Przed spotkaniem Polska - Meksyk do Kataru poleciała spora grupka najbliższych Kamila Glika. Z trybun Stadium 974 w Dosze lidera naszej defensywy oklaskiwały mama, żona Marta, dwie jego córki Victoria i Valentina, a także teściowa.
Jak informuje "Fakt", jeden ze stewardów miał mały zgrzyt z mamą reprezentanta Polski. Na obiekt wniosła ona biało-czerwoną flagę z napisem rodzinnego Jastrzębia-Zdrój, którą przywiesiła na barierce. Już po kilku minutach ochrona nakazała jej zdjęcie, bo znalazła się w miejscu, w którym, według wytycznych FIFA, nie mogła.
Grażyna Glik pozostawała nieugięta i postanowiła przywiesić ją w innym sektorze polskich kibiców - za bramką, gdzie była już taka możliwość. Niestety steward nie chciał jej tam przepuścić.
- Dyskusja chwilę trwała, ale niestety ochrona pozostała nieugięta - czytamy w "Fakcie".
Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Glik rozegrał całe spotkanie, a bezpośrednio po ostatnim gwizdku udał się na trybuny, gdzie mógł uścisnąć żonę i córki. Na razie najbliżsi 34-latka pozostają w Dosze, więc niewykluczone, że w sobotę również będą dopingować stopera w starciu z Arabią Saudyjską (26 listopada, godz. 14:00).
Czytaj też:
-> Spojrzeli pod dach stadionu w Katarze. To znaleźli
-> Ujawniono zachowanie Michniewicza w szatni. Ale wypalił!
ZOBACZ WIDEO: Eksperci liczą na reakcję Lewandowskiego. "Na pewno będzie wkurzony"