Najpierw był gol stracony w Lubinie, gdzie przypadkowy strzał z około 40 metrów znalazł drogę do siatki. W meczu z Jagiellonią piłka wpadła do bramki Wisły po tym jak odbiła się od... pleców Mariusza Pawełka. W spotkaniu z Polonią Warszawa dośrodkowanie Łukasza Trałki zakończyło się "bilardem" od nóg Marcelo i Pawełka, co dało kolejną całkowicie przypadkową stratę.
Największy pechowiec wśród bramkarzy w lidze, czyli Pawełek nie załamuje jednak rąk. - Nie ma co patrzeć do tyłu, trzeba za to do przodu - mówił po sobotnim meczu z Czarnymi Koszulami. - Polonia niczym specjalnie nam nie zagroziła. Bramkę strzeliliśmy sobie sami, na własne życzenie. Jeśli zdobywamy dwa gole z zespołem, który aspiruje do mistrzostwa, to trzeba go dobić i dążyć do kolejnych strzelenia bramek. A stracony przez nas gol? Takie jest życie bramkarza - stwierdził Pawełek.
- Z bramek, które w tym sezonie przepuściłem, najbardziej zabolała mnie ta z Zagłębiem Lubin. Na szczęście już prawie o niej zapomniałem. Taka jest piłka, zdarza się najlepszym - dodał golkiper Wisły, który w drugiej połowie sobotniego meczu świetnie spisał się w sytuacji sam na sam z Adrianem Mierzejewskim.
- To była przypadkowa akcja, taka typowa przebijanka. Nie chcę oceniać pracy sędziów, ale wydaje mi się, że popełnili błąd, bo chwilę wcześniej Junior Diaz był chyba faulowany. Piłka poszła między Głowackim i Marcelo i zawodnik Polonii znalazł się sam na sam ze mną - opowiadał Pawełek, który chwilę później wygrał pojedynek jeden na jeden. Polonista nie zdołał pokonać bramkarza i trzy punkty pojechały do Krakowa.
Sam Pawełek, pytany o najgroźniejszych konkurentów w walce o mistrzostwo Polski, przyznał, że nie zamierza oglądać się na innych. Woli skupiać się na własnej grze. - My absolutnie nie czujemy się pewniakiem do tytułu, tym bardziej, że najważniejsze mecze są dopiero przed nami - powiedział.
- Od dłuższego czasu czuję się dobrze i wierzę, że nastąpi zwyżka formy. Nie spocznę na laurach. Ważne, że mamy kolejne trzy punkty i od ośmiu ligowych meczów jesteśmy niepokonani - zakończył Pawełek.