Były gracz Bayernu i Barcelony: Za to co zrobił Lewandowski fani mogą go przyjąć tylko w jeden sposób!

Getty Images / Harold Cunningham - UEFA / Na zdjęciu: Patrik Andersson
Getty Images / Harold Cunningham - UEFA / Na zdjęciu: Patrik Andersson

Patrik Andersson jest jednym z 8 piłkarzy, którzy grali w Bayernie i w Barcelonie. Jak porównuje te kluby? W jaki sposób "Lewy" powinien być przywitany przez fanów monachijczyków? 96-krotny reprezentant Szwecji opowiedział o tym w wywiadzie dla WP.

Podczas wtorkowego meczu 2. kolejki Ligi Mistrzów Bayern - Barcelona oczy wszystkich kibiców na stadionie w Monachium będą skierowane na Roberta Lewandowskiego. I wiele osób zadaje sobie pytanie: jak polski napastnik zostanie przywitany przez fanów Bayernu?

Między innymi o to zapytaliśmy Patrika Anderssona. Szwed jest jednym z zaledwie ośmiu piłkarzy, którzy grali i dla Bayernu, i dla Barcelony. Poza nim i Robertem, to jeszcze Arturo Vidal, Thiago, Philippe Coutinho, Pepe Reina, Mark Hughes i Mark van Bommel.

Andersson najpierw grał w Bayernie, a potem zamienił Monachium na Barcelonę. Podobnie jak w przypadku Lewandowskiego, tak i tutaj Niemcy najpierw nie godzili się na transfer. Zresztą, analogii między Polakiem a Szwedem jest więcej. A przed wtorkowym meczem Andersson opowiedział o tym wszystkim w wywiadzie dla WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Niesamowity początek Lewandowskiego. "Zrobił coś, czego nie potrafiły wielkie gwiazdy"

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Ten mecz ma faworyta?

Patrik Andersson, były gracz Malmoe FF, Blackburn Rovers, Borussii M'gladbach, Bayernu, Barcelony, 96-krotny reprezentant Szwecji, uczestnik mistrzostw świata 1994, zwycięzca Ligi Mistrzów w 2001 roku: Teoretycznie faworytem powinien być Bayern. Grają u siebie, a patrząc na historię ich meczów z Barceloną to jest ona bardzo korzystna dla monachijczyków. No ale z drugiej strony zremisowali ostatnie mecze, więc jakiś znak zapytania się pojawia.

Barcelona jest natomiast w bardzo dobrej formie. Wygrywa wysoko, a Lewandowski prezentuje się fantastycznie. Jeśli weźmiemy pod uwagę jego statystyki w pierwszych meczach Barcelony, to są rewelacyjne. 6 meczów i 9 goli. 6 bramek w lidze i hat-trick w Lidze Mistrzów. Niesamowite! Dlatego ciężko przewidzieć co się wydarzy w Monachium. Niech wygra lepszy.

No właśnie. Grał pan w obu klubach. To dla kogo we wtorek wieczorem będzie biło serce Patrika Anderssona? Większe sukcesy odnosił pan z Bayernem.

Tak, wygrałem z nimi Ligę Mistrzów, a nie ma cenniejszego klubowego trofeum dla piłkarza. Zwłaszcza, że przez tamte rozgrywki przeszliśmy jak huragan. Pokonaliśmy dwa razy Manchester United, okazaliśmy się lepsi, też dwukrotnie, od Realu Madryt, a w finale odprawiliśmy Valencię, która rok wcześniej również grała w decydującym meczu. Ale... wciąż mam bardzo dobre relacje w Barcelonie, zresztą staram się o to, aby mieć dobre stosunki w każdym klubie, w którym grałem. Tym bardziej, że do Barcelony zaczęli wracać starzy znajomi jak Xavi, czy Laporta. A zatem: to nie tak, że we wtorek będę trzymał kciuki za ten czy tamten zespół. Będę po prostu delektował się meczem. Oby to było jak najlepsze widowisko.

A jak według pana zostanie przyjęty Robert Lewandowski? Wiadomo, że jego odejście nie spodobało się fanom Bayernu.

Według mnie za to, co zrobił Lewandowski przyjęcie powinno być oczywiste: wielkie owacje! Przecież mówimy o legendzie klubu, piłkarzu, który strzelił dla Bayernu prawie 350 goli we wszystkich rozgrywkach. Seryjnie wygrywał tytuły mistrza Niemiec, sięgnął po triumf w Lidze Mistrzów. A na koniec "przyniósł" około 50 mln euro! A nieczęsto się zdarza, żeby ktokolwiek zapłacił tak duże pieniądze za piłkarza, który miał jeszcze tylko rok kontraktu.

I nie ma 23-24 lat, a 34.

Dokładnie. Biorąc to pod uwagę nie mam żadnych wątpliwości, jak powinni się zachować fani Bayernu. Jeszcze raz: mówimy o legendzie tego klubu. A legendy powinno się oklaskiwać.

A widzi pan jakieś analogie między swoim przejściem do Barcelony a transferem Lewandowskiego? Bo choć pozycje na boisku mieliście zupełnie inne, to pewne podobieństwa by się znalazły.

Tak. Obaj szliśmy do Hiszpanii po wielu latach spędzonych w Niemczech. W moim przypadku było to osiem lat, a w przypadku Lewandowskiego aż dwanaście! Można więc powiedzieć, że to była chęć spróbowania czegoś nowego. A dla Roberta to było na zasadzie teraz albo nigdy. W wieku 34 lat musiał sobie zdawać sprawę, że jeśli nie uda się teraz, to szansa przepadnie bezpowrotnie. Barcelona zawsze rozbudza wyobraźnię. Jeśli więc masz stamtąd ofertę, to trudno przejść obok niej obojętnie.

Bayern długo nie chciał się jednak zgodzić na transfer Roberta. Panu pewnie łatwiej było odejść?

Też nie do końca. Na początku, podobnie jak w przypadku Lewandowskiego, Bayern powiedział "nie". Pamiętam, że najpierw poszedłem do Ottmara Hitzfelda. Nie mówiłem skąd mam ofertę, ale powiedziałem, iż chcę odejść. Nie zgodził się, jednak powiedział, żebym zadzwonił do niego za jakiś czas. A ja wtedy wyjeżdżałem na dwa mecze reprezentacji Szwecji. Po tamtych spotkaniach znów zadzwoniłem, ale Hitzfeld ponownie powiedział "nie".

W tej sytuacji dobiłem się do Uliego Hoenessa. Tyle że on mi przekazał, iż muszę uszanować zdanie Hitzfelda. Ale "w odwodzie" byli jeszcze Franz Beckenbauer i Karl-Heinz Rummenigge. I to oni ostatecznie wydali zgodę na moje odejście. Warunek był jeden: Barcelona miała zapłacić określone pieniądze, za które Bayern zamierzał sprowadzić nowego gracza. Chodziło o Niko Kovaca. Pieniądze się znalazły i dostałem zgodę na transfer.

Niektórzy mieli wątpliwości, czy Lewandowski będzie w Hiszpanii tak skuteczny jak w Bundeslidze. Pan też takie miał?

Nie, bo przecież Lewandowski nie był skuteczny tylko w Bundeslidze. Strzelił mnóstwo goli w Lidze Mistrzów i też, co bardzo znaczące, dla reprezentacji Polski. Przecież on dla waszej kadry zdobył prawie 80 bramek (dokładnie 76 - przyp. red). Powtarzam: niemal 80 bramek dla reprezentacji Polski. To też wiele o nim mówi.

A w lidze Barcelona może zagrozić Realowi?

Według mnie najwięcej zależeć będzie od linii pomocy. Jak tam sytuacja się rozwinie, jak będą grali Busquets, Pedri, Gavi... O bramkę, ze względu na Ter Stegena, jestem spokojny. Co do siły ofensywnej też nie mam wątpliwości.

W walce o króla strzelców będą się liczyć Lewandowski i Benzema?

Tak, choć ze wskazaniem na Lewandowskiego. Już odskoczył Karimowi w tej klasyfikacji, a do tego Benzema będzie pauzował ze względu na kontuzję.

Jako jeden z nielicznych piłkarzy grał pan zarówno w Bayernie, jak i w Barcelonie. Te kluby są do siebie podobne czy bardzo różne?

Na pewno inne w obszarze zarządzania. Bayern jest bardzo stały, jego struktury nie zmieniają się zbyt często, a ludzie na najważniejszych stanowiskach pracują z reguły bardzo długo. Bayern ma też od lat takich samych sponsorów, jak Allianz czy Adidas. W Barcelonie zmian jest dużo więcej. Widzieliśmy choćby sytuację z kryzysem finansów klubowych. Te kluby pod tym względem są więc bardzo odmienne.

To jeszcze na koniec słówko o naszych reprezentacjach. Polska pokonała Szwecję w barażu i zagra w finałach mistrzostw świata. Mamy szansę na wyjście z grupy?

Przede wszystkim, co oczywiste, bardzo żałuję tamtej porażki Szwecji. Choć z Polską mieliśmy z reguły dobre wyniki, również na wyjeździe, to wiadomo było, że ten mecz będzie bardzo trudny. I to się potwierdziło. Generalnie za dużo mieliśmy porażek w tamtych eliminacjach. Szkoda mi tego meczu również dlatego, że FIFA bardzo dobrze płaci za udział w mundialu. A takie pieniądze można użyć do rozwoju futbolu w danym kraju.

Natomiast co do Polski. Myślę, że macie szanse na awans. Decydujący może być już ten pierwszy mecz, z Meksykiem. Jeśli zdobędziecie co najmniej punkt, a w drugim starciu pokonacie Arabię Saudyjską, to do spotkania z Argentyną będziecie mogli podejść już w miarę spokojnie. To się da zrobić, ale jak mówię: klucz do awansu leży już w pierwszym spotkaniu.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Co z zawieszeniem Milika? Ekspert sędziowski zabrał głos!
Gwiazdor Bayernu zażartował z Lewandowskiego

Źródło artykułu: