Prowadząca 2:0 Barcelona budowała atak na połowie Cadizu, gdy sędzia Carlos del Cerro przerwał grę i polecił lekarzom i ratownikom medycznym udać się na trybunę, gdzie jeden z kibiców doznał ataku serca.
Kiedy chwilę później bramkarz gospodarzy Jeremias Ledesma rzucił im defibrylator, wszyscy na stadionie zdali sobie sprawę z tego, że sytuacja jest poważna i z przejęciem obserwowali akcję ratunkową.
Po 20. minutach sędzia del Cerro zaprosił zawodników do tunelu prowadzącego do szatni, a kibice zostali poproszeni o opuszczenie sektora, na którym trwała reanimacja. Po pół godzinie kibic, który zasłabł, został przetransportowany do karetki stojącej pod stadionem, a... ekipa ratunkowa ruszyła na inną trybunę, gdzie zasłabł operator kamery.
ZOBACZ WIDEO: Kto będzie mistrzem Polski? "Oni po cichu robią swoje"
Bill Shankly mawiał, że "piłka nożna nie jest sprawą życia i śmierci - to coś znacznie ważniejszego", ale takie sytuacje pokazują, jak chybiony jest to bon mot, który powinien zostać wymazany z piłkarskiego leksykonu. Obie interwencje lekarzy na szczęście skończyły się sukcesem. Gra została wznowiona po blisko godzinie, ale gospodarzy nie było stać na odwrócenie losów meczu. Wręcz przeciwnie, to Barca strzeliła kolejne gole.
Duma Katalonii przerwała złą serię w rywalizacji z Cadizem, ale i tym razem nie miała w Kadyksie łatwo. Przynajmniej dopóki na boisku nie było Roberta Lewandowskiego. Od powrotu Piratów do La Ligi (2020), Barca jeszcze z nimi nie wygrała (0-2-2). Hiszpańska prasa nazywa to klątwą, ale Xavi pokazał, że nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone. Uznał, że nie potrzebuje nadzwyczajnych środków do zdobycia Nuevo Mirandilla i mając na horyzoncie mecz z Bayernem w Lidze Mistrzów (13.09), zestawił "11" m.in. bez "Lewego" Ousmane'a Dembele i Pedriego.
Pierwsza połowa pokazała, jak bardzo się pomylił. Tyle, że nad Barcą nie wisi żadne fatum, a niemoc z Cadizem można wytłumaczyć w racjonalny sposób: słabością piłkarzy, którzy bez Pedriego i "Lewego" wyglądali, jakby na boisko wyszli bez mapy. To była wielka improwizacja, ale nie w stylu wirtouzów jazzu - raczej ucznia, który nie odrobił pracy domowej.
Przed przerwą kibiców Dumy Katalonii mogły nawiedzić demony przeszłości. Niedalekiej, bo tak Barca męczyła się rok temu o tej porze, gdy po odejściu Lionela Messiego nieudolnie prowadził ją Ronald Koeman. W pierwszej połowie stworzyła "z gry" tylko jedną okazję. W 11. minucie Gavi zerwał się środkiem i na linii pola karnego przekazał piłkę Raphinhi, który płaskim strzałem ostemplował słupek bramki gospodarzy.
To zawstydzająco mało jak na spotkanie z czerwoną latarnią La Ligi. Cadiz w pierwszych czterech kolejkach nie zdobył ani jednego "oczka" i nie strzelił żadnego gola, a sam stracił 10 - gorszy start w historii rozgrywek miał tylko 14 lat temu Xerez CD. W przerwie Xavi nie przeprowadził żadnej zmiany, ale nie dopuszczał do siebie myśli o stracie punktów. Tuż po wznowieniu gry posłał na rozgrzewkę "Lewego", Pedriego i Dembele, a już kilka minut później trio było gotowe do wejścia. Czekali tylko na przerwę w grze.
Wtedy prezent gościom podarował Ledesma. Gavi spod końcowej linii wycofał piłkę przed bramkę, podanie przeciął golkiper gospodarzy, ale zrobił to tak nieszczęśliwie, że futbolówka trafiła pod nogi Frenkiego de Jonga, a ten bez problemu posłał ją do siatki. Barcelona prowadziła, ale Xavi nie odwołał zmian, bo widział, że gra się nie układa, a zwycięstwo nie jest pewne.
"Lewy" znów udowodnił, że z nim wszystko jest łatwiejsze. Potrzebował 10 minut, by strzelić gola, a w akcji bramkowej pokazał swój geniusz i udowodnił. Prowadził piłkę wzdłuż linii środkowej, ale nie zagrał do wybiegającego w "uliczkę" Raphinhi, tylko zaprosił do gry będącego na prawym skrzydle Hectora Bellerina. Komentujący mecz w Canal+ Adam Marchliński i Leszek Orłowski orzekli, że Polak przespał "złoty moment" na uruchomienie Raphinhi, ale kilka sekund później okazało się, że to "Lewy" miał rację.
Bellerin przekazał piłkę Raphinhi, ten zagrał przed bramkę, a Ledesma popełnił podobny błąd co przy golu de Jonga i piłka zatańczyła tuż przed linią bramkową. Wtedy jak spod ziemi wyrósł zamykający akcję "Lewy". Polak wcześniej zniknął z kadru podążającej za piłką kamery, bo ruszył lewą stroną, pozostając całkowicie poza radarem rywali.
Kiedy Ledesma "wypluł" piłkę, Lewandowski wściekle zaatakował ją wślizgiem i w ten sposób wepchnął do siatki. Zrobił to tak, jakby miał to być jego najważniejszy gol w karierze. W identyczny sposób zdobył bramkę meczu el. Euro 2016 ze Szkocją w Glasgow, ale wtedy było to trafienie na wagę awansu do mistrzostw. Teraz "tylko" podwyższył prowadzenie swojego zespołu w meczu z outsiderem. To jednak pokazuje, że dla niego każdy gol waży tyle samo.
NIEZAWODNY! ROBERT LEWANDOWSKI strzela kilka minut po wejściu na boisko
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 10, 2022
To starczy czasu, żeby jeszcze coś dołożyć? Przekonajcie się w CANAL+ PREMIUM i CANAL+ online: https://t.co/46eo9wR81P pic.twitter.com/iYD4FKWapt
A po wznowieniu gry do bramki dorzucił dwie asysty. Najpierw nic nie robił sobie z Zaldui, który "zawisł" mu na plecach przed polem karnym. Polak wbiegł z nim w "16" i będąc tuż przed Ledesmą, oddał piłkę Ansu Fatiemu, dzięki czemu młody reprezentant Hiszpanii zdobył najłatwiejszą bramkę w karierze. A kilka minut później Polak przekazał futbolówkę Dembele, który pokonał Ledesmę po solowym rajdzie.
Po meczu z Cadizem "Lewy" ma na koncie już sześć bramek i jest samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców La Ligi. A Barcelona, przynajmniej do niedzielnego meczu Realu Madryt, jest pierwsza w tabeli Primera Division. Trudno jednak powiedzieć, by po wizycie w Kadyksie Barca udała się do Monachium w dobrych nastrojach. Wydarzenia z Nuevo Mirandilla mogą zostawić ślad w psychice Katalończyków.
Cadiz CF - FC Barcelona 0:4 (0:0)
0:1 - De Jong 55'
0:2 - Lewandowski 66'
0:3 - Fati 86'
0:4 - Dembele 90+3'