Pamiętali o górnikach
Pierwszy gwizdek sędziego w sobotnim starciu Górnika z Motorem poprzedziła minuta ciszy ku pamięci tragicznie zmarłych górników w wybuchu metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" w graniczącej z Zabrzem Rudzie Śląskiej. Na jednym z sektorów stadionu przy ulicy Roosevelta rozłożony został potężny krzyż z kilkuset zniczy. Niżej widniał napis: "Nie ważne po której byliście stronie - dla was światło pamięci teraz płonie". Wielu z tragicznie zmarłych górników było na co dzień wiernymi kibicami Górnika. Inni solidaryzowali się z fanami Ruchu Chorzów. To w sobotni wieczór nie miało znaczenia. Najważniejsza była pamięć.
Przypomnijmy, w wybuchu metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej zginęło 12. górników. Do placówek medycznych w Siemianowicach Śląskich i Sosnowcu trafiło 18. kolejnych ofiar wybuchu. Z tej grupy kolejnych pięciu odeszło na wieczną szychtę. Dotychczasowy bilans tragedii w Rudzie Śląskiej zatrzymał się na liczbie 17. ofiar. Miejmy nadzieję, że złowrogi zegar śmierci zatrzymał się na dobre.
Przeciwko upadkowi zasad
Po pierwszym gwizdku sędziego na trybunach stadionu im. Ernesta Pohla zamiast dopingu dla drużyny 14-krotnych mistrzów Polski można było usłyszeć świetnie wszystkim znany "hymn" Polskiego Związku Piłki Nożnej. Po odśpiewaniu go kilkukrotnie trybuny zamilkły w geście solidarności z kontrowersyjnymi decyzjami piłkarskiej centrali krzywdzącymi w głównej mierze kibiców. Liczne kary nakładane przez działaczy związku na kluby ze względu domniemane przewinienia kibiców sprawiły, że na co dzień zwaśnieni ze sobą fani klubów ekstraklasy i I ligi zaniechały dopingu.
Wspomniany protest trwał kwadrans. Wszechobecna cisza była przerywana tylko dźwiękiem kopanej piłki i głosami porozumiewających się na boisku zawodników. Kibice włączali się do dopingu co kilka minut, ale nie wspierali swojej drużyny, ale po raz kolejny "pozdrawiali" PZPN. Oberwało się związkowi, jak i jego prezesowi Grzegorzowi Lato. Niewykluczone, że jeżeli sytuacja w polskim futbolu się nie zmieni (wszechobecna korupcja, brak sukcesów polskich drużyn, problemy organizacyjno-licencyjne, kuriozalne zakazy) podobne protesty będą miały miejsce na stadionach zdecydowanie częściej. Ten sobotni był swego rodzaju strajkiem ostrzegawczym.
Przerwana niechlubna seria
Górnik Zabrze sobotnim zwycięstwem nad Motorem przerwał niechlubną passę trzech meczów bez zwycięstwa. Wcześniej podopieczni trenera Ryszarda Komornickiego przegrali z Pogonią Szczecin (liga) i Zagłębiem Sosnowiec (Remes PP) i bezbramkowo zremisowali ze Zniczem Pruszków. W sobotę jednak zabrzanie pokazali charakter i sięgnęli po trzy punkty w meczu z lublinianami. Przeciwnik drużyny z Roosevelta boryka się z nie lada problemem. Nie potrafi zejść z boiska z tarczą już od sześciu spotkań i zajmuje miejsce w strefie spadkowej.
- Bardzo zależało nam na zwycięstwie w tym spotkaniu. Wiedzieliśmy, że musimy wyjść na boisko zdeterminowani i zagrać na sto procent żeby ten mecz wygrać. Męczyliśmy się bardzo, bo Motor wysoko zawiesił nam poprzeczkę. Najważniejsze jednak, że ostatecznie wygraliśmy i zdobyliśmy trzy punkty. Nasza gra wygląda coraz lepiej i to dobrze wróży na przyszłość. Już nie ma w niej tyle niedokładności i przypadku co kiedyś. Zaczynamy grać piłką i to cieszy, bo tego nam brakowało. Czekamy teraz na wysokie, przekonywujące zwycięstwo. To nas upewni, że znajdujemy się na odpowiedniej drodze do awansu - mówił po meczu skrzydłowy Górnika, Robert Szczot.
Przebudzenie "Bestii"
Czeski napastnik Górnika, Ales Besta w 54. minucie meczu z Motorem strzelił bramką dającą Górnikowi remis. Wcześniej to lubelska drużyna prowadziła i zabrzanie długo nie umieli sforsować zwartych szyków obronnych przeciwnika. Niemiłosiernie zawodziła też skuteczność. Dla Czecha było to ważne trafienie, gdyż w ostatnich meczach wyraźnie nie umiał skierować piłki do siatki. Po raz ostatni ta sztuka mu się udała przy okazji meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:0) w 5. kolejce rozgrywek. Później mimo, że miał wiele sytuacji strzeleckich albo zawodziła skuteczność, albo brakowało szczęścia czy też zimnej krwi.
Sobotnie trafienie było dla "Bestii", jak nazywany jest Czech przez zabrzańskich fanów, trzecią bramką w barwach Górnika. Wcześniej trafiał w meczach z GKS Katowice i Podbeskidziem. Bramka w meczu z Motorem na pewno zapisze się w pamięci czeskiego napastnika zabrzan na bardzo długo. Strzelił ją bowiem będąc... w pozycji leżącej. Po rzucie rożnym w ogromnym zamieszaniu bramkarz Motoru, Robert Mioduszewski nie zdołał złapać futbolówki, a tej dopadł leżący na murawie Besta i wpakował do siatki z najbliższej odległości.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem pomóc drużynie w zwycięstwie. Zamieszanie było ogromne, nie widziałem piłki. Kiedy jednak ją zobaczyłem za wszelką cenę chciałem strzelić bramkę i to się udało. W takiej pozycji jeszcze do siatki nie trafiłem. Nie ważne jednak jak się trafia, ale że się trafia i drużyna ma z tego pożytek - mówił po meczu z uśmiechem na ustach 26-letni napastnik zabrzańskiej drużyny.
Wściekły golkiper
Kiedy na początku drugiej części gry Górnik zdołał doprowadzić do wyrównania za sprawą trafienia Alesa Besty we wściekłość wpadł bramkarz Motoru, Robert Mioduszewski. Doświadczony golkiper wybiegł za arbitrem Tomaszem Musiałem aż za linię własnego pola karnego i wyraźnie poirytowany coś mu tłumaczył. - Wydaje mi się, że przy okazji pierwszej bramki dla Górnika w naszym polu karnym był faul zawodnika zabrzan na naszym obrońcy i gra powinna zostać przerwana. Sędzia jednak uznał, że nie było żadnego przewinienia i bramkę uznał. Czy słusznie? Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. Stało się i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - wyjaśnił 35-letni bramkarz drużyny z Lubelszczyzny.
Dwie puszczone bramki nie przeszkadzały jednak doświadczonemu bramkarzowi lublinian zostać okrzykniętym najlepszym zawodnikiem drużyny w tym spotkaniu. Kilkukrotnie wykazał się kapitalnymi interwencjami, ratując Motor przed stratą bramki. Sprzyjało mu także szczęście, ale bez tego nie można być dobrej klasy bramkarzem. Po meczu były gracz m.in. Górnika Łęczna i Ruchu Chorzów był niepocieszony. - Nie powinniśmy tracić takich bramek. Wiadomo, Górnik Zabrze to bardzo dobra drużyna i mierzy w tym sezonie w awans do ekstraklasy. Nasze cele są inne, ale jeżeli popełniamy tak proste błędy w defensywie, kiedy gramy z tak silnym rywalem nie da się zdobyć punktów - kręcił z niezadowoleniem głową bramkarz Motoru.
"Bonio" wybawiciel
Dochodziła ostatnia minuta regulaminowego czasu gry. Wydawało się, że mimo usilnych starań Górnika spotkanie to zakończy się wynikiem remisowym. Wtedy jednak niegroźnie wyglądające podanie od Pawła Strąka otrzymał Grzegorz Bonin. Odwrócił się z piłką i nie zastanawiając się długo potężnie huknął na bramkę Motoru. Zasłonięty w tej sytuacji Mioduszewski nie miał szans na skuteczną interwencję. Kiedy piłka zatrzepotała w siatce trójkolorowe trybuny zabrzańskiego stadionu oszalały. Prawy skrzydłowy Górnika nie uważał jednak, że jest ojcem tego sukcesu. - Cała drużyna zagrała dobry mecz i cała drużyna zasłużyła na zwycięstwo. Mi pozostaje się tylko cieszyć ze zdobytej bramki. Cieszy przede wszystkim to, że dała nam ona trzy punkty. Teraz będzie grało nam się łatwiej - mówił po meczu popularny "Bonio".
Wcześniej szczęście potężnie zbudowanemu skrzydłowemu górniczej drużyny wyraźnie nie sprzyjało. Próbował kilkukrotnie wstrzelić się w bramkę, ale piłka nie umiała znaleźć drogi do siatki. Udało się to w ostatniej chwili. - Nie był to strzał rozpaczy. Widziałem, że bramkarz jest zasłonięty, a ciężko było rozgrywać piłkę, bo Motor cofnął się całą drużyną do obrony. Uderzyłem mocno, a piłka wpadła dokładnie tam, gdzie chciałem. Gdybyśmy nie wygrali tego meczu nasza sytuacja w tabeli nie wyglądałaby najlepiej. Jednak już w przerwie, przegrywając 0:1 wiedzieliśmy, że zwycięstwo jest w naszym zasięgu. W drugiej połowie udokumentowaliśmy to na boisku - cieszył się kapitan utytułowanego śląskiego klubu.
Śląsko-lubelskie przetasowanie
Sobotnie starcie Górnika z Motorem nie było jedynym rywalizacji śląsko-lubelskiej w najbliższych dniach. Po starciu z lublinianami Górnik zmierzy się bowiem z kolejnym zespołem z Lubelszczyzny, Górnikiem Łęczna. Motor zaś podejmie na własnym stadionie inny śląski zespół GKS Katowice. Jak na razie w śląsko-lubelskich starciach jest 1:0 dla Górnego Śląska. Czy w środę, kiedy rozegrana zostanie 12. seria gier na zapleczu ekstraklasy sytuacja się zmieni? Taki scenariusz wydaje się być prawdopodobny. Notujący na starcie sezonu fatalną serię porażek łęcznianie po zmianie szkoleniowca jeszcze nie przegrali.
Motor zaś na własnym stadionie jest groźny dla każdego. Przekonał się o tym boleśnie Widzew Łódź, który w 6. kolejce I ligi zaledwie zremisował z lubelską drużyną 0:0. Gieksie natomiast nie najlepiej idzie na wyjazdach. Z sześciu meczów wyjazdowych wygrała zaledwie jeden, dwa remisując i trzy przegrywając.