To miała być na Camp Nou wielka piłkarska impreza, ale zawodnicy Barcy tańczyli z obrońcami Rayo bardzo rzadko, a na dodatek za często mylili kroki.
Po bardzo udanym okienku transferowym w Katalonii panował przed startem sezonu wielki optymizm. Goście z Madrytu mocno go ostudzili. Oczywiście za wcześnie na daleko idące wnioski. Jeśli jednak zawodnicy z Camp Nou marzą o zdetronizowaniu Realu, muszą czym prędzej wrzucić piąty bieg. W sobotni wieczór jechali najwyżej na trójce.
W meczu o Puchar Gampera "Lewy" potrzebował na zdobycie gola niespełna trzy minuty. Tym razem trafienie do siatki zajęło mu niecałe dwanaście - Polak urwał się obrońcom po podaniu Ousmane'a Dembele i efektowną podcinką pokonał Stole Dimitrevskiego.
ZOBACZ WIDEO: Co za technika! Lewandowski bawi się z piłką na treningu
Tyle że radość nie trwała długo - polski napastnik był na ewidentnym spalonym.
Kapitan naszej kadry od początku przejawiał dużą ochotę do gry, jakby dodatkowo zmotywowany tym, że przed meczem to jego nazwisko wywołało najgłośniejszy aplauz kibiców Blaugrany.
W 24. minucie znów sprawił, że fani podnieśli się z krzesełek Spotify Camp Nou. Po wrzutce Gaviego wyskoczył wysoko w polu karnym, zabrakło kilku centymetrów.
Z minuty na minutę na Camp Nou rosło zniecierpliwienie. Kiedy Xavi Hernandez przekonywał na przedmeczowej konferencji, że Rayo to groźny, dobrze zorganizowany zespół, niektórzy brali to pewnie przede wszystkim za dyplomację. Jednak drużyna Andoniego Iraoli, która w zeszłym sezonie ograła Barcelonę dwukrotnie, nie przestraszyła się rywala. Ze względu na dużo wyższą klasę przeciwnika, Barca nie przypominała ekipy błyszczącej tydzień wcześniej przeciw słabemu Pumas.
Tuż przed przerwą zniecierpliwienie przerodziłoby się w konsternację, ale Alvaro Garcia zmarnował "setkę", przegrywając pojedynek z Ter Stegenem. Chwilę później Alba, Pedri i "Lewy" ruszyli z pretensjami do arbitra. Alejandro Hernandez odesłał piłkarzy do szatni, gdy Blaugrana atakowała przy polu karnym. Sędziowską trójkę pożegnały po pierwszej połowie przeraźliwe gwizdy.
Ale przede wszystkim to zawodnicy Xaviego musieli się poprawić. Barcelona, jak to ma w zwyczaju, prowadziła grę, jednak bardzo się męczyła. Do tego stopnia, że wejście Frenkiego De Jonga, Sergiego Roberto i Ansu Fatiego fetowano na trybunach niemal jak gdyby gospodarze strzelili gola. Ta trójka miała rozruszać ospałych Katalończyków.
Celne i mocne strzały oddali Fati i Sergio Busquets, ale Dimitrevski zachował czujność. W samej końcówce na pierwszym planie znalazł się Lewandowski. Po próbie Polaka z 82. minuty bramkarz gości nawet się nie ruszył, jednak piłka minęła słupek.
Happy endu dla Katalończyków nie było. Kończyli mecz w dziesiątkę po drugiej żółtej kartce Busquetsa, zaś bramkarz Rayo ani razu nie skapitulował.
"Lewy" musi jeszcze czekać na pierwszego gola w La Liga. A Barca na pierwsze trzy punkty.
FC Barcelona - Rayo Vallecano 0:0
Żółte kartki: Dembele, Busquets- Trejo, Catena, Falcao, Lejeune
Czerwona kartka: Busquets (za dwie żółte)
Sędziował: Alejandro Hernandez
FC Barcelona: Ter Stegen - Araujo, Christensen (61. Sergi Roberto), Garcia, Alba (82. Aubameyang) - Gavi (61. De Jong), Busquets, Pedri (71. Kessie) - Raphinha (61. Fati) , Lewandowski, Dembele
Rayo Vallecano: Dimitrevski - Balliu, Lejeune, Catena - Ciss, Lopez (61. Valentino), Palazon, Trejo, Garcia - Camello (62. Falcao)
Ze Spotify Camp Nou - Dariusz Faron, WP SportoweFakty
Zobacz także:
Problemy z transmisją meczu Lewandowskiego
Hit transferowy Legii Warszawa. Wielki powrót