Jarosław Lato, którego nazwisko w niedalekiej przyszłości może zostać ukrócone do pierwszej litery i symbolicznej kropki, od 16 września tego roku jest solą w oku działaczy Polonii. Kiedy na jaw wyszły informację o korupcyjnej skazie na życiorysie piłkarza (mecz RKS Radomsko - Zagłębie Lubin z czerwca 2004), w klubie zawrzało. Wszystko potoczyło się lawinowo - klub zawiesił Latę w jego prawach i wysłał wniosek do Polskiego Związku Piłki Nożnej, by ci rozwiązali dotychczasową umowę z winy gracza.
- Jeżeli PZPN podejmie taką decyzję, wówczas my możemy ubiegać się od gracza o rekompensatę w wysokości kwoty, którą otrzymałby od nas do końca trwania umowy. Bardzo, bardzo dużo pieniędzy! - mówi nam Piotr Ciszewski. Lato nieco ponad miesiąc temu podpisał nowy, lukratywny (około 40 tysięcy złotych miesięcznie) kontrakt, opiewający na trzy lata. Nie trzeba się urodzić z liczydłem w ręku, ani mieć na nazwisko Einstein, by pewne fakty szybko pojąć. Do końca trwania kontraktu Lato skasowałby grubo ponad milion złotych. I tyle może żądać Polonia w razie pomyślnej dla niej decyzji!
- Nie chodzi nam o pieniądze, tylko o etykę - idzie w zaparte Ciszewski, który z obrośniętym niesławą zawodnikiem chce wszystko rozwiązać polubownie. Gest dobrej woli? Ukłon w stronę dokonań zawodnika? Brzmi podejrzanie. Kiedy zadzwoniliśmy do Laty w środku zeszłego tygodnia, ten zupełnie zbity z tropu przyznał: - Rozwiązanie umowy może potrwać kilka dni, a może kilka miesięcy. Już wiadomo, że może to być nawet kwestia najbliższych godzin.
Z przekonaniem graniczącym z pewnością można rzec, że Lato nie zejdzie z piłkarskiej sceny. W zeszłym sezonie uznano go najlepszym piłkarzem Polonii, a jego nazwisko trwale krążyło wokół kontekstu reprezentacji Polski. Dziś 32-letni zawodnik, opluty słowem i zepchnięty poza margines, przypomina wrak zawodnika. W jednej chwili stracił wszystko – formę (od kilku spotkań już nie kopał piłki, tylko odkopywał), pieniądze, pracę i zwyczajną ludzką sympatię. - Czuję się dobrze, kariery na pewno nie skończę. A czy chętni są? O tym teraz nie chce mówić - ucina pan Jarek. Ale chętni są. Tylko czy to na pewno dobrze?