Z Kataru Mateusz Skwierawski
Gdzieś daleko od cywilizacji, gdzie wokół tylko pustynia, majaczy na horyzoncie wielki namiot. To jedyny punkt, który wybija się daleko za miastem. Gdy opuszczamy najbardziej prestiżowe miejsca w Katarze i z Lusail Marina na dobre wjeżdżamy w głąb lądu, kończy się życie. Oprócz kilku pasów ruchu drogi ekspresowej, na której jesteśmy, dookoła tylko piasek i duże skupiska kamieni i skał.
Przez otwartą szybę w samochodzie do oczu wpadają łupinki piasku niesione przez wiatr. To droga do miejsca, w którym hucznie i zapewne z pompą otwierają mistrzostwa świata w piłce nożnej. Największą globalną imprezę. Ten obszar zapewne nadal byłby zapomniany przez świat, gdyby w 2010 roku Katar nie otrzymał praw do organizacji mundialu. I tak, pośrodku niczego, stanął kolosalnych rozmiarów stadion, który może pomieścić 60 tysięcy widzów - Al Bayt Stadium imitujący beduiński namiot.
Emir patrzy z góry
Organizatorzy namawiali tubylców, by w razie możliwości zrezygnowali z transportu metrem i przemieszczali się na stadion samochodami. Chodziło o to, by wszyscy nie chcieli jechać pod stadion metrem. Sporo osób wzięło sobie te prośby do serca. Specjalnie dla zmotoryzowanych powstał gigantyczny parking piętnaście minut drogi od areny mistrzostw. Niestety sytuacja się skomplikowała. Przez ogromny korek kibice byli wypuszczani na autostradzie z samochodów i autobusów. Na mecz szli pieszo po jezdni.
Ale jedna osoba mogła dostać się na trybuny bez większego wysiłku. Emir Kataru - Tamim bin Hamad Al Thani - mógł popatrzeć na to wszystko z góry. Prywatnym helikopterem wylądował tuż obok stadionu, po czym specjalnie przygotowaną drogą asfaltową był eskortowany do środka obiektu.
"Dorabiają sobie"
Żeby dojść do celu, nie były potrzebne jednak żadne wskazówki i widok stadionu. Wystarczyło wsłuchać się w dźwięki muzyki. Gospodarze skrupulatnie zaplanowali, by mecz otwarcia został odpowiednio opakowany.
Dbały o to specjalne grupki osób, których zadaniem było "spontaniczne" budowanie atmosfery. - Katar wygra mecz, Katar wygra mecz! - intonował mężczyzna o ciemnym kolorze skóry ubrany w barwy katarskiej reprezentacji, a za nim tanecznym krokiem podążała reszta. Jeden z wolontariuszy pracujących przy logistyce meczu nie próbował nawet naginać rzeczywistości. Przetłumaczył nam wykrzykiwane hasła i szybko wyjaśnił. - To grupa pracowników z Afryki, która w ten sposób dorabia po pracy i dziękuje Katarowi za możliwość życia tutaj - usłyszeliśmy.
Grupa mężczyzn z tamburynami w dłoniach była już wyraźnie nadzorowana przez swojego guru. Wybijali ciągle ten sam rytm, mając raptem chwilę na wytarcie dłoni i wymianę gestów, zazwyczaj tych samych - że ręce są już trochę zmęczone.
7 godzin bez jedzenia
Przed Al-Bayt Stadium można było zaznajomić się także z odrobiną tradycji Kataru. Między innymi zobaczyć "Qatari Arda", czyli taniec z szablami w dłoniach. Pocztówka do domu z miejsca wielkiego piłkarskiego święta wyszłaby wspaniale. Wielbłądy, szerokie uśmiechy postronnych kibiców, żółta fali rozśpiewanych fanów z Ekwadoru czy białej fali Katarczyków opuszczających swoje luksusowe samochody. Do zdjęcia nie pasowaliby tylko oni - migranci z Indii.
Dziennikarz "New York Times", Tariq Panja, potwierdził, że grupa ponad 200 mężczyzn pracujących przy wydarzeniu została pozbawiona jedzenia, wody i możliwości skorzystania z toalety na siedem godzin w najgorszym upale w dniu meczu. Dziennik, powołując się na rozmowę z jednym z bohaterów, pisze, że mężczyźni otrzymają 1000 dolarów za 55 dni pracy i jeden posiłek dziennie.
- Poproszono ich o stawienie się pod stadionem o godzinie 10 rano, dziewięć godzin przed planowanym rozpoczęciem meczu. Na terenie obiektu i tak nikogo nie było. Robotnicy czekali na wytyczne następne siedem godzin - czytamy w "New York Times".
Zapłacą, ile trzeba
Na stadionie gospodarze też mieli swoich ultrasów. Kibice za jedną z bramek byli zorganizowani. Dosłownie. Przez cały mecz, bez względu na to, co się w nim działo, śpiewali, klaskali i tańczyli. W przeciwieństwie do zdecydowanej większości, nie wychodzili ze stadionu na pół godziny przed końcem meczu. Trudno nawet precyzyjnie określić, ile osób przyszło obejrzeć na żywo inaugurację. Spiker podawał informację o 67. tysiącach fanów na trybunach, a przecież pojemność stadionu jest o kilka tysięcy mniejsza...
Choć obiekt Al Bayt robi jeszcze większe wrażenie w środku, trudno zapomnieć, że przy budowie tego i innych obiektów, krzywd doświadczyło wiele rodzin. Katarczycy wydali ponad 200 miliardów dolarów, by pokazać się światu.
Argentyński dziennikarz: Mam dowody, że Lewandowski tak powiedział!
Bangladesz kocha Leo Messiego. Tylko nie wie, dlaczego
ZOBACZ WIDEO: Dyskusja w studiu. Piłkarze wskazują, kto zagra z Meksykiem