasnodarze czułem się bardzo dobrze, projekt sportowy był świetny. Okazało się, że po kilku miesiącach muszę się pakować i jechać do Grecji. W piłce nożnej planowanie jest, delikatnie mówiąc, skomplikowane.
Transfer w tak odległe miejsce nie jest ryzykowny przed mundialem? Trener Czesław Michniewicz mówił ostatnio, że nie wie, co pan będzie robił przez miesiąc przed mistrzostwami świata, gdy liga arabska skończy rundę.
Były dyskusje, że Krychowiak nie pojedzie na mundial, bo zostanie w Rosji. Później pojawiły się kolejne powody. Akurat bardzo często rozmawiamy z trenerem Michniewiczem. W momencie, gdy selekcjoner udzielił tego wywiadu, nie znaliśmy jeszcze dokładnego kalendarza gier mojego zespołu. Teraz już wszystko wiadomo. Liga kończy się mniej więcej w połowie października, po to, by reprezentacja Arabii Saudyjskiej mogła przygotować się do mistrzostw. To decyzja tamtejszej federacji. Nie oznacza jednak, że będę miał miesiąc wakacji. Dostajemy tydzień wolnego, a po krótkim urlopie zagramy z Al-Shabab turniej z innymi drużynami z naszych rozgrywek. Spokojnie, zachowam rytm meczowy.
Jak wyglądały rozmowy w Krasnodarze?
Prezesi Krasnodaru chcieli, żebym został i nie rozważali innej opcji. Bardzo komplikowało to całą sytuację. W momencie, gdy UEFA dała zielone światło na możliwość odejścia na zasadzie wypożyczenia, nasze negocjacje w zasadzie się skończyły. Krasnodar ustąpił. Starałem się znaleźć nowy klub jak najszybciej, żeby zacząć normalnie okres przygotowawczy, bo ostatnie miesiące są dość dynamiczne.
Po zakończeniu rozgrywek miałem 10 dni wolnego, w czerwcu przyjechałem na zgrupowanie reprezentacji, później znowu 10 dni wolnego i powrót do Rosji. Musiałem tam wznowić treningi, bo nie wiedziałem, jak potoczą się moje sprawy. A po treningach w Rosji znowu czekał mnie tydzień przerwy. Ciągle coś wybijało mnie z rytmu. W Al-Shabab mam teraz miesięczny okres przygotowawczy. Jest naprawdę ciężko, ligę rozpoczynamy pod koniec sierpnia, ale jestem przekonany, że forma będzie optymalna.
Czyli gdyby nie możliwość wypożyczenia, musiałby pan zostać w Rosji, tak?
Tak. Krasnodar twardo stał przy swoim, a ja niewiele mogłem zrobić.
A rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron wchodziło w grę?
Nie było takiej możliwości. To też wiązałoby się z astronomicznymi karami finansowymi. Żaden klub nie pozwoli sobie na sytuację, że pewnego dnia zawodnik powie: "Ja już tu nie chcę grać, wracam do domu". To jednak ja miałem prawo wyboru drużyny, do której trafię.
Do Al-Shabab został pan wypożyczony na rok.
Sytuacja jest taka sama, jak w marcu tego roku, gdy odchodziłem na wypożyczenie do AEK-u Ateny. Po roku muszę wrócić. Co będzie za 12 miesięcy? Trudno mi teraz powiedzieć.
Był pan w Rosji przez kilkanaście dni, jak wyglądał ten czas?
Jako osoba z zewnątrz starałem się nie rozmawiać na temat wojny, choć oczywiście mówiliśmy też o tym. Nie chcę, żeby zabrzmiało to dziwnie, ale w Rosji jest zupełnie "normalnie". Gdybym wyłączył telefon i nie przyjmował informacji z zewnątrz, to myślałbym, że tam wojny nie ma.
To znaczy?
Po moim powrocie Rosjanie przyjęli mnie bardzo pozytywnie, z uśmiechem na twarzy, choć wiem, że od momentu wojny tamtejsza prasa za każdym razem stara się postawić mnie w negatywnym świetle. Ale mnie to nie rusza. Nie wszystko tam trzeba brać na poważnie.
W tamtejszych mediach raczej był pan piętnowany, nazywany "uciekinierem" czy "zdrajcą". Pisali, że patrzy pan tylko na pieniądze.
Można mówić o mnie wiele rzeczy, ale ja wiem, jak postępowałem. W marcu, gdy szukaliśmy dla mnie rozwiązania awaryjnego i pojawiła się pewna propozycja, byłem gotowy zarabiać 10 procent tego, co w Krasnodarze. Chciałem po prostu grać, żeby przygotować się do meczów barażowych w reprezentacji. Ostatecznie trafiłem do AEK-u, bo tamta drużyna chciała mnie wypożyczyć na dużo dłuższy okres, a mnie interesował transfer do końca sezonu.
Ostatnio głównie pan ucieka i kombinuje.
Z dnia na dzień wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Ja z Rosją wiązałem swoją przyszłość, czułem się tam bardzo dobrze.
Panuje powszechna opinia, że skoro zaczęła się wojna, to trzeba jak najszybciej opuścić Rosję i ułożyć sobie życie gdziekolwiek, byleby nie tam. To nie jest takie proste, czasem wręcz niemożliwe. Gdyby UEFA nie wprowadziła nowych przepisów, żaden z piłkarzy nie mógłby wyjechać z Rosji ot tak, zwłaszcza w trakcie sezonu. Jest wiele opinii na ten temat, ale też wiele osób nie wie, jak to w rzeczywistości wygląda.
A jak wygląda?
Podam prosty przykład. Kolega z Krasnodaru jest obecnie wypożyczony do Hiszpanii i klub nie może go wykupić, bo nie jest w stanie za niego zapłacić. Po prostu nie ma możliwości przesłania przelewu.
Opinie są jednoznaczne: "Uciekaj stamtąd, nie możesz zarabiać krwawych pieniędzy". Tu nie chodzi tylko o kwestie finansowe, wiele czynników wpływa na ostateczną decyzję.
Ma pan na myśli między innymi Macieja Rybusa, który kontynuuje karierę w rosyjskiej lidze?
Maciek jest bardziej związany z Rosją niż ja. Mieszka tam od dłuższego czasu, ma żonę Rosjankę, dzieci. To dla niego drugi dom. Nie ma co się oszukiwać - wojna będzie trwała przez pewien okres, ale w pewnym momencie wszystko wróci do normy. I patrząc przez pryzmat czasu, w dalszej perspektywie, kto wie, czy jego decyzja nie okaże się lepsza, niż gdyby na siłę wywracał swoje życie zawodowe i osobiste do góry nogami.
W waszych kontaktach, mam na myśli zawodników reprezentacji z Rybusem, cokolwiek się zmieniło? Wiemy, że Rybus nie będzie powoływany do reprezentacji właśnie ze względu na pozostanie w Rosji.
Nie, żaden z chłopaków go nie potępia. Zadzwoniłem do Maćka po tej sytuacji i go wsparłem. Traktuje go jak przyjaciela i wiem, że nie miał łatwo. Niechęć do Rosjan jest zrozumiała - ze względu na ofiary w Ukrainie, w tym dzieci. To wszystko sprawia, że rośnie w nas złość. Frustracja i nerwy, które w sobie kumulujemy możemy wylać na przykład na takiego gościa jak Rybus. Bo "jak to możliwe, że on tam jest, skoro giną ludzie". To jednak nic innego jak wyżywanie się na łatwym celu, za czyny które robią inni. Wiem, że trudno o spokój, gdy włączy się telewizor i widzi się relacje z Ukrainy. Tak, jak wspomniałem wyżej - nie każdy może pozwolić sobie na całkowitą zmianę swojego życia.
Arabia to dla pana etap na rok?
Wszystko jest możliwe, analizuje każdą propozycję. W tym roku w styczniu przygotowywałem się w Marbelli z Krasnodarem, byłem podekscytowany. Dziś jestem w tym samym mieście, ale już z arabskim klubem.
Tak szczerze, finanse miały znaczenie przy wyborze Al-Shabab?
Wszystko ma znaczenie. Gra się w piłkę też dla pieniędzy. Kiedyś Andrzej Szarmach powiedział mi, żebym skupił się na piłce, a pieniądze będą szły w parze. Wynagrodzenie to część twojego życia i kariery. O to też trzeba umieć walczyć.
Czego się pan spodziewa po grze w nowym klubie?
Przed podpisaniem kontraktu wiele rozmawiałem z Everem Banegą. Pytałem, jak wygląda zespół, co zastanę na miejscu. I po paru tygodniach widzę dużo jakości. Zespół chce grać w piłkę, wyprowadzamy piłkę od bramkarza. Do tego przyszedł do nas doświadczony trener z Hiszpanii.
Może się pan teraz z bliska przypatrywać, co nas czeka na mistrzostwach w Katarze. Jakie są pana pierwsze przemyślenia?
Wrażliwe dane zachowam dla selekcjonera, ale mówiąc ogólnie - nie spodziewajmy się łatwej przeprawy z Arabią. To są zawodnicy, którzy czują się bardzo dobrze z piłką przy nodze. W oczy rzuca się jakość, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Powinniśmy mieć do nich duży szacunek, inaczej możemy się naprawdę niemiło zaskoczyć.
Samo życie w Arabii też będzie dużym wyzwaniem, panuje tam sporo obostrzeń obyczajowych.
Słyszałem, że nie można chodzić w spodenkach, ale okazuje się, że niekoniecznie tak jest. Chłopaki mówili, że podobnie jest w innych kwestiach. Kręci mnie poznanie nowej kultury. Na razie jesteśmy na obozie w Marbelli, jeszcze nie dojechałem do Arabii. Teraz jest tam naprawdę gorąco, około 50 stopni, ale w Sevilli graliśmy przy ponad 40 stopniach i nigdy mi to nie przeszkadzało.
Uaktywnił się pan ostatnio w mediach społecznościowych ciesząc się między innymi z transferu Roberta Lewandowskiego do Barcelony. Jako były piłkarz Sevilli ma pan jakąś wskazówkę dla kolegi przed rozpoczęciem gry w Hiszpanii?
Pamiętam, że publiczność na Camp Nou jest bardzo wymagająca. Zapewne ze względu na to, jak wielcy piłkarze grali w tym zespole. Kibice Barcelony nie zadowalają się minimum, pragną show. Ale Robert nie powinien mieć problemu, by dostarczać fanom rozrywki na boisku. Cieszę się jego szczęściem, zasłużył na ten transfer. Rozmawialiśmy w czerwcu, mówił że chce odejść z Bayernu i dopiął swego. Mam nadzieję, że będzie strzelał gole tak często, jak robił to w Monachium.
To nie jest fotomontaż. Na takim boisku zaczynał Lewandowski
Robert Lewandowski. Telefon, który zmienił wszystko
ZOBACZ WIDEO: Barcelona oszalała. "Nigdy nie widziałem czegoś takiego w stosunku do polskiego piłkarza"