Mimo że nazwisko wskazuje na co innego, przez wiele lat Wojciech Szczęsny uchodził za pechowca w bramce reprezentacji Polski. Poprzednie duże turnieje w jego wykonaniu to czerwona kartka (Euro 2012), kontuzja (Euro 2016), dziwaczny gol z Senegalem (MŚ 2018) i samobój (Euro 2020). Bramkarz mówił nam kiedyś, że pomagają mu medytacje. Jeżeli dalej stosuje taką praktykę przed meczami, to niech jeździ na stadion nawet oddzielnym autokarem. To, co Szczęsny wyprawia na obecnym mundialu, jest czymś niesamowitym.
Z Argentyną nasz bramkarz po raz drugi nie dał się pokonać z rzutu karnego. Po meczu z Arabią Saudyjską mówił, że niczego nie pozostawia już przypadkowi, że ogląda po kilkanaście karnych wykonywanych przez rywali, wręcz uczy, wkuwa wiedzę jak na sprawdzian w szkole. Takie podejście pomogło mu zatrzymać jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.
Wybitna obrona Szczęsnego
Kilka chwil wcześniej Kamil Glik wytrącił piłkę z rąk Messiego i wyrzucił ją za bramkę. Piłkarze przez chwilę spięli się między sobą. Nasi zawodnicy głośno protestowali, bo sytuacja wydawała się kuriozalna. Gdy sędzia zdecydował się zobaczyć akcję w powtórce, stadion wybuchł. Z odtworzenia widać było, że faktycznie Szczęsny trafił rękawicą Messiego, ale już po tym, gdy Argentyńczyk oddał bardzo niecelny strzał głową. Sędzia jednak podyktował karnego.
Do tej chwili, czyli końcówki pierwszej połowy, nasz zespół nieźle się bronił. Argentyńczycy z piłką przy nodze byli bardzo niebezpieczni - momentalnie przyspieszali akcje, wsadzali naszych obrońców na karuzelę. W powietrzu wisiało poczucie, że coś zaraz się wydarzy.
ZOBACZ WIDEO: Nowa gwiazda światowego futbolu. Ekspert porównał go do Lewandowskiego
Próbował Leo Messi i Julian Alvarez, ale Szczęsny dwukrotnie dobrze odbijał piłkę na rzut rożny po uderzeniach rywali. Ale przy strzale Acuny nasz bramkarz nie miałby nic do powiedzenia. Lewy obrońca Argentyny trafił piłkę idealnie - czysto i mocno. Pomylił się jednak o kilka centymetrów.
Za chwilę na murawę padł Angel Di Maria ciągnąc się za włosy na głowie. Wiedział, co przy rzutach rożnych robi Szczęsny. Di Maria zna bramkarza z Juventusu i tak zakręcił piłkę, że Szczęsny prawie dostałby strzał za kołnierz. To byłby piękny gol, gdyby nasz piłkarz nie odbił piłki nad poprzeczką.
Biało-Czerwoni byli tłem dla faworytów do wygrania mundialu. Mieli ledwie momenty i to już na początku meczu. Robert Lewandowski obrócił się z rywalem na plecach i zagrał przed pole karne. Krystian Bielik miał dużo czasu, ale uderzył ze słabszej lewej nogi i zepsuł akcję.
Do znudzenia Polacy grali natomiast długą piłką. Niekiedy wyglądało to bardzo irytująco. Dostawaliśmy nieoczekiwanie szanse na wyprowadzenie "piłkarskiej kontry", czyli krótkimi podaniami. Argentyna zostawiała nam miejsce do gry, być może celowo. Znajdowaliśmy się jednak na środku parkietu nie znając podstawowych kroków. Nasi gracze szli na łatwiznę kopiąc na kilkadziesiąt metrów w kierunku Lewandowskiego. Rzadko kiedy ktoś z polskiej drużyny szedł za akcją, by pomóc kapitanowi z przodu.
Do przerwy mieliśmy na swoim koncie "niewidzialnego gola" po paradzie Szczęsnego, co musiało podbudować Polaków.
Ale rywale wyskoczyli z szatni jak do pożaru. Niespełna minutę po wznowieniu gry Argentyna zagrała cierpliwie, od nogi do nogi. Angel Di Maria podprowadził akcję na lewej stronie boiska, Nahuel Molina precyzyjnie dośrodkował, a Alexis Mac Allister oddał kąśliwy strzał po ziemi. Piłką leciała wolno, nasi gracze patrzyli na nią chcąc zmienić jej kierunek siłą woli, ale wpadła przy słupku i Argentyna objęła prowadzenie.
Ten gol był jak "plask" w kark, od tyłu, bez zapowiedzi. Polscy piłkarze byli wściekli.
Ale odpowiedź mogła być piękna. Po kilku minutach Piotr Zieliński dośrodkował z rzutu wolnego, a Kamil Glik zgarnął piłkę w powietrzu. Strzał głową Glika był bardzo dobry, ale obrońca pomylił się o pół metra.
Argentyna po golu miała ten mecz pod pełną kontrolą. Piłkarze Lionela Scaloniego rozgrywali piłke po obwodzie, co jakiś czas przyspieszał Messi, który miał ogromne wsparcie trybun po zmarnowanym karnym. I jedna z takich akcji dała Argentynie kolejną bramkę. Enzo Fernandez zagrał krótko do Alvareza, a 22-latek wziął na plecy naszego obrońcę, obrócił się i pięknym strzałem pod poprzeczkę pokonał Szczęsnego.
Oczekiwanie na awans
Polacy mogli stracić bramkę w przynajmniej kilku kolejnych akcjach. Argentyna poczuła jednak luz, miała pewne prowadzenie i pierwsze miejsce w grupie. Zespół Czesława Michniewicza drżał natomiast do końca o awans z grupy. Na kilka minut przed końcem meczu byliśmy w 1/8 finału, ale jeden gol - dla Argentyny lub Meksyku w równoległym spotkaniu z Arabią Saudyjską, wyrzucał nas z turnieju.
I wtedy, gdy już zakończył się mecz Polaków, Arabia Saudyjska w doliczonym czasie gry, strzeliła gola. To już dawało pewność, że do dalszej fazy awansowali Polacy.
Polskiej kadrze towarzyszy jednak coś, czego dawno nasza piłka nie miała - szczęście. Biało-Czerwoni po 36 latach przerwy wychodzą z grupy na mistrzostwach świata. W kolejnej rundzie zagramy z kolejnym pretendentem do wygrania mistrzostw - z Francją!
Polska - Argentyna 0:2 (0:0)
0:1 - Mac Allister 46'
0:2 - Alvarez 68
Polska: Wojciech Szczęsny - Matty Cash, Kamil Glik, Jakub Kiwior, Bartosz Bereszyński (72. Artur Jędrzejczyk) - Piotr Zieliński, Grzegorz Krychowiak (83. Krzysztof Piątek), Krystian Bielik (62. Damian Szymański), Karol Świderski (46. Michał Skóraś), Przemysław Frankowski (46. Jakub Kamiński) - Robert Lewandowski.
Argentyna: Emiliano Martinez - Nahuel Molina, Cristian Romero, Nicolas Otamendi, Marcos Acuna (59. Nicolas Tagliafico) - Rodrigo De Paul, Enzo Fernandez (79. German Pezzella), Alexis Mac Allister (83. Thiago Almada) - Angel Di Maria (59. Leandro Paredes), Lionel Messi, Julian Alvarez (79. Lautaro Martinez).
Sędzia: Danny Makkelie (Holandia).
ZOBACZ WIDEO: Nowa gwiazda światowego futbolu. Ekspert porównał go do Lewandowskiego