W tym artykule dowiesz się o:
Zastanawiająca jest ta zgodność obu działaczy w posługiwaniu się tezą, która jest... nieprawdą.
Sekwencja zdarzeń jest warta odnotowania. W minioną środę minister sportu Kamil Bortniczuk na łamach "Wprost" opowiada, że prokurator prowadzący śledztwo w sprawie afery korupcyjnej w polskiej piłce potwierdził, że Czesław Michniewicz był w tej sprawie czysty. Bo Zbigniew Boniek twierdził, że tak mu ten prokurator powiedział.
Jeszcze tego samego dnia minister sportu został naprostowany w mediach społecznościowych, gdzie przypomniano mu, że to kompletna nieprawda. Wirtualna Polska wyjaśniała tę sprawę już w 2017 roku (więcej TUTAJ). Prokuratura przysłała wówczas wyjaśnienie, że Boniek cytował prokuratora Krzysztofa Grzeszczaka niewiernie; że prokurator w związku z osobą Czesława Michniewicza nie wydawał nigdy żadnych opinii. I że Grzeszczak nie użył w czasie rozmowy sformułowania, którym podparł się publicznie Boniek, że: "Pan Czesław jest osobą absolutnie czystą".
ZOBACZ WIDEO: Kto lepszy? Lewandowski czy Boniek? Nasi eksperci odpowiadają!
Co ciekawe, w czwartek, czyli w dzień po wywiadzie Bortniczuka dla "Wprost", ukazuje się wywiad prezesa PZPN Cezarego Kuleszy dla Sport.pl. I tam - zupełnie jakby był to wysłany esemesem tzw. przekaz dnia, który partia rozsyła do swoich frontmenów - znów powraca teza, że Michniewicz jest niewinny, bo Boniek twierdził, że tak mu powiedział prokurator.
Czytaj także: Czesław Michniewicz, Lech Poznań i ustawione mecze w tle. 27 godzin rozmów z szefem piłkarskiej mafii
Podpieranie się nazwiskiem Bońka nie jest tu przypadkowe. Zabieg PR-owy obecnego prezesa PZPN zasługuje na uznanie. Otóż Boniek, ze swoją tezą o czystości Michniewicza, pojawia się w pierwszej części wywiadu, by później Cezary Kulesza mógł już spokojnie bronić własnej decyzji o wyborze selekcjonera: - Skoro prokurator się wypowiada, że Michniewicz jest osobą niewinną i nie ma żadnego zarzutu, to nie ma powodu, by go w jakikolwiek sposób dyskryminować i nie brać pod uwagę pod kątem wyboru selekcjonera reprezentacji - argumentuje Kulesza[i].
[/i]
Tego, że to nieprawda, że przecież prokurator nigdy nie wystawiał Michniewiczowi żadnego certyfikatu niewinności, że to nic więcej niż humbug, że to jedynie słowne wygibasy Zbigniewa Bońka, dziennikarz przeprowadzający wywiad niestety Kuleszy nie mówi.
A szkoda. Bo aż strach pomyśleć, że prezes związku nadal o tym nie wie. Nie wiedział o tym w styczniu, gdy wybierał selekcjonera, nie wie - jak widać po treści wywiadu - do dzisiaj. Ktoś to powinien w końcu Kuleszy powiedzieć, głupio żeby prezes związku takich rzeczy nie wiedział.
Niestety, że to nieprawda, nadal nie wie też minister Bortniczuk. Ale jego - jak sam podkreśla w wywiadzie - mało już to obchodzi. - Mam wrażenie, że ta bomba [rozbrojona przez Bońka] dalej jest rozbrojona. Mnie ta sprawa niespecjalnie już dziś interesuje - przekonuje minister sportu. A w dalszej części wywiadu bagatelizuje znaczenie liczby połączeń telefonicznych Michniewicza z "Fryzjerem".
Dla Kuleszy też liczy się tylko to, co tu i teraz: jeśli selekcjoner awansował na mundial, to wybór trenera kadry był trafiony. Innych kryteriów prezes PZPN nie stosuje.
Mam nadzieję, że zarówno minister jak i prezes wiedzą przynajmniej to, po co się w tamtych czasach dzwoniło do "Fryzjera". A fakt, że im to nie przeszkadza w ogóle nie zaskakuje.
Trudno nie odnieść wrażenia, że zarówno ministrowi, jak i prezesowi PZPN przydał się ten Boniek. To on popełnił "grzech pierworodny", to on dał pierwszy reprezentację (młodzieżową) Michniewiczowi. Teraz wygodnie jest się na Bońka powołać. Nawet jeśli to, o czym Boniek mówił zdementowała prokuratura już 5 lat temu.
Jest takie powiedzenie, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Kto jest autorem tej sentencji łatwo sprawdzić w internecie.
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty
OGLĄDAJ MECZE REPREZENTACJI W PILOCIE WP (link sponsorowany)