W czerwcu ukazała się obszerna publikacja Szymona Jadczaka na temat Czesława Michniewicza i jego powiązań z Ryszardem Forbrichem ps. "Fryzjer". Dziennikarz Wirtualnej Polski przedstawił efekty swojego śledztwa, z którego wynika, że m.in. przy 11 meczach, w których Czesław Michniewicz prowadził Lecha Poznań, doszło do korupcji lub próby korupcji (całość TUTAJ).
To znów uruchomiło lawinę spekulacji na temat przeszłości selekcjonera polskiej kadry. Michniewicz na początku zapowiadał, że skieruje przeciwko Jadczakowi sprawę do sądu. Później jednak zdecydował się wycofać, bo jak uznał, kadra i jej przygotowania do mundialu w Katarze są najważniejsze.
Minister sportu Kamil Bortniczuk w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" podkreślił, że artykuły o Michniewiczu, którze ujrzały światło dzienne w poprzednich miesiącach były "w warstwie faktów zbiorem znanych od lat informacji".
ZOBACZ WIDEO: Co z trenerem Lecha? Nie wszystkim podobają się treningi
Polityk skierował także kilka słów w stronę kilku dziennikarzy, którzy według niego powinni odpowiadać karnie za niektóre kwestie.
- Dziennikarze swoją działalnością potrafią łamać ludziom życie, dlatego powinni odpowiadać za słowo. Może niekoniecznie karą więzienia, ale Kodeks karny to nie tylko więzienie - powiedział Bortniczuk.
Minister sportu przyznał ponadto, że nie miał wpływu na decyzję Czesława Michniewicza o odpuszczeniu ścieżki sądowej. Podziela jednak zdanie selekcjonera o tym, że trzeba się skupić wyłącznie na przygotowaniach reprezentacji Polski do mistrzostw świata w Katarze.
Czytaj także:
Sensacyjny transfer Manchesteru? Są nowe informacje