Wśród kibiców zgromadzonych na Stadium 974 w Dosze znaleźli się najbliżsi Kamila Glika. Jego żona Marta i mama Grażyna przybyły do Kataru, by dopingować reprezentację Polski w meczu z Meksykiem. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.
"Fakt" poinformował, że w trakcie spotkania doszło do incydentu z udziałem mamy Glika. Na obiekt wniosła ona biało-czerwoną flagę z napisem rodzinnego Jastrzębia-Zdrój, którą pani Grażyna przywiesiła na barierce. Już po kilku minutach ochrona nakazała jej zdjęcie, bo znalazła się w miejscu, w którym, według wytycznych FIFA, nie mogła.
"Dyskusja chwilę trwała, ale niestety ochrona pozostała nieugięta" - czytamy w "Fakcie".
ZOBACZ WIDEO: Eksperci komentują zachowanie Michniewicza. "Cieszy mnie ta dyskusja"
Sytuację wyjaśniła sama Grażyna Glik, którą cytuje Michał Zichlarz. To znany śląski dziennikarz, który jest autorem biografii Kamila Glika.
- Nic nie jest zgodne z prawdą, co tam napisano. Obie z mamą Marty chciałyśmy powiesić flagę. Steward powiedział nam, że w tym miejscu nie możemy, że mamy iść w inne miejsce. Tam nam powiedziano, że też nie możemy i grzecznie odeszłyśmy. Nic więcej się nie wydarzyło. Nie było żadnych interwencji i uporu z naszej strony - powiedziała Grażyna Glik. "Tyle w temacie" - podsumował Zichlarz.
Czytaj także:
Rosjanie wskazali, komu kibicują na mundialu. "Bratni naród"
Portugalia celuje w finał. Co z Ronaldo?