Opowiadał mi kiedyś Maciej Makuszewski (kiedyś gracz Lecha i Lechii), jak został powołany przez Adama Nawałkę do szerokiej kadry na mundial w Rosji w 2018 roku.
Kiedy ówczesny selekcjoner ogłosił szeroką, 35-osobową kadrę na mistrzostwa i pojawiło się tam także nazwisko Makuszewskiego, chłop dostał mnóstwo gratulacji. Ludzie dzwonili, pisali esemesy, cieszyli się, że "Maki" ma szansę pojechać na mundial. Ale z perspektywy samego zawodnika wyglądało to trochę inaczej.
- Mimowolnie znalazłem się w mało komfortowym położeniu. Bo tu ludzie do mnie walą z gratulacjami, jest duży entuzjazm wśród znajomych i przyjaciół, a ja już wiedziałem, że na te mistrzostwa nie pojadę. Trener Nawałka powiedział mi to wprost, od razu: "Maciek - tłumaczył - jesteś w tej szerokiej kadrze, ale w tej na mundial ciebie nie będzie". Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy płakać. I co mówić ludziom, którzy dzwonili z gratulacjami - opowiadał zawodnik.
ZOBACZ WIDEO: Czy Lewandowski jeszcze powalczy o Złotą Piłkę? "Mam obawy, że nie!"
Selekcjoner Czesław Michniewicz ogłosił 47 nazwisk (więcej TUTAJ>>). Ale ponieważ przed mundialem w Katarze nie ma specjalnego zgrupowania, ci piłkarze nigdy razem się nie spotkają, choćby na jeden dzień. Ta kadra zostanie uszczuplona za kilka tygodni i zostaną po niej tylko jałowe spory.
Eksperci mają o co się kłócić. Przyjdzie czas na ocenianie szans, kto naprawdę może pojechać na mundial, a kto jest na tej szerokiej liście tylko na sztukę. Medialny cyrk kręcił się będzie w najlepsze, choć Michniewicz i tak już wie, których piłkarzy weźmie, o ile wszyscy kandydaci będą zdrowi.
W tym roku z ogłoszenia szerokiego składu na mundial zrobiono spory spektakl, nadano temu wydarzeniu rangę dużo większą, niż na to zasługiwało. Po co? Może po to, żeby w sztuczny sposób zwrócić uwagę na rządowy kongres w Zakopanem, który mało kogo obchodził? Bo prawdziwe emocje będą dopiero wówczas, gdy zostanie ogłoszona ostateczna kadra 26 zawodników, którzy pojadą do Kataru.
Choć, bądźmy szczerzy: nawet wśród tych 26 piłkarzy, to może i z dziesięciu będzie takich, którzy w turnieju żadnej znaczącej roli nie odegrają. A kilku pojedzie na mistrzostwa w roli turystów.
A mimo to uważam, że można było się pokusić o ogłoszenie nawet 55 nazwisk. Michniewicz ograniczył się do 47, bo nie chciał wzbudzać dodatkowych kontrowersji i dyskusji, gdy będzie skreślał piłkarzy przed finalną decyzją. Chciał po prostu mieć święty spokój. I miałby go, gdyby się ograniczył do zapowiadanej wcześniej czterdziestki graczy. Ale tych 47 to już i tak bardzo dużo. Mogło być zatem równie dobrze 55 zgłoszonych. Tylu, na ilu pozwala FIFA.
Trochę nie kupuję tego tłumaczenia selekcjonera, dlaczego nie wykorzystał maksymalnego limitu. Bo skoro Michniewicz mówi, że Patryk Dziczek dostał powołanie, bo to zawodnik, który potrzebuje impulsu, to takich, co są w tej samej potrzebie, jest jeszcze kilku.
W czasach Adama Nawałki na jednej z konferencji prasowych ówczesny selekcjoner przyznał, że jego sztab stale monitoruje ponad 70 polskich piłkarzy, kandydatów do gry w kadrze. Znakomita większość z nich o reprezentację Polski nigdy nawet się nie otarła. Ale monitorowana była.
Przypuszczam, że także teraz grono zawodników monitorowanych jest podobne, lub niewiele mniejsze. Co szkodziło ogłosić te 55 nazwisk? Taki swoisty ranking selekcjonera, dzięki czemu cała Polska zwróciłaby większą uwagę na zawodników, w których kibice jeszcze nie dostrzegają potencjalnych reprezentantów. Dokładnie tak, jak wszyscy zwrócili uwagę na Mateusza Łęgowskiego, 19-latka z Pogoni Szczecin, gdy został we wrześniu powołany na mecz z Holandią. A wcześniej znali go wyłącznie eksperci zajmujący się Ekstraklasą.
Taki autorski "ranking 55 najlepszych polskich piłkarzy" to byłby symboliczny gest docenienia piłkarzy z drugiego szeregu, taki sygnał wysłany do nich - szczególnie do młodych graczy - że sztab was obserwuje, że zachęca do dalszej pracy. Byłby to sposób dowartościowania tych zawodników w ich środowiskach, w ich zagranicznych klubach, gdzie przecież cześć z nich musi walczyć o swoją pozycję.
Przykładów młodych piłkarzy, którym warto było teraz podać rękę, jest kilka. Skoro jest Radosław Majecki (22 lata - Cercle Brugge), Michał Karbownik (21 lat - Fortuna Duesseldorf), to równie dobrze na liście mógł się znaleźć Sebastian Walukiewicz (22 lata - Empoli) czy Łukasz Poręba (22 lata - RC Lens). Pewnie jeszcze kilku by się takich znalazło, którym by nie zaszkodziło, gdyby w ich klubie dowiedzieli się, że mają piłkarza z szerokiego kręgu zainteresowań selekcjonera reprezentacji Polski, finalisty mistrzostw świata.
Można było też dowartościować jeszcze kilku piłkarzy Ekstraklasy. I to nie na zasadzie samego gestu, ale spojrzeć na nich jak na piłkarzy, którzy tej reprezentacji będą mogli pomóc tu i teraz. Damian Dąbrowski z Pogoni to piłkarz, który mógłby rozwiązać kłopot z obsadzeniem pozycji defensywnego pomocnika w kadrze. Mógłby być alternatywą dla Grzegorza Krychowiaka, Krystiana Bielika czy Jacka Góralskiego. I to nie gorszą niż powołani Damian Szymański (AEK Ateny) czy Jakub Piotrowski (Ludogorec Razgrad) czy Patryk Dziczek z Piasta Gliwice.
Nie mogę się też nadziwić, że Michniewicz z trójki stoperów Legii powołał dwóch: Artura Jędrzejczyka i Maika Nawrockiego, a nie powołał tego, który w drużynie z Łazienkowskiej na stoperze grał w tym sezonie najlepiej, czyli Rafała Augustyniaka. Piłkarza uniwersalnego, mogącego zagrać także w drugiej linii, kogoś, kto potrafi wyprowadzić piłkę z obrony, co jest przecież piętą achillesową defensorów reprezentacji Polski. I co ważne, Augustyniak nie byłby wcale nowicjuszem w reprezentacji. Za czasów Paulo Sousy był na kilku zgrupowaniach, nawet debiut w kadrze ma już za sobą.
Ogłoszeniem 55-osobowej szerokiej kadry można było pomóc piłkarzom i pomóc reprezentacji w przyszłości. Chodzi właśnie o ten impuls powołania do - przecież tylko papierowej - kadry. W tym sensie ograniczenie listy do 47 nazwisk uważam za zmarnowaną szansę.
Czytaj także: "Nikt go tu nie chce". Znów bez powołania dla słynnego piłkarza