To będzie jedno z najciekawszych spotkań 14. kolejki Fortuna I ligi. W niedzielę w Chorzowie lider tabeli Ruch podejmie 5. w lidze Arkę Gdynia. Niebiescy w dość nietypowy sposób zapraszają kibiców na mecz.
Chorzowianie w filmiku promującym to spotkanie nawiązali do wydarzeń z wiosny 2017 roku. Wówczas w Ekstraklasie w Gdyni Arka zremisowała z Ruchem 1:1. Goście prowadzili, ale gospodarze wyrównali po strzale ręką Rafała Siemaszki. Sytuacja do teraz wzbudza w Chorzowie ogromne emocje. Za błąd we wspomnianej potyczce przepraszał sędzia spotkania (VAR wprowadzony został od następnego sezonu) Tomasz Musiał. Arbiter z Krakowa przyznał niedawno, że sytuacja cały czas siedzi w jego głowie.
Sam zainteresowany w przerwie meczu początkowo zaprzeczał, że zdobył gola ręką. Dopiero po czasie, naciskany przez reportera Canalu+, potwierdził to, co widzieli wszyscy. - Trochę mi wstyd. Henry też tak kiedyś strzelał, wtedy był to gol na wagę awansu. Był opluwany, ale potem wszyscy o tym zapomnieli. Mam nadzieję, że też o tym nikt nie będzie pamiętał - stwierdził. Jak widać, o sytuacji wciąż się pamięta, szczególnie w Chorzowie. Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ i TUTAJ.
ZOBACZ WIDEO: Kto zawiódł w kadrze? Jemu mówimy "nie"
Przy Cichej kibice nie doczekali się przyjazdu Siemaszki, chociaż było do tego blisko. Zawodnik grał w Sokole Ostróda, ale po awansie Ruchu do eWinner II ligi z niego odszedł i z Niebieskimi nie zagrał.
Po remisie z Arką Ruch stracił szanse na utrzymanie w Ekstraklasie. Wydaje się, że przy zarządzających w tamtych czasach klubem degradacja w tym lub kolejnym sezonie była nieunikniona. Jednak najbardziej bolał wszystkich fakt, że o spadku zadecydowało niesportowe zachowanie jednego człowieka.
W niedzielę po raz kolejny spodziewany jest komplet kibiców. Już od dłuższego czasu obiekt MORiS w Chorzowie nie jest w stanie pomieścić wszystkich chętnych, ale przebudowy w najbliższym czasie nie doczeka się.