Z Dohy Paweł Kapusta
Z czterema punktami jesteśmy po dwóch meczach liderami, ale karuzela wynikowa kręciła się dotychczas tak szybko, że z naszej grupy awansować wciąż mogą wszyscy. Opcja dająca nam pewność szczęścia: nie przegrać z Albicelestes. Ale i porażka nie sprawi automatycznie, że wylecimy za burtę. Wówczas trzeba będzie zerkać z nadzieją na wynik meczu Arabia Saudyjska - Meksyk. Warianty dokładnie rozpisujemy TUTAJ - KLIKNIJ.
Można się na selekcjonera Czesława Michniewicza i styl gry prezentowany przez kadrę irytować, narzekać, mówić, że nasza drużyna miała na tym mundialu masę farta, a oglądanie popisów Biało-Czerwonych mogło momentami prowadzić do ślepoty, ale trudno zamilczeć, że pierwszy raz od dekad przed trzecim meczem na mistrzostwach świata wciąż mamy szanse na wyjście z grupy. Jeśli Michniewicz i jego zespół tego dokonają, będziemy mieli do czynienia z historycznym osiągnięciem: ostatni raz w 1/8 finału graliśmy 36 lat temu.
Napisać, że zadanie jest trudne, to jakby nic nie napisać. Argentyna przylatywała do Kataru z nieprawdopodobnym wręcz bilansem meczów - na arenie międzynarodowej nie przegrali od lipca 2019 roku. Od tego czasu zanotowali 26 zwycięstw, 10 remisów i zero porażek. Wygrali Copa America (pokonali Brazylię na Maracanie w wielkim finale), a przez eliminacje mundialu w strefie południowoamerykańskiej przeszli bez porażki. Stawiani tu są jako jeden z głównych faworytów do zdobycia pucharu. Nawet mimo ślamazarnego początku. Po wpadce z Arabią Saudyjską (1:2) długo drżeli o swój los w starciu z Meksykiem (2:0), ale ta maszyna ma w sobie ogrom koni mechanicznych.
ZOBACZ WIDEO: Na to muszą zwrócić uwagę Polacy. Tego elementu zabrakło w starciu z Meksykiem
Starcie gigantów
- Ze względu na to, kto jest kapitanami, mecz będzie oglądać pół świata - rzucił na konferencji prasowej Michniewicz i trudno się z nim nie zgodzić. Większość pytań, na które musiał odpowiadać, dotyczyło starcia Lewandowski - Messi.
Leo Messi to ikona, od lat stoi na piłkarskim szczycie, zerka na świat bez obawy, że ktokolwiek może go przebić w boskim, futbolowym geniuszu. Lewandowski w klubowej piłce też wdrapał się na poziom niewyobrażalny, z małego podwarszawskiego miasteczka, krok po kroku maszerował na salony przed polskimi piłkarzami dotychczas zakluczone. Właśnie pojedynek tych dwóch graczy, mających od życia wszystko, jest dowodem, że mundial to jednak coś więcej niż kopanie piłki za niemoralne pieniądze. To łapanie momentów, spełnianie dziecięcych marzeń, to okoliczności wymykające się skomercjalizowanemu, często do bólu przewidywalnemu światu futbolu.
Messi już raz kończył karierę w kadrze. Kilka lat temu, przytłoczony porażką w Copa America, zapowiedział ewakuację na dobre. W klubie układało mu się wszystko, błyszczał i był za to wynagradzany pucharami, ale drużyna narodowa była w jego życiu bardziej dostarczycielem niespełnionych nadziei. Dla nas, piłkarskich pariasów z Polski, brzmi to jak bluźnierstwo, bo przecież w 2014 roku w Brazylii otarł się o puchar, Albicelestes ulegli dopiero w wielkim finale Niemcom. Gdy jednak wchodzisz na szczyt, wszystko co z mniej cennego kruszcu niż złoto, jest rozczarowaniem. Gdy więc w 2016 przegrał kolejny finał, powiedział: pas. Na szczęście jednak do kadry wrócił, niedługo później wygrał mistrzostwo Ameryki Południowej. Dziś do pełni szczęścia brakuje mu "tylko" wygranego mundialu.
Gdy więc turniej w Katarze zaczął od wstydliwej porażki z Arabią Saudyjską, jego dzieci zanosiły się na trybunach płaczem. W Dosze z Messim jest cała rodzina, chcą być blisko ojca, męża, syna w tak ważnym momencie jego życia, bo być może to już jego ostatni turniej. W drugim meczu, już tym o życie, gdy nie szło, gdy Argentyńczycy odbijali się od meksykańskich barykad, musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Zrobił gola z niczego, otworzył tę puszkę niemal zębami. Sam cieszył się później jak dziecko.
Lewandowski podobnie, gdy wpakował Saudyjczykom gola na 2:0, on - boiskowa maszyna - sprawiał wrażenie, jakby stracił nad sobą kontrolę. Kipiąc od emocji, rzucił się na murawę, schował twarz w trawie. Chciał ukryć te cieknące łzy, ale nic z tego, wydało się, wszyscy widzieliśmy. Później mówił, że jeszcze w trakcie hymnów czuł emocje, jakich zazwyczaj przed meczami nie czuje. Strzelony gol, jego pierwszy na mundialach, był więc nie tylko sturlaniem kamienia z serca po słabym mundialu w Rosji i niestrzelonym karnym z Meksykiem, ale też spełnieniem dziecięcych marzeń.
Lewandowski wie poza tym, co się mówi o jego pierwszeństwie w rodzimym panteonie. Niby wszyscy wiedzą, że Zbigniew Boniek sukcesy z kadrą osiągał w innych czasach, ale w ostatecznym rozrachunku i tak wszyscy "Lewemu" wyciągają niemoc z kadrą na wielkich imprezach. Bez pchnięcia jej w godnym kierunku na turnieju wciąż będzie słyszał, że kariera Zibiego była jednak bardziej kompletna. Przyćmienie Messiego na pewno by mu nie przeszkodziło.
- Ale to nie jest tenis, liczyć się będzie cały zespół, a nie tylko Lewandowski i Messi - odbijał jeszcze dziennikarzowi z Argentyny polski trener. Oczywistym jest jednak, że wszystkie reflektory skierowane będą w środę na tych dwóch graczy.
Nieważne jak, ważne dokąd
Polacy na tym turnieju nie wezmą raczej udziału w konkursie na misterów boiskowej elegancji. Pierwszy mecz to była męczarnia okrutna, drużyna Czesława Michniewicza dokonała mordu z zimną krwią na futbolu, wykreowała ledwie jedną ciekawą akcję w ofensywie. Selekcjoner tłumaczył później, że celem nadrzędnym było nieprzegranie tego spotkania. Udało mu się go osiągnąć, ale styl wywołał całą lawinę dyskusji.
Drugi mecz grupowy Biało-Czerwoni zaczęli od jeszcze większej masakry, trwającej około 30 minut. Nie umieliśmy przerwać furii ofensywnej przeciwnika, wymienić w spokoju kilku podań, wykreować akcji z przodu. Mieliśmy całą furę szczęścia, że Arabia nie strzeliła w tym spotkaniu ani jednego gola. Druga połowa była już lepsza, ostatecznie wygraliśmy 2:0.
Michniewicz, który ma do dyspozycji wszystkich piłkarzy (nikt nie skarżył się na kontuzje), już dzień przed meczem przyznawał, że samobójstwem byłaby próba grania z Argentyną na remis. Przemycił tym samym, że raczej nie będzie murowania totalnego, bo może się to zemścić. Nie oznacza to jednak, że drużyna pójdzie na wymianę ciosów, wprawdzie by umrzeć, ale z uśmiechem na ustach.
Nikt się pewnie na selekcjonera tym razem nie obrazi, jeśli tym razem, w starciu z takim rywalem wyjedzie na murawę autokarem, ustawi go w bramce i tylko w korzystnych momentach szukać będzie okazji do wycieczek pod obcą bramkę. Przed Argentyną, obiektywnie zespołem z innej, wyższej półki, chciałoby się Michniewiczowi powiedzieć: nieważne jak, ważne dokąd. Byle do kolejnej rundy.
Panowie, zróbcie to! Cała Polska trzyma za was kciuki!
***
Mecz 3. kolejki mistrzostw świata Polska - Argentyna w środę o godz. 20 czasu polskiego. Transmisja w TVP 1, TVP Sport oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.