Trener angielskiej akademii piłkarskiej: Polska nie jest skazana na lagę

Żaden kadrowicz nie gra w klubie w stylu, jakim grali w Katarze. Piotr Zieliński jest najlepszym środkowym pomocnikiem w tym sezonie w najmocniejszych ligach. Nie musimy grać brzydko - analizuje Polak pracujący w angielskiej akademii piłkarskiej.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Piotr Zieliński i Jacek Pobiedziński (w kółku) PAP/EPA / Na zdjęciu: Piotr Zieliński i Jacek Pobiedziński (w kółku)
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Czy polska piłka jest skazana na "lagę"?

Jacek Pobiedziński, od 6 lat trener foundation phase (kategorie U-9 do U-12) w akademii Watford FC: Absolutnie nie. Powinniśmy wzorować się na nowoczesnych i atrakcyjnych trendach w piłce, grać odważniej i nie stawiać na minimalizm. Potrzebna nam większa wiara w nasze możliwości i mentalność zwycięzców. Tylko w ten sposób możemy się rozwinąć i skutecznie konkurować. A mamy w Polsce wielki potencjał.

Byłem i jestem świadkiem reformy angielskiego futbolu. Tutaj od nowa stworzyli piłkarskie DNA. Narzucili nowy styl. Kiedyś Anglicy grali topornie. "Laga" do przodu i dośrodkowania w pole karne. Ale powiedzieli: nie chcemy "lagi", chcemy grać ofensywną i techniczną piłkę. Dominować nad rywalami. Wdrożyli nowy system, przeprowadzili rewolucję.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nagranie Lewandowskiego hitem sieci. Kapitan nie próżnuje

W akademiach już najmłodszym wpaja się nowoczesną grę wysokim pressingiem, żeby odbierać piłkę przeciwnikom jak najbliżej ich bramki. U nas też widać to coraz bardziej, przede wszystkim w młodszych rocznikach, ale reprezentacje, nie tylko pierwsza, również młodzieżowe, grają za często zbyt bojaźliwie. Za bardzo skupiamy się w młodszych reprezentacjach na wynikach a nie na rozwoju. Pamiętajmy, że cel to pierwszy zespół.

Na mundialu Polacy grali tak, jakby piłka im przeszkadzała.

No właśnie, a przecież Piotr Zieliński w tym sezonie jest najlepszym środkowym pomocnikiem w pięciu najlepszych ligach w Europie. Ma w Napoli lepsze statystyki niż Kevin De Bruyne w Manchesterze City. Robert Lewandowski ma słabą technikę? Nie, ma doskonałą. Podobnie Bartosz Bereszyński, który zagrał dobre mistrzostwa. A teraz powiedz mi, który z naszych zawodników gra w swoim klubie tak defensywnym stylem, jak reprezentacja Polski? Czy taka zmiana stylu na pewno im pomoże?

Nikt nie przychodzi mi do głowy.

Nie ma w kadrze piłkarza, który na co dzień grałby tak zwanym "long-blockiem", głęboką obroną i "lagą" do przodu. A jeżeli ci zawodnicy nie grają w tym stylu przez cały sezon, czasu na przygotowanie do mundialu jest mało, dlaczego proszono ich o stosowanie czegoś, czego nie trenują i w czym nie czują się komfortowo? Spójrz, jak w niskiej obronie gra Maroko. Hiszpanie grając z nimi mieli 75 procent posiadania piłki, ale niewiele okazji. W bramkę trafili dwa razy. Widać, że Marokańczycy w niskiej obronie czują się bardzo dobrze.

Gdy kadrę prowadził Paulo Sousa, statystyki pokazywały, że w jaki sposób strzelaliśmy większość goli? Gdzie mieliśmy najwięcej przechwytów piłki? Jeśli ktoś umiejętnie gra wysoką obroną, to najlepsze zespoły świata mają z nią problem. A jak taka obrona zostanie przełamana, wtedy można bronić się niżej. Tutaj w Anglii uczy się, że priorytetem jest wysoki pressing, jak nie wychodzi, przechodzimy do średniego i dopiero kiedy przeciwnik jest tak dobry, że i ze średniego wychodzi, przechodzimy do niskiej obrony.

Dlaczego my od razu graliśmy "bunkier"?

Graliśmy bardzo często średnią lub niską obroną, bo takie były założenia trenera. Taka była filozofia Czesława Michniewicza i przyniosła nam ponowny po 36 latach mundialowy awans z grupy. Trzeba mu pogratulować i uszanować jego decyzje. Ale nie jestem zwolennikiem takiej gry. Koledzy byli bardzo zdziwieni tym, jak gramy. Mówili, że to dobrze, że w meczu z Francją zagraliśmy odważniej, że widać było w naszym zespole dobrych zawodników. I zastanawiali się, dlaczego tak nie graliśmy wcześniej. Szkoda, że Zielińskiemu nie udało się strzelić bramki na 1:0. Wtedy wszystko mogłoby się zdarzyć. Ten mecz mógłby być przełomowy dla Michniewicza, a drużynie dać mnóstwo wiary w siebie.

Jacek Pobiedziński, trener foundation phase (U9 - U12) w akademii Watford Jacek Pobiedziński, trener foundation phase (U9 - U12) w akademii Watford
W Anglii Polacy pewnie zapracowali na opinię drużyny, która nie chce grać w piłkę.

Od jednego z moich szefów usłyszałem, że ten zespół nie ma odwagi i boi się zrobić akcję. Trudno się oglądało spotkania naszej reprezentacji. Ale grając w ten sposób, osiągnęła swój cel. Nikt nie odbierze Michniewiczowi, że dokonał czegoś, co nikomu w Polsce bardzo długo się nie udawało. Ale to jest minimalizm, z którym musimy skończyć. Bądźmy odważni. Postawmy sobie długofalowe cele i zacznijmy je realizować. Jesteśmy czterdziestomilionowym narodem, tylko wiary w siebie mamy za mało.

Ale optymistyczne jest to, że nasze dzieciaki grają już z rówieśnikami z Zachodu jak równi z równymi. Przede wszystkim odważnie, są ofensywnie nastawione. Później gdzieś to zanika. Myślę, że nasze centralne rozgrywki młodzieżowe nie pomagają zawodnikom w rozwoju.

W jaki sposób?

Byłem w Polsce u kolegi, który był dyrektorem sportowym w jednym z trzecioligowych klubów. Powiedział mi, że mają trzech bardzo utalentowanych 15-latków, którzy do sezonu przygotowywali się z zespołem seniorów. Pomyślałem, że to świetnie, będą mieli pomost pomiędzy juniorską piłką a tą dorosłą. Kolega dodał, że w trzeciej lidze ci młodzi grać nie będą, bo jeszcze nie są na to gotowi. Będą występować w drużynie U-15. A to przecież nie ma sensu. Jak masz utalentowanego zawodnika, przesuwasz go do wyższego rocznika, żeby miał wyzwanie i się rozwijał. Dla mnie było rzeczą naturalną, żeby tych trzech chłopaków włączyć do ekipy 17-latków na przykład. Kiedy zapytałem, czemu tak nie zrobią, usłyszałem, że muszą grać z rówieśnikami, żeby pomóc zespołowi w utrzymaniu się w lidze. Właśnie tak się zabija talenty. Nie myśli się o tym, żeby piłkarz się rozwijał, żeby wszedł do pierwszej drużyny, kiedyś może na poziom Ekstraklasy albo reprezentacji. Myśli się tylko o doraźnym celu. W Anglii jest inaczej.

Jak?

Tutaj jest świadomość, że talent potrzebuje wyzwań, bo dzięki nim się rozwija. Takim wyzwaniem dla zdolnych chłopaków jest coś, co nazywamy "across the group" - gra ze starszymi i lepszymi. Najlepsi w danym roczniku muszą grać w zespołach z wyższej kategorii wiekowej.

A w Polsce była dyskusja, czy nie powinno się przesunąć do młodzieżówki graczy powołanych do pierwszej reprezentacji, żeby wzmocnić U-21.

Jeśli chłopak jest na tyle dobry, żeby grać w seniorskiej kadrze, to jaki jest sens w przesuwaniu go do drużyny będącej niżej w hierarchii? Tutaj się tego nie robi. Klubowi nie zależy na młodzieżowym pucharze, tylko wychowaniu piłkarza do pierwszej drużyny.

W jaki sposób pracuje się w angielskiej piłce z dziećmi i młodzieżą?

Wszystko jest oparte na pracy indywidualnej. W grupie dziewięciolatków mamy trzynastu chłopców, dla których mamy przygotowane sześciotygodniowe programy. Jeden trener pracuje nad podaniem, drugi nad przyjęciem piłki, trzeci nad strzałem. Po sześciu tygodniach koordynator wzywa rodziców oraz trenerów i oceniamy postępy. Na ich podstawie tworzymy indywidualny plan na kolejne półtora miesiąca.

Nie przywiązujemy też dzieci do konkretnych pozycji. W meczu dwunastolatków mniej więcej już wiadomo, kto będzie obrońcą, pomocnikiem, a kto napastnikiem. Ale wciąż zmieniamy im pozycje, żeby pracowali nad innymi cechami niż te, które przydadzą im najłatwiej. Chodzi nam też o to, żeby napastnik, grając w defensywie, zobaczył, jakie problemy ma obrońca w sytuacji, gdy ktoś biegnie w jego kierunku z piłką. Młodzi mają się uczyć, także na swoich błędach, a nie wygrywać.

Jak piszę raport z meczu, najpierw wypełniam rubryki dotyczące stylu gry, zaangażowania dzieci, najlepszych zawodników na boisku. Ta z wynikiem jest ostatnią.

Jacek Pobiedziński, trener w akademii Watford FC Jacek Pobiedziński, trener w akademii Watford FC
W jakim okresie tego rozwoju polscy piłkarze tracą najwięcej dystansu do najlepszych na świecie?

W młodszych rocznikach jest coraz lepiej. Największa przepaść między nami a Zachodem tworzy się od 15. roku życia gracza do osiągnięcia przez niego wieku seniora. Właśnie przez walkę o wyniki. Dobrze, że rok temu prezes PZPN Cezary Kulesza zrobił krok w dobrą stronę i zlikwidował tabele w rozgrywkach dziecięcych. Myślę, że teraz trzeba by się zastanowić, jak zmienić naszą Centralną Ligę Juniorów, żeby nie marnowały się tam talenty. Na rozwój świadomości naszych trenerów jeszcze musimy poczekać bo to jest proces długofalowy.

Co zrobić, żebyśmy zmienili nasze piłkarskie DNA?

Musimy po prostu określić, jakie ono ma być, a potem kształtować je na wszystkich szczeblach, we wszystkich rocznikach reprezentacji młodzieżowych. Nasz związek powinien tego wymagać od trenerów, a zarazem dawać im wsparcie. Pokazywać, że jeśli wykonują wyznaczone im zadania, to są oceniani dobrze, niezależnie od osiąganych wyników.

Mamy wszystko, czego potrzeba, żeby się udało. Mnóstwo dzieci, które garną się do piłki, nowoczesne stadiony, dobre akademie. Trzeba nauczać odważnej gry. Nawet mimo porażek trzeba robić swoje.

Potrzebna jest cierpliwości, bo ta zmiana nie będzie jak włączenie światła w pokoju. To trudna droga, ciężka praca dla całego środowiska piłkarskiego. Związek musi nas w niej wspierać a każdy trener pracujący w Polsce ma zdawać sobie sprawę, że jest ważną częścią czegoś większego. Ale warto w tę drogę wyruszyć.

Czytaj także:
To on zastąpi Michniewicza? Cezary Kulesza rozmawia z poważnym kandydatem
Już nie ma przeszkód, aby zastąpił Michniewicza. Ważne informacje!

Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy polska piłka powinna od nowa zbudować swoje "DNA"?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×