To ma być rok i sezon, w którym FC Barcelona pod wodzą Joana Laporty wróci do europejskiej czołówki. Głównym tematem, jaki jest poruszany względem tego klubu, to jednak problemy finansowe.
Prezydent "Dumy Katalonii" robi co może, żeby było lepiej - m.in. dlatego sprowadzono Roberta Lewandowskiego, co umożliwiły m.in. specjalne dźwignie finansowe.
Efekt jest taki, że Barcelona na początku października - po 833 dniach przerwy - wróciła na szczyt tabeli Primera Division. Czekała na to 91 kolejek.
W tle nadal są jednak finanse i zaległości. "Długi Barcy wychodzą na jaw" - pisze hiszpański "Sport" i zamieszcza całą listę opłat za zawodników, jaką ekipa z Katalonii ma do uregulowania.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ to zrobił! Ten film ma ponad 800 tys. wyświetleń
Nie brakuje na niej zawodników, którzy dołączyli do klubu w tym roku, jak Ferran Torres, ale są też ruchy sprzed... czterech lat. Mowa o Philippe Coutinho, którego w Barcelonie już nie ma, a za którego musi zapłacić jeszcze 14,6 mln euro Liverpoolowi.
Przypomnijmy, że Brazylijczyk przechodził do Barcelony w styczniu 2018 roku za 135 mln euro. Nie wszystko zostało jeszcze spłacone.
51,9 mln euro Katalończycy muszą przelać na konto Manchesteru City za wspomnianego Torresa, kolejne 32 mln za Frenkie de Jonga i 10,6 mln za Sergino Desta do Ajaxu Amsterdam czy 36,6 mln euro Juventusowi za Miralem Pjanicia, a to nie wszystko, bo jest jeszcze wiele mniejszych kwot (pomiędzy 0,2 mln a 10 mln euro), które łącznie dają solidną kwotę.
Mniejsze lub większe sumy ciągle wiszą na Barcelonie. I wydaje się, że końca nie widać, a przecież tego lata klub dokonał niemałej rewolucji w składzie...
Zobacz także:
Wrze ws. Polaka. "Nie sądziłem, że tylu kretynów mieszka w Polsce"
To koniec. FC Barcelona definitywnie pozbyła się gwiazdy
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)