Artur Długosz: Prawie rok temu Śląsk Wrocław na stadionie przy ulicy Oporowskiej wygrał z krakowską Wisłą 2:1. Teraz to Biała Gwiazda zdecydowanie pokonała wrocławian 3:1. Spodziewaliście się, że teraz będzie tak łatwo?
Arkadiusz Głowacki: Nie, nie. Spodziewaliśmy się, że będzie to trudny mecz. Pierwsze sytuacje w tym spotkaniu, których nie udało nam się wykorzystać, mogły się zemścić - tak jak mówi piłkarskie porzekadło. Tak się nie stało, później czerwoną kartką ukarany został Piotr Celeban i rzeczywiście nasza dominacja na boisku była dosyć duża. Sporo sytuacji, sporo nie wykorzystanych, mimo wszystko trzy bramki, niezła gra, czyli generalnie jest się z czego cieszyć.
To ta czerwona kartka zadecydowała o takim przebiegu spotkania?
- Myślę, że nie, ale na pewno miała też wpływ na ten mecz. To spotkanie ogólnie się nie zmieniło po tej czerwonej kartce. Drużyna Śląska była przyczajona przez praktycznie cały mecz na swojej połowie. Przed czerwoną kartką i po niej starali się wychodzić z kontry po odbiorze w środku boiska. Po wykluczeniu jednego zawodnika mieli jakby mniej atutów w formacjach ofensywnych i nieco łatwiej nam szło w naszych tyłach.
Świetny mecz zagrała defensywa Białej Gwiazdy. Wrocławianie praktycznie nie stworzyli sobie dobrej okazji strzeleckiej.
- No tak, ale też drużynie Śląska nie grało się łatwo. My zagraliśmy naprawdę dobry mecz i formacją defensywną była praktycznie cała drużyna. Przy jakichś stratach staraliśmy się odbierać piłki na połowie Śląska, także każdy wywiązywał się ze swoich zadań defensywnych bardzo dobrze.
Forma Wisły Kraków jak na razie imponuje.
- Są gorsze, są lepsze mecze. Ważne, żeby ciągle starać się wygrywać i żeby to był dla nas najważniejszy cel. Czasami nie da się grać ładnie, a po prostu trzeba wygrywać.
Nie można jeszcze o tym głośno mówić, ale wszystko jak na razie wskazuje na to, że już zimą możecie sobie zapewnić tytuł mistrzowski.
- Oj nie. My jesteśmy za daleko od jakiejkolwiek euforii, bo zdajemy sobie sprawę, że przed nami seria ciężkich meczów. Najpierw Lech, potem derby, Legia. Trudne mecze jeszcze przed nami.
Teraz przerwa na reprezentację narodową. Nie wpłynie ona dekoncentrująco na drużynę, która „jest w gazie”?
- Nie da się ukryć, że przed wyjazdem na kadrę drużyna prezentuje się dobrze, a później po tej przerwie wyglądamy nieco gorzej. Jest to na pewno kwestia do zastanowienia i trzeba coć w niej zmienić.
Mecz Śląska Wrocław z Wisłą Kraków z trybun oglądał selekcjoner reprezentacji, Stefan Majewski, który występ wszystkich kadrowiczów ocenił pozytywnie. Liczy pan może w związku na występ może nawet od pierwszej minuty?
- Już drugi tydzień słyszę, że trener kadry ogląda meczu powołani zawodnicy grają pozytywnie. Także w tej kwestii nic się chyba nie zmienia.
Poprzedni trener nie oglądał, ten ogląda. Czujecie się bacznie obserwowani przez trenera Majewskiego?
- Nie, nie. Mogę mówić za siebie. Przede wszystkim koncentruje się na poczynaniach boiskowych. Tak naprawdę to staram się wyłączyć, nie myśleć o tym, kto jest na trybunach, czy kibice są przyjaźni czy nie. Po prostu na boisku czeka nas praca do wykonania i to jest dla mnie najważniejsze.
Co prawda Polska ma już tylko iluzoryczne szanse na awans, ale pan jako reprezentant kraju wierzy jeszcze, że uda się zagrać w RPA?
- Myślę, że trudno wierzyć w tej sytuacji. Przede wszystkim trzeba myśleć o pierwszym rywalu, dobrze przygotować się do meczu, postarać się o jakąś niespodziankę.
Z którym rywalem może być trudniej? Z Czechami, którzy nie prezentują się tak jak wszyscy oczekiwali, czy ze Słowacją, która gra bardzo dobrze?
- Omówmy się, że obydwa mecze będą bardzo ciężkie. Kadra w takim składzie praktycznie spotyka się pierwszy raz. Jest nowy trener, mało czasu na cokolwiek, także będzie trudno, ale trzeba być optymistą.
Wierzy pan w misję Stefana Majewskiego?
- Oczywiście, że tak. Muszę wierzyć.