Zwycięski gol w meczu ze Stalą Mielec (1:0) i dwa trafienia w pucharowym starciu z Bruk-Bet Termalica Nieciecza (3:2) - Carlitos szybko pokazał, że jego powrót do Legii może być bardzo udany.
Hiszpan w specjalnym wywiadzie dla WP SportoweFakty wyjaśnia dlaczego zdecydował się na powrót do Polski, przyznaje, że miał inne oferty z polskich drużyn i tłumaczy czym jest dla niego klub z Łazienkowskiej, który w niedzielę w meczu na szczycie zagra z Rakowem Częstochowa.
A wracając do samego Carlitosa, to Hiszpan raz na zawsze ze swojej perspektywy przedstawia też kwestię "nieporozumień" z Aleksandarem Vukoviciem.
ZOBACZ WIDEO: Kto będzie mistrzem Polski? "Oni po cichu robią swoje"
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Za tobą pierwsze mecze i gole po powrocie. Jak wrażenia?
Carlitos, piłkarz Legii Warszawa, wcześniej m.in. Wisły Kraków, Al-Wahda, Panathinaikosu Ateny: Czuję się szczęśliwy. Bardzo zadowolony. Gdybym miał użyć tylko jednego słowa, to byłoby właśnie to - "szczęśliwy".
Zwycięski gol ze Stalą i dwie bramki z Termalicą… Początek bardzo udany. Zaskoczyłeś sam siebie, że tak szybko to poszło?
Nie, nie. Przecież po to tu przyszedłem. Mam pomagać zespołowi, a napastnik najlepiej to robi strzelając gole. Takie jest moje zadanie i bardzo się cieszę, że od samego początku się z niego wywiązuję.
Dużo się zmieniło w Legii od twojego powrotu?
Wróciłem do tej samej Legii, choć wiadomo, że w dużej mierze już z innymi ludźmi na pokładzie. To trochę jak powrót do domu, w którym są inne meble. Ale to wciąż ten sam dom. A moim domem jest Legia.
Faktem jest, że masz szczególny stosunek do Legii. Jak to wytłumaczyć? Poprzednio spędziłeś tu tylko nieco ponad rok…
To bardzo proste. Zacznę od Wisły, która dała mi szansę pokazania się szerokiej publiczności, mam do niej duży sentyment. Te dwa kluby są dla mnie trochę jak mama i tata. Pokazałem się w Wiśle, a spora część moich znajomych, właśnie dzięki temu, że tam grałem, do tej pory śledzi wyniki tego klubu.
Natomiast Legia... Legia dała mi coś innego, przeniosła mnie w inny wymiar jeśli chodzi o futbol. O co mi chodzi? Na przykład o presję jaka towarzyszy temu klubowi, wymagania jakie stawia się i w klubie, i wobec niego. Czujesz tutaj, że jesteś częścią czegoś dużego. Przejście z Wisły do Legii było bardzo, bardzo ważnym momentem w mojej karierze. Legia dała mi mnóstwo. I piłkarsko, ale mówię też o życiu z rodziną tutaj.
A decyzja o powrocie była łatwa, czy trudna?
Z jednej strony łatwa, a z drugiej bardzo trudna. Zawsze miałem ten klub z tyłu głowy, miałem plan, żeby tu wrócić. Zawsze gdy Legia była w potrzebie, byłem w kontakcie z prezesem Mioduskim. Możesz go zapytać. Kiedy w poprzednim sezonie Legia miała fatalną serię i cierpiała, to ja cierpiałem razem z nią. Wtedy jednak nic nie mogłem zrobić, bo nie byłem jej piłkarzem.
I jeszcze coś: nie chciałem tu wracać na gotowe, gdy wszystko szło dobrze. Byłem gotowy zaakceptować ofertę Legii kiedy się jej nie układało, kiedy trzeba pomóc. Wolałem przyjść w trudnej sytuacji, a nie na gotowe.
Ten transfer nie był jednak łatwy do przeprowadzenia…
Był bardzo trudny, z kilku powodów. Po pierwsze, miałem w Panathinaikosie bardzo wysoki kontrakt, obowiązujący jeszcze przez rok. Panathinaikos otrzymał dużo ofert za mnie, niektóre bardzo wysokie. Na początku wszystkie były jednak odrzucane. Grecy powiedzieli "nie" 6-7 klubom jeśli chodzi o mnie. Bardzo długo nie chcieli mnie sprzedać.
To sprawiało, że trudno było znaleźć rozwiązanie, które pozwoliłoby mi przyjść do Legii. Na szczęście w końcu się udało. Nie ukrywam, że sam odegrałem w tym sporą rolę, naciskając na zgodę, aby zmienić klub. I jestem wdzięczny Panathinaikosowi, że ostatecznie mnie zrozumiał i zgodził się na transfer.
Słyszałem, że nawet dołożyłeś 150 tysięcy euro, aby sprawa została "domknięta". To prawda?
Tak, potwierdzam. W pewnym momencie sprawy stanęły w miejscu, ale na szczęście wspólnym wysiłkiem udało się je doprowadzić do końca.
Miałeś inne oferty z Polski, prawda?
Prawda. Miałem propozycje z różnych polskich klubów, nie tylko z tych dwóch…
Ale z tych dwóch też, tak? Z Wisły i Lecha…
Tak, tak. Z tych dwóch też. I doceniam to, bo to dwa duże polskie kluby. Wielu piłkarzy chciałoby w nich zagrać. Ale... Legia to Legia. Oczywiście, w grze były też drużyny z Bliskiego Wschodu jednak patrzyłem nieco inaczej na tę sytuację. Chciałem oddać Legii, to co mi dała wcześniej i czułem, że w tym momencie mogę bardzo pomóc. Dlatego wolałem przyjść tutaj. Nawet jeśli oczywiste jest to, że w kraju arabskim mój kontrakt byłby o wiele wyższy.
Zdecydowana większość kibiców Legii bardzo się ucieszyła, że wracasz. Z drugiej strony były też opinie, że Carlitos to indywidualista i nie wiadomo co wyniknie z jego powrotu…
To normalne, że ludzie mają różne zdanie. Opiniowanie jest gratis. Nic nie kosztuje. Poza tym każdy może mówić co chce. Natomiast jeśli dobrze pamiętam, to w dwóch ostatnich meczach miałem trzy podania, które mogły być asystami. Poza tym…
Przecież jestem napastnikiem. Moje zadanie to strzelanie goli. Moim obowiązkiem jest używanie mojej najsilniejszej broni, czyli zdolności do zdobywania bramek. I to ma służyć drużynie. Żebyśmy strzelili więcej bramek niż rywal. Proste.
Nie mogę więc nie być indywidualistą w polu karnym, bo to obszar za który jestem odpowiedzialny. Jeśli więc strzelanie goli to indywidualizm, to nie mam z tym problemu. W takim razie tak, jestem indywidualistą.
O ile dobrze rozumiem te głosy, to niektórym chodziło to, że grasz bardziej pod siebie niż pod zespół...
Ale o jaki etap chodzi?
Zapewne o ten pierwszy w Legii…
Jak mówiłem, napastnik ma strzelać gole, albo zaliczać asysty. Możesz zapytać moich kolegów z szatni jak mnie widzą. Picha, Wszołka i innych. Zawsze szukam gry kombinacyjnej, gry z partnerami z zespołu. Ale powtarzam: napastnik ma polować na gole, nie jestem przecież środkowym obrońcą, który ma zupełnie inne zadania. A jeśli ktoś krytykuje taki styl gry, to trudno. Ma prawo. Nie mam z tym problemu.
Teraz czujesz na sobie większą presję niż w czasie pierwszego pobytu? A może mniejszą?
Presja w tym klubie jest zawsze taka sama. W świecie Legii liczą się tylko zwycięstwa i tytuły. Pamiętam, że w pierwszym sezonie strzeliłem dla Legii w lidze 16 goli. Ale nic nam to nie dało, nie zdobyliśmy tytułu. Czyli, z punktu widzenia Legii sezon stracony. Ja też wolałbym wtedy strzelić choćby pięć bramek, ale na koniec cieszyć się z tytułu. Tak ten klub funkcjonuje, tego mnie tu nauczono. Nie patrzę na mnie, patrzę na zespół. I dlatego tu przyszedłem. Żeby zdobywać tytuły!
Jeszcze jedna kwestia, a może wątpliwość, która pojawiła się u pewnej części kibiców Legii: czy Carlitos dogada się z Josue? Obaj mają duże ego, albo jak kto woli - silne charaktery.
Ego to oznaka jakiejś słabości. OK, pewnie gdy byłem młodszy, miałem większe ego, ale teraz? Nie ma w moim słowniku czegoś takiego. W jakimś sensie niczego już nie muszę udowadniać. Bo ludzie mnie znają. Wiedzą kim jestem, co mogę zrobić. A ja też nie muszę opowiadać nie wiadomo czego.
Chcę trenować, pokazywać to co najlepsze na boisku, pomagać drużynie. Ego Carlitosa nie jest żadnym problemem, bo nie ma czegoś takiego. Nie po to tyle poświęciłem, aby tu przyjść, żeby stwarzać jakieś problemy. Przyszedłem, aby pomóc Legii wrócić tam, gdzie jej miejsce.
A jakbyś ocenił relacje z Josue? Bo sporo jest opinii, że możecie stworzyć kreatywny, wybuchowy duet.
Moje relacje z Josue są bardzo dobre. A że mamy silne charaktery? To w niczym nie przeszkadza. To, że ktoś ma mocny charakter, nie znaczy, że nie jest zdolny, aby pracować dla zespołu. Jest wręcz przeciwnie. Zatem jeszcze raz: z Josue mamy bardzo dobre relacje i będziemy to wykorzystywać dla dobra zespołu.
Trochę cię w Polsce nie było, więc nie wiem na ile orientujesz się, że realia nieco się zmieniły. Teraz w opinii wielu to Raków jest faworytem do tytułu, a nie Legia.
Szczerze mówiąc nie znam zbyt dobrze historii Rakowa, jak to się stało, że dołączyli do czołówki. Ale faktem jest, że dużo ludzi ciepło mówi o tym klubie. A to oznacza, że coś dobrze robią. Pochwały nie biorą się przecież z niczego.
Ale ty też uważasz Raków za faworyta, czy jednak Legię?
Dla mnie faworytem zawsze będzie Legia. To najlepszy klub w tym kraju. Czy wygrywa, czy remisuje, czy przegrywa, Legia jest największym klubem w Polsce.
O ile się nie mylę, powiedziałeś po przyjściu, że Legia to jeden z najlepszych klubów w Europie. Te słowa nie są jednak przesadą?
Grałem w wielu klubach, w różnych krajach. I mogę powiedzieć, że w skali Europy to jest wielki klub. Rozejrzyj się dookoła (rozmawialiśmy w Legia Traning Center - przyp. red). Takiego zaplecza, takiej infrastruktury nie ma nawet wiele klubów ligi hiszpańskiej. To dobrze zorganizowany klub. Klub top. A jako taki należy do najlepszych. I tyle. Nie ma tu wielkiego sekretu.
Mam wrażenie, że twój pierwszy etap w Legii był w jakimś sensie przerwany, niedokończony. A ty jak uważasz?
Mój pierwszy etap został przerwany transferem za solidne pieniądze. W futbolu tak się też zdarza. Ale w życiu wszystko jest kwestią czasu i cierpliwości. I cieszę się, że wróciłem do domu.
Ale wiesz, że musimy w końcu wyjaśnić tę kwestię, raz na zawsze. Bo wokół Legii też widać czasem dwa obozy "Team Vuko" albo "Team Carlitos". To jak to było?
Powiem otwarcie, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości: nie mam żadnego problemu z "Vuko". I nigdy go nie miałem. A jeśli byś mnie zapytał skąd się to wszystko wzięło, to nie umiałbym ci odpowiedzieć. On mi nic nie zrobił, a ja nie zrobiłem nic jemu.
OK, byłem trochę zaskoczony, gdy znajomi zaczęli mi wysyłać jego wypowiedzi na mój temat w telewizji, gdzie źle o mnie mówił. Tak, to mnie zaskoczyło. Bo powtarzam: ja nigdy nie miałem z nim problemu. Ale ok, wyjaśnijmy to, żeby ta kwestia znów nie wracała.
Oczywiście, mam swoje zdanie na temat momentów, gdy nie grałem. Uważałem, że mogę pomóc klubowi, ale "Vuko" nie korzystał z moich usług. Jako profesjonalista to uszanowałem.
Ale wyjaśnił ci wtedy, dlaczego nie grałeś?
Nie. Był trenerem, podejmował decyzje, nie musiał się nikomu z tego tłumaczyć. To było jego prawo. Natomiast nie ukrywam, że byłem trochę zdziwiony, że w decydujących momentach walki o puchary, gdy potrzebowaliśmy w zasadzie jednego gola, nie dostałem szansy gry. A jeszcze dzień przed decydującym meczem strzeliłem wiele bramek na treningu. Zresztą, ci którzy mnie znają, wiedzą, że nie potrzebuję dużo okazji, aby strzelić gola.
Zatem tak, wtedy się zdziwiłem trochę, bo jednak można było odnieść wrażenie jakby indywidualne pomysły trenera były w tamtym momencie ponad dobrem klubu, dobrem rodziny o nazwie Legia. Drużyny, która była blisko fazy grupowej. Ale to tylko to, nic innego między nami się nie działo. On wolał inny typ napastnika.
Jako profesjonalista to uszanowałem, ale w głębi serca nie zgadzałem się z tym. Dla mnie to było niezrozumiałe. Potrzebujesz tylko jednego gola, masz w zespole piłkarza, który ma łatwość zdobywania bramek i nie dajesz mu szansy gry... Ale OK, jak mówię, nic nie powiedziałem na ten temat i do dzisiaj nie wiem skąd, jak i kto wykreował całą tę sytuację. I całkiem szczerze: nie mógłbym powiedzieć nic złego w sensie osobistym o nim, bo nigdy nie miałem z nim problemów.
Natomiast jeszcze raz: chodziło tylko o sprawy sportowe. On zadecydował, że będę grał mniej albo wcale w okolicznościach, które według mnie były takie, że zespół mnie potrzebował. Tymczasem trener miał swoje pomysły, jakby nie chcąc dostrzec rzeczywistości. A rzeczywistość była taka, że miał piłkarza, który potrafi strzelać gole. I zostawił go na ławce.
To aby całkowicie zrozumieć twoje odejście do Al-Wahda ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To nie był twój wymarzony kierunek przecież. Dlaczego doszło wtedy do tego transferu? Bo Legia otrzymała dobre pieniądze, a ty i tak grałeś tu mniej?
Miałem jeszcze dwa lata kontraktu z Legią, ale tak: Al-Wahda zaproponowała Legii spore pieniądze. Również warunki mojej umowy indywidualnej były bardzo dobre. Poza tym, Legia odpadła z pucharów, mogła zaoszczędzić na mojej pensji. Złożyło się więc na to kilka czynników. Z punktu widzenia ekonomii to był bardzo ważny kontrakt w mojej karierze. Ale pod względem sportowym nie ma nawet co porównywać tego z Legią.
Pamiętam twoją powitalną konferencję prasową w Al-Wahda. Nie wyglądałeś na najszczęśliwszego piłkarza na świecie w tamtym momencie. To była strata czasu?
Nie, nie, tak to nie. Człowiek z każdego doświadczenia i nowej sytuacji coś wyciąga, czegoś się uczy. Strzeliłem tam w krótkim czasie siedem goli.
A czas spędzony w Panathinaikosie? Był okres, gdy strzelałeś gole seryjnie i taki kiedy długo nic nie wpadało…
W pewnym sensie taka jest Grecja. Wzloty i upadki. Ale czułem się tam bardzo dobrze, to wielki klub, mam tam wielu przyjaciół. Zawsze będę to miejsce bardzo dobrze wspominał.
Najlepszy moment w Panathinaikosie?
Zdobycie Pucharu Grecji.
A do Warszawy wrócił ten sam Carlitos? Na pewno z większą rodziną.
Tak, mam 18-miesięczne bliźniaczki. A wiadomo, że przy dzieciach człowiek też staje się dojrzalszy, to zupełnie nowe doświadczenie. Córeczki są wspaniałe. Natomiast jako ciekawostkę powiem, że transfer do Legii był niespodzianką dla mojej rodziny.
Nikomu nic nie mówiłem do samego końca. Dopiero, gdy już wszystko zostało ustalone, powiedziałem, że trzeba pakować walizki. Najbardziej zadowolona z powrotu do Warszawy jest moja żona i mój ojciec. Oboje są fanatykami Legii. Ojciec bardzo mocno kibicuje, a moja żona to po prostu ultras.
Wyobrażasz sobie, że Legia może być ostatnim klubem w twojej karierze, czy gdzieś jeszcze "wyskoczysz"?
W ogóle nie myślę o tym. Mam jasne cele z Legią i chcę je osiągnąć. Tak jak mówiłem, czuję się tu jak w domu. A co to za cele? Wygrywać wszystko, co się da. W Legii nie da się funkcjonować na pół gwizdka. Trzeba się bić o mistrzostwo Polski, Puchar Polski i o powrót do Europy.
Czytałem, że twoje wyniki badań są lepsze teraz niż z czasów pierwszego pobytu w Legii. Jak to wytłumaczyć, skoro jesteś starszy? Zmieniłeś coś w podejściu?
Z wiekiem rozumiem swoje ciało coraz lepiej, wiadomo też, że im człowiek starszy, tym bardziej zwraca uwagę na różne aspekty. Czy to jedzenie, czy inne sprawy. Trochę medytuję, może nie dużo, ale tyle, aby być jak najlepiej przygotowanym mentalnie. I do piłki, i do życia. I faktycznie: fizycznie czuję się bardzo dobrze. Tak jakbym miał 25 lat. Przede mną jeszcze dużo grania.
W pierwszym sezonie strzeliłeś, jak wspomnieliśmy, 16 goli dla Legii. To jest wynik do poprawienia?
Nie wiem, bo sytuacja jest nieco inna. Teraz dołączyłem w trakcie sezonu, kilka kolejek już za nami. Najważniejsze jednak, aby moje kolejne gole dla Legii były takie jak te do tej pory: żeby dawały punkty w lidze i awanse w Pucharze Polski. Wtedy takie bramki sprawiają największą przyjemność. A takie trafienia jak w ostatnim meczu pucharowym, pod koniec spotkania, to już w ogóle smakują wyjątkowo. Bo dodają zespołowi dużo pewności siebie.
Jak ci się współpracuje z Kostą Runjaiciem?
Bardzo dobrze. To dobry człowiek, z klasą i świetny trener. Myślę, że to idealny szkoleniowiec dla Legii. Powiem więcej: według mnie to może być ktoś, kto będzie na ławce trenerskiej Legii przez wiele lat.
Widzę, że wszyscy piłkarze są zadowoleni z pracy z nim. Nie tylko ci, którzy grają, ale rezerwowi też. A to jest bardzo trudne i nieczęsto spotykane. Praktycznie w ogóle niespotykane. A tu to widzę. Trener z jednej strony utrzymuje bardzo fajną atmosferę, potrafi żartować, a z drugiej strony jest bardzo pracowity i tego samego wymaga od piłkarzy. Podoba mi się to. Ale nie tylko mi. Z tego co widzę, całemu zespołowi.
A jak cię przyjęła drużyna?
Bardzo dobrze. Yuri Ribeiro, Wszołek, "Kapi", "Jędza", Rose, Johansson... Mógłbym wymieniać bardzo długo. Wszyscy starają się, żebym jak najszybciej poczuł się znów jak u siebie. I nie chodzi mi tylko o treningi, chłopaki zapraszają na wspólny obiad czy kolację. Jest super.
Kibice? Ostatnio stadion jest wypełniony.
Pełen stadion oznacza, że dzieje się coś dobrego. Natomiast generalnie mamy publiczność, która, jak to mówimy w Hiszpanii, ma "duże jaja". Czy wygrywasz, czy nie - cały czas cię dopingują. Oni też sprawiają, że Legia jest wielka. Bo duże wsparcie wymaga tego, żebyś na boisku dał z siebie wszystko. To twój obowiązek. I mi się to bardzo podoba. Dlatego znów tu jestem.
Legenda Feyenoordu ocenia dla nas Szymańskiego
Ekspert hiszpańskiej TV: Był lepszy Polak od Lewandowskiego