On już nie "pęka". To może być sezon Piotra Zielińskiego w Lidze Mistrzów

Getty Images / Giuseppe Maffia/NurPhoto / Na zdjęciu: Piotr Zieliński
Getty Images / Giuseppe Maffia/NurPhoto / Na zdjęciu: Piotr Zieliński

Na wiosnę zobaczymy w Lidze Mistrzów najpewniej tylko jednego polskiego zawodnika. Piotr Zieliński w takiej formie może poprowadzić SSC Napoli do wielkich rzeczy.

Z Champions League odpadli już Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik i Wojciech Szczęsny. Pewny gry w dalszej fazie jest jedynie Piotr Zieliński z Napoli. Szanse na awans z grupy ma jeszcze RB Salzburg z Kamilem Piątkowskim (mecz z Milanem w środę).

Nie zmienia to jednak faktu, że to "Zielu" był najlepiej grającym polskim graczem w tej edycji Ligi Mistrzów. Strzelił trzy gole i miał dwie asysty w sześciu meczach, a jego bilans mógł być jeszcze lepszy. Gdyby na przykład wykorzystał rzut karny z Rangersami, czy w dwóch ostatnich spotkaniach LM nie był oszczędzany przez trenera (wchodził na boisko na ostatnie minuty).

We wtorek Napoli przegrało na Anfield pierwszy raz w tej edycji Champions League (0:2), ale Luciano Spalletti najlepszych graczy trzyma na bardzo istotny mecz ligowy z Atalantą Bergamo. SSC Napoli gra w tym sezonie o mistrzostwo Włoch, obecnie jest pierwsze w tabeli i ma pięć punktów przewagi nad sobotnim rywalem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporce: stadiony świata. Tego gola można oglądać bez końca

A prawdziwym liderem drużyny jest reprezentant Polski. To niesamowite, jaką metamorfozę Zieliński przeszedł przez ostatni rok. Na początku poprzedniego sezonu włoscy eksperci mówili przecież, że tylko jeden zawodnik Napoli nie wystrzelił z formą u Spallettiego - właśnie Piotr Zieliński.

Latem piłkarz miał oferty z Anglii (West Ham United), ale uparł się, by zostać w Neapolu. Po meczach reprezentacji Zieliński mówił nam, że dobrze czuje się w tym klubie i nie zamierza szukać szczęścia na siłę. Można było się martwić, że w końcu nasz zawodnik w Neapolu "zgnije", bo przecież gra już tam siódmy rok. Ale "Zielu" wiedział, co może jeszcze dać drużynie. 

Dotąd Zieliński miewał przebłyski geniuszu, często czarował pojedynczymi zwodami, potrafił dołożyć piękną bramkę czy spektakularną asystę. Ale teraz zaczął wyrażać siebie. Czuje się swobodnie, nosi nisko opuszczone getry, narzuca swój styl, także z piłką przy nodze. Już nie tylko zmienia tempo gry, ale bierze rywali na plecy, kiwa, a za chwilę jest już pod ich bramką. Do tego podania Zielińskiego to często dzieła sztuki.

Mamy prawo oczekiwać, że w tym sezonie Napoli zrobi w europejskich pucharach coś specjalnego. Fazę grupową Włosi przeszli jak burza - wygrali grupę strzelając aż dwadzieścia goli. Zieliński pokazał, że już nie "pęka", gdy wychodzi na mecz z klasowym rywalem. Wcześniej ginął w starciach z Realem Madryt czy Liverpoolem, brakowało mu odwagi.

Ale teraz? Stał się bezczelny, w końcu! Wpada do baru, wychyla cudze kufle, a za chwilę puszcza swoje piosenki w dyskotece. W tym roku sam ograł Liverpoolu (strzelił dwa gole i miał asystę, Napoli wygrało w pierwszym meczu 4:1), a Juergen Klopp mógł jeszcze raz pożałować, że nie zdołał sprowadzić Polaka do Anglii. To może być wielki sezon Zielińskiego na europejskich salonach.

Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty

Koniec kosmicznej passy Napoli. Piotr Zieliński nie przyniósł szczęścia

Źródło artykułu: